27.06.2017
Francuski surf-rekonesans

Jak każdego roku przyszedł czas na decyzję, gdzie tym razem otworzyć sezon windsurfingowy. W tym roku nasze dywagacje trwały wyjątkowo długo, objęły całkiem pokaźną liczbę miejsc (Naxos, Karpathos, Teneryfę, Pozo, Fuertaventurę, ...) i doprowadziły nas... Donikąd. "Niestety" z najprzeróżniejszych powodów wyszło na to, że kolejny raz wybierzemy się do Leucate. Dlaczego akurat Leucate jest tematem na całkiem pokaźny artykuł, ale zupełnie w tej chwili nieistotnym.

Wracając do tego, co istotne. Odrobinę zniechęceni faktem, że po raz kolejny jedziemy w to samo miejsce postanowiliśmy jednak trochę wyjazd urozmaicić i po drodze, zahaczyć o najciekawsze miejscówki na SUP'a i surf'a w zachodniej Francji. Ostatecznie tutaj również odrobinę polegliśmy organizacyjnie, bo nasz "objazd" z powodów "biznesowych" trwał tylko 4 dni. Na szczęście nasz francuski surf-rekonesans i tak okazał się całkiem owocny, a wszystkie zdobyte przez nas informacje znajdziecie w tej relacji.

O czym warto pamiętać czytając poniższą relację, to że przygodę z surf'em i SUP'em dopiero zaczynam, więc nasze relacje które staramy się wspierać wiedzą zaczerpniętą z internetu mogą być nie do końca przydatne, czy odzwierciedlające rzeczywistość (a być może i zabawne dla bardziej zaawansowanych miłośników fal ;) ).

Mont Saint-Michel

Pierwszym, najbardziej wysuniętym miejscem na północ do którego dotarliśmy było Mont Saint-Michel. Cóż ten malowniczy klasztor położony na wyspie zalewanej przez intensywne pływy może mieć wspólnego z surfingiem? Cóż. Starając się bardziej zgłębić temat (co nie jest takie proste - jak w przypadku dużej części rzeczy francuskiej natury - z powodu niechęci tej nacji do wszystkich języków poza ich własnym) natrafimy na informacje, że wspomniane intensywne płyny tworzą całkiem regularnie "śmieszną" falę z którą teoretycznie można spływać. Niestety ze względu na naturę fali w większości przypadku możemy spływać kajakiem, lub na bodyboard'dzie. Tym razem nie dostąpił nas zaszczyt bycia świadkami tego zjawiska przez nasze niefortunnie nałożone ramy czasowe.

Lestrevet (Pors Ar Vag)

Drugim miejscem, które pojawiło się na mapie naszej niewielkiej wyprawy było już typowo surfingowe i zupełnie opustoszałe Lestrevet (tudzież znane również pod nazwą Pors Ar Vag od popularnego tutaj kempingu). Poza ostrzeżeniem o wyschniętych algach wypuszczających trujące opary po nadepnięciu i niemożliwości zameldowania się na żadnym kempingu poza stricte wyznaczonymi godzinami (popularny problem we Francji) spot zaprezentował nam się niesamowicie.

Przede wszystkim Bretania sama w sobie jest bardzo malowniczym rejonem. Szczerze napisawszy trochę w ten sposób wyobrażaliśmy sobie Norwegię (której jeszcze nie udało nam się odwiedzić). Jeśli chodzi o same warunki, to na długiej plaży każdy powinien znaleźć miejsce dla siebie, a równa fala nie przysporzy problemów nikomu próbującemu złapać swoją pierwszą falę. Minusem miejsca jest "średnia" regularność działania spotu (przynajmniej zgodnie z wszechwiedzącym internetem, bo na bazie naszej jednodniowej obserwacji spot działa non stop :P).

Spędziliśmy tutaj bardzo przyjemny dzień, mocząc nasze SUPy pierwszy raz w tym sezonie. Z jednej strony pół roczna przerwa sprawiła że nie padlowaliśmy zbyt pewnie, z drugiej warunki były tak proste i przyjemne, że złapaliśmy prawdopodobnie więcej fal niż przez cały zeszły rok.

