Trochę czasu spędziłam już w Australii więc chyba najwyższy czas na relację. Pierwszy raz pojechałam do Australii prawie 2 lata temu, licząc na to, że wreszcie pożyje jak prawdziwy surfer, czyli połączę normalne życie - studia i pracę - z możliwością pływania w weekendy i popołudniami, zamiast wyczekiwać na urlop i pływać tylko kilka tygodni w roku. Niestety miesiąc po przybyciu do Australii, kiedy dopiero co ogarnęłam samochód, sprzęt, pracę i szkołę miałam poważny wypadek samochodowy. Czołówkę, która mogła się skończyć duuużo gorzej (lekarze byli zaskoczeni że żyję, a tym bardziej chodzę), ale "na szczęście" złamałam tylko nos, zszyli mnie w paru miejscach i "teraz jestem tu". Niestety to mnie raczej wyeliminowało z pływania i po skończeniu semestru Multimediów w Colleagu w Perth, wróciłam do domu trochę rozczarowana windsurfingowo. Nie wspominając o rozczarowaniu swoim wyglądem. Siemin i Pietras byli w Australii w tym czasie i dali mi przydomek Quazimodo. Skończyło się tak, że nos musieli mi zszyć a później nastawiać aż 5 razy! Teraz na szczęście jest prawie prosty :)
Po powrocie do kraju czułam niedosyt pływania! Nasłuchałam się od 'lokalesów' o wszystkich spotach, których nie było mi dane spróbować. Wiedziałam, że muszę tam wrócić. W planach zawsze miałam także zrobienie MBA, uznałam więc, że połączę te dwa marzenia. Jakoś udało się wszystko zorganizować, zakwalifikowano mnie na Uniwersytet w Perth, przepisując nawet kilka przedmiotów z UW. Oczywiście zrobienie MBA wymagało codziennego siedzenia w bibliotece godzinami, kiedy za oknem tańczyły na wietrze palmy.
Ale! Na szczęście udało mi się odwiedzić kilka bliższych spotów - jak Corronation Beach koło Geraldton (500km od Perth). Spot ten jest niesamowity - to istny 'skatepark' dla windsurferów! Od brzegu pierwsze 100-200m jest całkowicie płaskie, a po dopłynięciu do rafy można sobie wybrać falki od takich po kolana do takich na maszt (ostatnie sety). Do tego odległość między falami (okres) jest tak duża, że w razie pomyłki jest czas żeby się pozbierać i zrobić start z wody przed następną falą. Jest to także najbardziej delikatna z fal na jakich przyszło mi pływać w Australii, wiec idealna do nauki i "pierwszych razów" na rafie.
W samym Perth też można pływać, ale warunki nie są imponujące - głównie "beach break" , bez wiatru przy brzegu - czyli tam gdzie jest najbardziej potrzebny. Żeby popływać na falach z plakatów trzeba pojechać od 400 do 1200 km na południe lub północ.
Jednak po wybraniu się na te dalsze spoty jak właśnie Coronation Beach, czy nawet słynne Margaret River (tylko ok. 400km od Perth) pływa się już na światowej klasy reaf-breakach z czystymi falami i wiatrem side-off-shore.
Na moje pierwsze pływanie w Margaret River z powodu szkoły, czekałam aż do lutego zeszłego roku, kiedy zapisałam się na Mistrzostwa Wave Australii. W momencie kiedy przyjechałam na spot, zobaczyłam wielkość fal oraz tunel szerokości metra wyryty w rafie, żeby było którędy wypłynąć - szczerze mówiąc - trochę zwątpiłam.. Na szczęście pokonałam strach i z helikopterem nad głową, duszą na ramieniu i prawie bez wiatru wyszłam na wodę. Przeżyłam, zajęłam drugie miejsce i zyskałam niesamowite wspomnienia!
