Cywilizacja niesie ze sobą wiele plusów i minusów. Na Bali na przykład, kiedyś królowała dzika przyroda, a lokalesi nie znali wartości turystycznych dolarów. Wtem ktoś odkrył, że fale w Indonezji są lepsze niż u niego, a worek z turystami rozpruł się i od tamtej pory każdego roku na wyspy dojeżdża nowa porcja zapalonych surferów. Nie ma się co im dziwić - w końcu fale tam rzeczywiście są doskonałe, woda ciepła, słońce świeci - słowem raj.
Niestety oprócz cywilizacji i dolarów, wraz z turystami na miejsce przyjeżdżają tony odpadów dziennie. Wyspy nie są za dobrze przystosowane do przerabiania takie ilości śmieci, a lokalna nacja nie należy do najbardziej ekologicznych. Efektem tego jest przykry widok, który właśnie pora monsunowa wyciąga na wierzch. Duże ilości wody spływającej po wyspach, zmywa śmieci do oceanu. Na plaży można znaleźć naprawdę wszystko - od plastykowych butelek, do elementów wyposażenia szpitali, z igłami włącznie. Kiepski widok to nic, w porównaniu z przygodami, które czekają na każdego, kto nierozważnie nastąpi na powyżej wymienione.
Efekty tego są dramatyczne. Niestety Azjaci nie są najbardziej prośrodowiskowi, dlatego to w rękach turystów leży zachowanie tego spotu dla potomności. Oczywiście istnieje pare organizacji pozarządowych, które walczą z tym problemem, ale zanim zostanie od pokonany, a Indonezyjczycy wyedukowani, spłynie jeszcze dużo wody w rzekach, a wraz z nią masa śmieci. Dlatego pamiętajcie, nieważne czy pływacie u siebie, czy na drugim końcu globu. Butelka, nakrętka czy nawet papierek - zawsze zabieracie ze sobą i staracie się nie wrzucać na górę, która tylko wygląda na śmietnik. W ten sposób jest szansa, że nasze dzieci z przyjemnością pojadą z nami łapać tam fale, bez obrzydzenia wchodząc do wody.
Kuba