09.04.2019
SurfEars 3.0 - pierwsze wrażenie

Zatyczki do uszu SurfEars to jeden z ważniejszych gadżetów w moim domu. Nie ruszam się bez nich do uprawiania żadnego sportu wodnego, a obecnie zabieram je nawet na pływalnię (basen jak kto woli). Jedno przedłużone zapalenie ucha i już wiem, że wolę nie ryzykować. Smutna prawda jest niestety taka, że każdego "wodniaka" kiedyś to czeka, a lepiej zająć się prewencją niż leczeniem.

Dopóki nie zacząłem korzystać z poprzedniem wersji zatyczek do uszu mocno bagatelizowałem ten problem. Nie trafiło mi się żadne bardziej bolesne zapalenie ucha, więc klasycznie nie brałem go w ogóle pod uwagę. Na szczęście w samą porę zmieniłem przyzwyczajenia, bo w zeszłym roku przeszedłem "lekkie" zapalenie, które trwało z pół roku, a teraz po każdym mocniejszym zamoczeniu ucha mam nerwobóle. Zatyczki rozwiązują ten problem całkiem nieźle, nie niosąc za sobą kilka upierdliwości związanych z zatyczkami woskowymi czy niezawsze skutecznymi olejkami/kroplami. Ale do rzeczy...

SurfEars 3.0 - co się zmieniło?

Na początek "najważniejsze" czyli to co widać na pierwszy rzut oka - opakowanie. Wersja 3.0 jest wykonana w całości z gumy, ma specjalne otwory, dzięki którym mokre zatyczki spokojnie wyschną, a woda odparuje. Dotychczasowe zapięcie na suwak, które potrafiło przeciąć kabel zostało wymienione na bardzo fajny patent z magnesem. Karabinczyk został na miejscu, ale tym razem jest trochę większy i łatwiejszy w obsłudze. Wszystko wykonane naprawdę solidnie - w ręku czuć jakość. Oby była długotrwała i odporna na słoną wodę i piasek.

Jeśli chodzi o same zatyczki, to nie ma tutaj rewolucji. Jest natomiast widoczna ewolucja. Po pierwsze od razu widać, że kabel na którym są surfearsy jest odczuwalnie grubszy, przez co na pewno będzie wytrzymalszy. O ile na wodzie wątpie, żeby się on komukolwiek zerwał sam z siebie, o tyle przy zwijaniu to na pewno była popularna "kontuzja". Grubszy kabel będzie skutkował też mniejszą częstotliwością plątania, dzięki czemu Wasze nerwy nie będą narażone podczas konieczności szybkiego wejścia do wody.

Surfears 3.0 są bardzo solidne. Membrana chroniąca uszy, która jednocześnie pozwala słyszeć to co się dzieje jest zdecydowanie grubsza. Ciekawe czy teraz rzeczywiście bedzie coś słychać. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest różnicowanie kolorystyczne prawej i lewej "słuchawki" - w ten sposób na prawdę ciężko będzie się pomylić, zwłaszcza kitesurferom przyzwyczajonym do połączenia - lewa i czerwony.

Inne mocowanie leasha powinno rzadziej wyciągać zatyczki "przypadkiem", ale czy to działa powiemy dopiero po konkretnych testach w pralce z wirowaniem. Gumki mają też trochę inny design, a ich wybór tym razem jest większy niż w wersji SurfEars 2.0. Samym produktem jaram się bardzo, bo sprawdza się u mnie już od dłuższego czasu. Bardzo chętnie przetestuję nową wersję w mocnych warunkach i jest szansa, że będzie na to opcja już niedługo. Zatyczki SurfEars dostaniecie w najlepszych polskich surfshopach już za 219 PLN. Czy to dużo? Na pewno więcej niż jakiś woskowy zamiennik. Moim zdaniem jednak to dobra inwestycja w coś co zawsze macie pod ręką i dzięki temu jest szansa, że ominie Was chociaż jedno zapalenie ucha, a może nawet "ucho surfera". - kliknij w link i dowiedz się co to jest!

Kuba

top