Zaraziłam się także pływaniem na dużych falach! (Zdjęcia i film z zawodów znajdziecie na mojej stronie www.justynasniady.com
Oczywiście w trakcie całego pobytu starałam się pływać ile się dało, choć z powodu szkoły, pracy i ciągle psującego się 23-letniego samochodu nie dojechałam na najlepsze spoty takie jak np. Gnaraloo (1200 km na północ od Perth - niedawno tripa zrobił tam Jason Polakow, poniżej możecie zobaczyć krótki filmik.
Wróciłam do Polski po skończeniu MBA
3 dni przed PWA na Gran Canarii w zeszłym roku.
Po wielu miesiącach w Polsce, udało mi się zorganizować kolejny wyjazd do Australii i poleciałam tam znów w lutym tego roku. Niestety trochę po sezonie.. wiatru było bardzo mało, a do tego stała praca (tym razem na szczęście biurowa, a do tego dość ciekawa) utrudniała dalsze częste wyjazdy. Mimo to udało mi się zaliczyć ostatnie z najbardziej epickich spotów - Gnaraloo na północy (skąd niestety nie mam zbyt wielu zdjęć) oraz Esperance na południu (jakieś 700km od Perth) skąd zdjęcia mam - a dzięki znajomym pilotom i fotografowi Colinowi Leonhardt - z helikoptera! Co prawda byliśmy tam tylko 3 dni (a helikopter był tam przez zaledwie kilka chwil), ale były to jedne z najlepszych sesji w moim życiu! Przeżaglowana na 4,7, z falami na maszt, lazurową wodą i trzema innymi osobami na wodzie poczułam, że było warto pofatygować się do krainy OZ jeszcze raz.
O Australii mogłabym pisać i pisać - o spotkaniach z rekinami, wężami, jaszczurkami i jadowitymi pająkami. O spaniu samej w buszu w rozklekotanym samochodzie, żeby móc zaliczyć sesje na falach prosto z reklamy Ripcurl'a. O strachu jaki towarzyszył mi w wielokrotnych samotnych wyprawach w nieznane, o ludziach którzy mi tam pomagali, o beznadziejnych pracach, które miałam (jak rozkładanie telewizorów na części etc.) zanim dostałam pozwolenie na pracę. O pakowaniu zapasów wody i benzyny na wyjazdy w odległe miejsca, gdzie nie było nawet zasięgu sieci telefonicznych. O skakaniu z klifów, off-roadzie, surfingu, tysiącach kangurów na trasach, popłynięciu na desce na wyspę Rottnest, wieczorach przy ognisku na plaży, nasłuchiwaniu zwierząt w nocy, upałach, licznych wizytach w szpitalach, łzach szczęścia po pierwszych ustanych frontloopach i o adrenalinie jaką czułam pływając na olbrzymich falach w Gnaraloo prawie bez wiatru. O podekscytowaniu, kiedy zadzwonił do mnie właściciel australijskiej marki KA.Sails oferując mi miejsce w międzynarodowym teamie, ponieważ usłyszał o mnie od lokalnych windsurferów. Wszystkiego tutaj nie zmieszczę.
Chciałam tylko przekazać kilka wspomnień i pokazać jak wspaniałe jest to miejsce. Mimo że trzeba się najeździć i potrzeba czasu, żeby poczuć i zrozumieć panujący tam klimat "no worries", na prawdę warto się tam wybrać. Nie tylko windsurfingowo, ponieważ Australia ma do zaoferowania dużo więcej.
Składam teraz krótki filmik z ostatniego pobytu w AU, który udało mi się nakręcić dzięki wsparciu od GoPro. Póki co załączam kilka z miliona zdjęć. Mam nadzieję, że każdemu uda się dotrzeć kiedyś w te niesamowite miejsca Zachodniej Australii.
Pozdrawiam i życzę wiatru, fal i progresu w nadchodzącym sezonie!
Justyna Sniady POL-1111
Quatro Boards, KA. Sails International, Roxy, Pro-Limit, Go Pro