08.02.2014
Wiemy co wygrywa : Windsurfing vs Kitesurfing
Bardzo często przydarzyło mi się słyszeć jak to windsurfing jest lepszy od kitesurfingu (oraz vice-versa), że kitesurferzy tylko przeszkadzają (oraz vice-versa) itd. bez końca. Ale nie chcę na ten temat dywagować, bo każdy ma swój gust i upodobania. Uważam, że obie dyscypliny to ogromne źródło przyjemności na wodzie, a zabawne sytuacje "rywalizacji" interdyscyplinarnej ciekawie obrazuje nowa reklama z Philipem Kösterem
Pracując w szkółkach, często jestem pytany o to samo : "No to co jest lepsze.... windsurfing czy kitesurfing?"
Zamiast więc odpowiadać na szybko - postanowiłem porównać po swojemu.
Transport
Schodząc do piwnicy nie mam wątpliwości co zajmuje więcej miejsca. W dodatku targanie trzech zestawów windsurfingowych lub kitesurfingowych stanowi lekką różnicę - przede wszystkim w wadze oraz pojemności. A od niedawna opłata za bagaż sportowy może zostać tylko po stronie WS, ponieważ jeśli pływamy na KS i posiadamy deskę Split Board (Nobile) to tej opłaty już nie zapłacimy. A przecież nie tylko latamy ale i jeździmy samochodami, gdzie pakowność jest ograniczona.
Koszt
Tu można postawić na remis, chociaż to zawsze jest subiektywną oceną. Uważam, że są to podobne wydatki zarówno na windsurfing jak i na kitesurfing. Rozpiętość od 4tys. do 10tys. zł, chociaż widełki stanowią pewne uśrednienie. Kupowanie używanego sprzętu objęte jest ryzykiem krótszego użytkowania. Żagle mogą być użytkowane średnio 5-6 lat gdy są odpowiednio zadbane (unikanie naświetlania monofilmu, ochrona przed solą), natomiast przy barze wymiana linek powinna następować co 3 lata. Oszacowanie stanu faktycznego jest trudniejsze w przypadku sprzętu kitesurfingowego niż windsurfingowego. Na windzie mamy czarno na białym czy sprzęt jest zniszczony. Sprzęt kite'owy jest bardziej wrażliwy na zniszczenia i napięcia, ze względu na małą grubość materiału i lekkość, co niesie za sobą pozytywny jak i negatywny wydźwięk w postaci delikatności
Nauka
Krzywe ukazujące postęp nauki dla obu dyscyplin są całkiem różne. Aby zacząć operować latawcem z deską, najlepiej najpierw spędzić parę godzin na lądzie z latawcem treningowym, następnie w wodzie wykonać "bodydragi", co jest wtedy przepustką do prób na start z deską. To sumuje średnio ok.12h z instruktorem, po których osoba ucząca się może zostać sama na wodzie, mając świadomość tego co wykonuje z latawcem i deską.
Dla windsurfingu jest zupełnie inaczej : godzinka lub dwie i stoisz na desce, która płynie oraz zawraca do brzegu ! Natomiast różnica następuje właśnie później. Prędkość osoby uprawiającej kitesurfing po 20h nauki to równowartość jednego sezonu osoby pływającej na windsurfingu. Dochodzenie do poziomu ślizgowego owszem zajmuje więcej czasu, natomiast wszyscy wiemy, jak sowicie zostaje to wynagrodzone. Na szczęście przy dzisiejszym skoku technologicznym, sprzęt staje się coraz bardziej lekki i postęp został ewidentnie przyspieszony. Deska na pewno wymaga więcej cierpliwości, natomiast wynagradza poczuciem stabilności - w porównaniu do kite'a, gdy nagle siada wiatr?
