03.03.2014
Mavericks - kalifornijski big wave spot

Mavericks miałem okazje zobaczyć po raz pierwszy jesienią rok temu. Przy okazji roadtripa po zachodnim wybrzeżu Stanów, wymusiłem na niepływającej części ekipy, żebyśmy zboczyli trochę z trasy i chociaż odhaczyli to miejsce. Położone zaledwie pół godziny jazdy od San Francisco, miasteczko Half Moon Bay, niczym nie zdradza swojego wyjątkowego sąsiedztwa. Często osnute wyjątkowo gęstą mgłą, sprawia raczej puste i depresyjne wrażenie. Cicha portowa okolica, nic więcej. Sam spot znajduje się przy Pillar Point, naprzeciwko terenu bazy wojskowej, położonej na niewielkim cyplu, na zachód od miasta. Żeby dostać się w te okolice, trzeba pozostawić samochód na znajdującym się nieopodal, zarośniętym parkingu i resztę drogi pokonać na piechotę, kierując się wzdłuż klifu. Tak też zrobiliśmy. Po około 10 minutach, napotykamy ostrzeżenia o "deadly waves", więc przynajmniej wiemy, że się zbliżamy. Na miejscu okazuje się jednak, że obserwowanie fal z brzegu jest dość mocno utrudnione, gdyż pomimo wdrapania się na klif napotykamy płot, który odgradza teren wojskowy. Tego dnia, pomimo, że spot zdawał się działać, na wodzie było pusto i nie widzieliśmy, aby ktokolwiek próbował łapać którąś z łamiących się fal. Ale co się dziwić - z powodu nieprzychylnej kombinacji wielkości swellu i poziomu wody, wszystko to działo się zbyt blisko wystających z wody skał. Jak się okazało w rozmowie z siedzącą na klifie parką, spóźniliśmy się o jeden dzień na 10 metrowy swell. No nic, może następnym razem...

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Na następny raz, podczas kolejnego pobytu w Kalifornii, czekałem dość długo, bo jak się okazuje, break ten jest wyjątkowo wybredny, jeśli chodzi o warunki. Wszystkie zmienne, które wpływają na to jak kształtuje się fala muszą się prawie idealnie zgrać, żeby pojawili się chętni do zejścia na wodę. Dlatego też coroczne zawody - Mavericks Invitational, które się tu odbywają, mają okno oczekiwania aż pół roku, a ostateczna decyzja zapada nawet na 24 godzin przed ich startem. Pomimo, że systematycznie obserwowałem prognozy, przez długi czas nic nie wskazywało na to, żeby ten dzień miał w końcu nadejść. Powodem był na pewno mocno opóźniony sezon i brak porządnego swellu w całej Kalifornii. Gdy wreszcie na początku stycznia coś zaczęło się klarować przy dalszym końcu prognozy, stało się jasne, że trzeba działać. Wiele z lokalnych kutrów, które normalnie służą turystycznym wyprawom na "grubszą rybę", dorabia sobie, i to całkiem nieźle, przy okazji zawodów. Gdy okazało się, że o miejsce na łódce nie było jeszcze tak trudno, zaklepałem sobie wstępnie wjazd i już trochę spokojniej przyglądałem się rozwojowi wydarzeń. Na szczęście, tym razem prognoza utrzymała się i w wtorek, na 3 dni przed zawodami, ich ogłoszenie stało się faktem. Uśmiech na gębie nieznacznie mi opadł, gdy okazało się, że będę musiał wstać o 4:30, żeby stawić się w porcie o wyznaczonej godzinie, ale nagroda, w postaci obserwowania tego wyjątkowego wydarzenia, była zbyt duża, żeby się tym przejmować.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Na miejsce dojechałem jeszcze w nocy, ale mimo to widać już było, że "coś wisi w powietrzu". Wszędzie pełno ludzi, zarówno obserwatorów jak i aktorów nadchodzącego spektaklu. Co jakiś czas przewijały się skutery wodne Red Bulla, z niezliczoną ilością zaczepów GoPro, czy też charakterystyczne deski typu Gun. Łódka na której się znalazłem, "Queen of hearts", mieściła około 20-30 osób i co ciekawe, raczej nie wiele z nich dawało po sobie poznać zamiłowanie do surfingu. Ale z drugiej strony przyzwyczaiłem się już do tego, że w Kalifornii pływać może każdy i zdecydowanie nie jest to sport zamknięty na młodych. Tak więc jakaś starsza pani chwaliła się, że płynie oglądać Mavs już trzeci raz, a brodaty typek analizował na żywo odczyty z bojek oceanicznych. Około 7:30, po krótkim briefingu kapitana, wypłynęliśmy ze spokojnych wód portu. Mimo, że do samych Mavericks (pieniących się gdzieś przy horyzoncie) był jeszcze spory kawałek, 'gniew oceanu' można było odczuć od kiedy tylko minęliśmy ostatni falochron. Łódką całkiem ładnie rzucało i już po chwili wszyscy przy burtach byli mokrzy od pasa w dół, lecz bynajmniej nie ze strachu. Dalej było już spokojniej, raz na jakiś czas mijały nas tylko obłe zarysy większych fal.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

