Nikogo pewnie nie zaskoczył fakt, że John John Florence w końcu został Mistrzem Świata. Już od paru lat, na początku sezonu JJF zawsze był wymieniany wśród pewniaków. Dwa lata temu zajął nawet trzecie miejsce w rankingu, ale wtedy Gabriel Medina był nie do zatrzymania i to on ostatecznie zgarnął tytuł. Hawajczyk od samego początku kariery został określony złotym dzieckiem surfingu i był przymierzany na zastępcę Kelly’ego Slatera.
JJF urodził się na Hawajach, na wyspie Oahu, zupełnie przypadkowo, w odległoście nie więcej jak 100 metrów od słynnego breaku Pipeline. To właśnie tam odbywają się ostatnie zawody z serii Mistrzostw Świata każdego roku. Już 8 grudnia odbędzie się tam finał tegorocznego touru i mimo że tytuł już należy do JJF, to byłoby pięknie jakby na koniec dorzucił zwycięstwo na swoim homespocie.
Czemu właściwie nikt się nie dziwi, że John John Florence został Mistrzem Świata? Spójrzmy na jego historię i jego wiek podczas różnych osiągnięć:
Osiągnięcia co najmniej imponujące. Co prawda Kelly zdobył swój pierwszy tytuł w wieku 20 lat, ale to było w 1992, więc surfing od tego czasu troszkę ewoluował, a konkurencja na pewno wzrosła. Na szczęście Slater ostatni tytuł w wieku 39 lat, co daje JJF 15 lat na wyrównanie tego rekordu. Czas pokaże, w którą stronę ewoluuje John John Florence. Już teraz wypowiadał się, że chciałby się skupić bardziej na zawodach, a mniej na filmach. Efekty jak widać są natychmiastowe. Wygląda na to, że aby wygrywać brakowało mu tylko pełnego skupienia. Rekordy rekordami, dla nas najważniejsze jest widowisko, a tego w przypadku JJF nie brakuje. Czekamy z niecierpliwością na Pipeline, nasze ulubione zawody surfingowe.
Kuba