Przygotowanie fizyczne
Nie ma wątpliwości, że deska wymaga więcej siły od uczącego się. Spora część obciążenia idzie na dłonie, bicepsy i plecy, co jednak sprawia przyjemność gdy czujemy jak po paru dniach pływania nasza wytrzymałość fizyczna wzrasta adaptując się do nowych warunków. I dopóki nie robimy rufy w pełnym ślizgu, to każdy zwrot przy silniejszym wietrze wymaga zużycia pewnej ilości energii - w przeciwieństwie do kite'a gdzie siadamy na "dupie" i dajemy w drugą stronę. Co nie znaczy że kitesurfing nie męczy - po 4h porządnej nauki jednego dnia, myślę że każdy wieczorem zasypiał jak dziecko
Niezależność
Technicznie jest to możliwe, aby samemu wystartować i wylądować latawiec, jednak wymaga to już wysokiego stopnia zaawansowania od pływającego, przy tym jednak należy się liczyć ze skutkami, gdyby coś nie poszło po naszej myśli. Stąd w zasadzie wymóg tej drugiej osoby do wystartowania i wylądowania latawca. Najlepiej żeby to była piękna blondynka z niebieskimi oczami, aczkolwiek rzeczywistość bywa czasem odmienna. W przypadku deski jesteśmy pod tym względem w pełni niezależni. Zaczynamy kiedy chcemy i kończymy kiedy chcemy - oczywiście pamietając o zasadzie niepływania samemu na spocie. Lepiej nie kusić losu w razie gdyby złapał nas skurcz czy złamał statecznik.
Lokalizacja pływania
Spośród wielu zagrożeń czyhających, wybrałem dwie podstawowe - pierwszym jest płytka woda. Pływanie blisko brzegu na pełnej prędkości na windsurfingu może skutkować zaryciem statecznika o dno. A to oznacza bardzo efektowną, aczkolwiek z pewnością bolesną katapultę (równie bolesną dla dziobu deski). Z kite'em tego problemu nie ma - w zasadzie można przepływać na ledwie paru centymetrach wody. Z drugiej jednak strony, jeżeli linia brzegowa jest zabudowana lub zalesiona pojawia się niebezpieczeństwo odbicia wiatru, który napotykając na przeszkodę zmienia kierunek, może pójść w górę - i przy tym również ponieść nas niekoniecznie tam gdzie byśmy sobie tego życzyli. Do tego dochodzą linki, które do drzew i krzaków ciągną jak magnes, stąd potrzeba wygospodarowania dla siebie sporej ilości przestrzeni aby spokojnie iść na wodę. Tu deska wygrywa, wystarczy podpiąć żagiel i wtargać sprzęt do wody - no chyba że jak na Pozo chcemy szybko wyjść boso z wody i gramolimy się po kamieniach. Ale to wyjątek potwierdzający regułę.
Bezpieczeństwo
Tutaj rozbieżność jest zdecydowanie większa. Odkąd kitesurfing pojawił się na plażach, nastąpił zdecydowany wzrost wypadków. Dlaczego? Ponieważ kitesurfingu łatwiej/szybciej się uczymy i spora ilość osób nie jest psychicznie oraz fizycznie przygotowana na uprawianie tego ekstremalnego sportu. Oczywiście że jest to przecież mega fun ale dopóki wszystko jest OK, bo wtedy daje to boskie uczucie prędkości i łatwego pływania w ślizgu. Problemy pojawiają się w sytuacjach nagłych, gdy warunki się zmieniają, u osób, u których przygotowanie zarówno teoretyczne jak i praktyczne jest niewystarczające. Wówczas pojawiają się wypadki. Brak rozwagi i doświadczenia utrudnia sprawę gdy trzeba działać szybko i instynktownie. Co więcej latawiec wraz z napiętymi linkami staje się bronią ciężkiego kalibru o zasięgu do 200m w linii wiatru. Dla odmiany na windsurfingu wystarczy martwić się o obszar 5m, a gdy skaczemy to do 20m. Również skala tych ciężkich obrażeń przechyla się niechlubnie na stronę latawców (tak, wiem na desce też są złamania, wybijane barki itd. - ale wciąż liczbowo jest to mniej). Poza tym w przypadku kontuzji "przyjemniej" jest wczołgać się na deskę i dzięki jej wyporności oszczędzać energię i ciepło ciała w oczekiwaniu na pomoc. To że jesteśmy na desce również wpływa na poprawienie naszej widoczności, co przy zafalowaniu ma niemałe znaczenie.