W miarę zbliżania się do naszego miejsca docelowego, przetaczające się sety stawały się coraz bardziej wyraźne i mimo, że miałem kiedyś okazje zobaczyć na żywo Pipelines, czy Waimea, dalej robiły spore wrażenie. Nie każdy set był duży, ale nawet te mniejsze potrafiły wygenerować widowiskowe i naprawdę masywne tuby. Pierwszą obserwacją w oczekiwaniu na kolejny set była ilość jednostek nawodnych znajdujących się w okolicy: od skuterów, przez motorówki, aż po kutry i sprawiające groźne wrażenie jednostki 'coast guard'. Część z nich, związana bezpośrednio z zawodami (jak 'Mr Morgan') stała bez ruchu, a pozostałe zmuszone były przemieszczać się po wyznaczonym okręgu, co pozwalało każdemu z chętnych znaleźć się w końcu w dogodnym do zdjęć miejscu. Jak się dowiedziałem, dawniej była tu znacznie większa samowolka, lecz po paru dość niebezpiecznych sytuacjach (w tym uwiecznionych w "Chasing Mavericks") zdecydowano się zawody trochę bardziej uregulować. Tak więc o dystansie, rodem z filmów z Teahupoo można niestety zapomnieć. Efektem tego, jak również sporej liczby chętnych na pokładzie i poza nim (na linii strzału), a także tego, że "trochę bujało" - ze zdjęciami wcale nie było łatwo. Dlatego też bez jasnego obiektywu supertele, ze stabilizacją się nie obejdzie - moje 300m (f/5.6 przy tej ogniskowej), spisywało się raczej marnie, więc cieszę się, że chociaż parę nie najgorszych ujęć udało się złapać. Dodam, że chętnych była masa, w tym że 4 helikoptery i coraz popularniejsze na amerykańskich spotach, zdalnie sterowane drony.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Co do samej akcji, wiadomo - robi wrażenie na filmie, ale gdy znajdziemy się w odpowiednim miejscu przy większym secie i widzimy to wszystko na żywo, może być tylko lepiej. Niesamowita jest sama geometria tej fali. Każda z nich to wpierw formująca się w oddali góra wody, które następnie piętrzy się i wygładzają, by ostatecznie załamać się, wyrzucając w przód masywną i zbyt niebezpieczną do przejazdu tubę. Obserwowana od boku, lub z tyłu, wydaje się znacznie mniejsza niż w rzeczywistości, a to przez ogromną depresję, która tworzy się zaraz przed nią. Jest to efektem specyficznej formy dna, która spowalniając falę na środku, powoduje jej wygięcie w kształt litery C i dodatkową kompresję, czemu zawdzięczamy jej zwielokrotnione rozmiary. Choć co prawda z powodu kilkudziesięciu silników motorowodnych w pobliżu, słychać było huk jedynie największych z nich, dźwięk ten potrafił zadziałać na wyobraźnię. Rywalizacja i próba zdobycia najpotężniejszych z fal, przez kilku zawodników na raz, potrafi dostarczyć sporo emocji - wydawałoby się, że w takich warunkach przestrzeganie podstawowych zasad pierwszeństwa na wodzie powinno mieć kluczowe znaczenie, ale dropiny i kilka osób zjeżdżających na jednej fali to normalka. Szkoda, bo nie każda większa fala była wykorzystana (trudno jednak mieć to chłopakom za złe!), ale popatrzeć było zawsze przyjemnie. Widzieliśmy kilka dość nieprzyjemnych wipeoutów (najbardziej utkwiły mi w pamięci te Nic'a Lamba - być może dlatego że wyróżniał się białą pianką i zaliczył pare na prawdę solidnych upadków), sporo ryzykowanych dropów i masę zwykłych przejazdów, które w tych warunkach zyskiwały na efektowności.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Cała zabawa trwała dla mnie około 3-4 godzin, tyle ile potrzeba było na rozegranie trzech 45-minutowych heatow, po czym łódka wróciła do portu po kolejną grupę chętnych. Co ciekawe, nikt ze współ-obserwujących, nie posiadał aktualnych informacji co do przebiegu konkursu. Punktacja, imiona zawodników i czas pozostały do końca zdawały się zupełnie nie mieć znaczenia. Każdy przejazd witany był z równym entuzjazmem, podobnie jak i szczęśliwie przejścia kolejnych zawodników nad dosłownie już łamiącą się falą. Całość zrobiła na mnie niesamowite wrażenie, choć nie ukrywam, że liczyłem na trochę więcej bujania :)

Tomek 'Fala' Falkiewicz

Więcej o Mavericks możecie przeczytać na Wikipedii - m.in. skąd wzięła się nazwa spotu,...

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

sieFotografuje

Krzysiek

top