Quiberon

O półwysep Quiberon zahaczyliśmy odrobinę przypadkiem. Zobaczyliśmy znak na autostradzie, skojarzyliśmy z przeglądaną wcześniej listą spotów i podjęliśmy szybką decyzję na 500m przed zjazdem.

Niekończąca się piaszczysta plaża z początku przypominała nam spot w Almanarre. Zwłaszcza, że warunki na które trafiliśmy to klasyczne "za dużo na SUP'a, a za mało na windsurfing", co jak zawsze zaowocowało mnóstwem latawców śmigających nad wodą. O całym wspomnianym podobieństwie zapomnieliśmy, jak tylko udaliśmy się na plaże dokładniej zbadać sytuację. Na całej długości plaży występowała całkiem przyjaźnie wyglądająca fala. Również z bliższej perspektywy na wodzie można było dostrzec stosunkowo liczne grupki ze szkółek surfingowych. Poza szkółkami pokazującymi jak wstawać na desce, na pianie rzeczy związanych z surfingiem nie zauważyliśmy, ale bez wątpienie spot ten w mniej wietrzne dni może mieć i w tej kategorii spory potencjał.

Warto dodać, że na półwyspie znajduje się kilka przyjemnych do podreptania miasteczek i łatwo trafić na majestatyczne widoki rozbijających się o skały fal.

Jak już zostało wspomniane warunki niestety były kite'owe, a jako że kite'a jeszcze nie oblataliśmy, a rozpoczęcie sezonu "żaglowego" od windsup'a wydawało się niewłaściwe, to pozostało nam po prostu kontynuować wyprawę wzdłuż wybrzeża.

Lacanau

Lacanau jest ponoć miejscem w Europie, gdzie mamy największą szansę trafić na falę. Trzeba przyznać, że miejsce samo w sobie od razu roztacza surferską atmosferę. Mamy tutaj do wyboru kilka plaż z mało oryginalnymi nazwami:

  • Północna (Nord)
  • Centralna (Central)
  • Południowa (Sud)
  • Bardzo południowa (Super Sud)

Plaże północna i centralna znajdują się przy samym miasteczku. Żeby do nich dotrzeć musimy stanąć na jednym z parkingo-piknik-spotów i uiścić odpowiednią opłatę w parkometrze. Ostatecznie skończyliśmy na najbardziej południowej plaży, jako że liczy się każdy grosz plus i kto by nie chciał odwiedzić miejsca, która już w samej nazwie ma przymiotnik "super".

Plaża Super Sud okazała się strzałem w dziesiątkę. Oprócz darmowego dostępu do plaży (przynajmniej poza sezonem) znajduje się tutaj ogromny, "leśny" parking w którym każdy znajdzie miejsce dla siebie (przynajmniej poza sezonem).

Podczas naszego pobytu, jak przystało na reputację tego miejsca fala była, niestety jednak nie zwalała z nóg. Właściwie poprawniejszym stwierdzeniem było by, że zwalała non stop. Fale zderzały się ze sobą w losowych kierunkach i były bardzo strome nawet jak na standardy bardziej zaawansowanych surf'erów (przynajmniej bazując po ich minach).

Niezależnie od warunków przed południem powalczyliśmy (mało skutecznie) na SUP'ach, a po południu kiedy odpływ odsłonił dodatkowe kilkadziesiąt metrów plaży udaliśmy się na naszym mniejszym SUPie (8'10'') na mini sesję odświerzającą naszą surf'erską wiedzę łapiąc białą pianę.

Podsumowanie

Podsumowując wiadomości, które zdobyliśmy możemy śmiało potwierdzić, że na zachodnim wybrzeżu Francji fale rzeczywiście występują. Niektóre nawet da się złapać. Na pewno jesteśmy pod ogromnym wrażeniem krajobrazów w Bretani. Warto dodać, że jeszcze bardziej na południe od Lacanau znajduje się dużo więcej spotów z falami kończąc na bardzo popularnym Biarritz.

Nasz werdykt: wycieczkę po surf-spotach na francuskim wybrzeżu jak najbardziej polecamy.

sieFotografuje

Kuba Ż

top