Zima
No właśnie. Za oknem temperatura -10, w sercach 30 jak oglądamy filmy wszystkich pro riderów na sieplywa.pl... A jeszcze goręcej się robi gdy znajomi nas informują o swoich poczynaniach z wojaży w ciepłych krajach (tak, tak, zazdrość wtedy bardzo mocno grzeje). Jaką mamy alternatywę z naszym sprzętem? Windsurfing - Iceboard/Icesurfing - trzeba się wtedy uzbroić w dodatkowy sprzęt w postaci właśnie iceboardu. Ograniczeniem jest specyfika gruntu na którym jeździmy czyli na lodzie, no i miłośnicy fal też nie będą pocieszeni ze względu na brak lotów (chyba że tych poziomych, po lodzie : ) ). Myślę że na pewno ciekawa sprawa bo przecież zawsze szkoda wiatru, nawet zimą. W przypadku latawca - wystarczy pod boardshorty założyć jeszcze kalesony i spodnie narciarskie, następnie założyć narty lub snowboard i śmigać. W zasadzie wszędzie tam gdzie jest wolna przestrzeń (wspominałem o tym w lokalizacji), śnieg i oczywiście wiatr. Możliwości są wtedy spore, latać można, skakać można - pamiętamy ,tylko że ziemia jest jednak twardsza od wody.
Oczywiście należy wspomnieć o tych, którym zimno i huragan Hercules (i inne!) nie straszne i pływają w styczniu : ) (gorąco ich pozdrawiamy!)
Zimowa alternatywa czyli iceboarding/icesurfing
Podsumowanie
Nie mam zamiaru osądzać co jest lepsze/gorsze, bo każdy ma swoje prawo wyboru. Uważam że zarówno jedna, jak i druga dyscyplina ma bardzo dużo do zaoferowania dla tych którzy tylko chcą tego spróbować. Windsurfing jest świetną opcją, gdy od razu na początku stajemy na desce i w zasadzie płyniemy (wypornościowo). Etap dochodzenia do pływania ślizgowego zajmuje sporą ilość czasu i cierpliwości. Kitesurfing? Trochę na odwrót - początki wymagają cierpliwości bo wszyscy chcą : JUŻ, OD RAZU! A trzeba na spokojnie zrozumieć podstawy i potem przejść do etapy nauki pływania ale już od razu ślizgowego. Oderwanie się od wody również jest łatwiejsze w odróżnieniu od deski, ze względu na prawa fizyki. Ale spotkałem wiele osób, które wybierają właśnie deskę ze względu na bezpieczeństwo. I mają w tym obszarze naprawdę wiele racji. Niepozorny latawiec i cienkie linki mogą stać się niebezpiecznymi narzędziami na wodzie, w dodatku szybkość z jaką latawiec nabiera ogromnej mocy przyprawia o dreszcze. Nie chce nikogo straszyć, to są fakty i jest to ekstremalny sport - po prostu. Dodatkowo ta nieodparta chęć skakania właśnie przy brzegu?
Dla wielu oba sporty stanowią idealne połączenie. Na tych słabszych warunkach pompują latawce, a na tych mocniejszych wybierają deskę. To oznacza więcej pływania, a jak jest więcej pływania to wszystko jest piękniejsze - bo czy nie o to nam w życiu chodzi ? Dlatego bardzo łatwo odpowiedzieć na to co wygrywa w pojedynku windsurfing vs. kitesurfing. To krótkie słowo :
ZAJAWKA
Dla mnie to jest najważniejsze w tym wszystkim. Przyjemność podróżowania, ruchu, obcowania z naturą i oczywiście poznania tak wielu mega pozytywnych ludzi, których z tego miejsca pozdrawiam