Cześć!
Po bardzo długiej przerwie mam kolejną porcję newsów z ostatniego wyjazdu. Sezon 2015 udało mi się rozpocząć bardzo przyjemnie w Egipcie, gdzie jak zawsze ugościła mnie super ekipa z polskiej bazy Red Sea Zone. Latam tam regularnie na treningi poza sezonem i zawsze uda mi się popływać no i przyjąć trochę słońca na poprawę samopoczucia.
Tym razem ze względu na inne obowiązki związane z uczelnią miałem chyba najdłuższą przerwę od kajta w swojej historii i nie pływałem nic od października. Tak naprawdę ostatni dzień na wodzie w 2014 spędziłem w Rewie na kręceniu filmu z Mlecznym. Najdłuższą przerwę przesiedziałem głównie na uczelni, ale spędziłem za to święta w domu i byłem też pierwszy raz od dawna w górach.
Wracając do tematu, w El Gounie przywitała nas ekipa RSZ, a także zbuntowana drużyna nastolatków - Denis Żurik, Wojtek Andrzejewski i spółka. Ja za cel wyjazdu wyznaczyłem sobie w miarę możliwości powrót do przyzwoitej formy. Co więcej dostałem też cały nowy sprzęt, więc musiałem wszystko opływać, poustawiać pod siebie latawce i zdać relację z nowych desek.
Wylatując z Polski nie liczyłem na wiele, bo te 5 miesięcy to jednak szmat czasu i nawet przed pierwszym wejściem do wody czułem, że nie będę umiał się ruszać. Także starałem skupić się na myśleniu o tym jak pływałem pod koniec sezonu i jak najszybciej przypomnieć sobie podstawy. To według mnie bardzo ważne i odpowiednie nastawienie bardzo przyspiesza cały ten proces.
Po przylocie mieliśmy jeden organizacyjny dzień bez wiatru, a później wiało przez 6 dni non stop, więc było co robić. Pływanie okazało się bardzo konkretne - wiało tak na zmianę na 9m lub 11m. Oprócz tego trafiliśmy też w pływy, bo wysoka woda robiła się zawsze mniej więcej po południu, a to oznaczało, że można płynąć upwind na pobliską lagunkę, która tworzy się przy brzegu jakieś 500 metrów od bazy. Tam miałem najlepsze sesje i przypomniałem sobie jak pływać z dużym kajtem. To jest w sumie najśmieszniejsze z tego całego rozpływania. W pierwszy dzień dosłownie bałem się robić tricki na 9m na wietrze, na którym rok temu wychodziłbym z 11m. Na szczęście szybko się ogarnąłem i już po paru dniach zabierałem się za poważniejsze rzeczy jak mobe 5 albo dbl backroll 3.
Sprzętowo w tym roku mój wkład w linię SU-2 to będzie głównie dopracowanie deski freestyle/wakestyle. Dostałem już jeden blat z nowej rozmiarówki, która jest bardzo fajna. Deski te mają być dostosowane pod buty, więc oprócz dobrego pływania muszą być także bardziej wytrzymałe. Kolejne zadanie to pomoc przy desce wake. W El Gounie rok temu otworzył się wielki kompleks z wyciągami i przeszkodami Rixena. Miałem go akurat kilka kroków od chaty, więc w bezwietrzne dni chodziłem do Sliders - tak nazywa się ten wodny plac zabaw. Tu też wielkie dzięki dla całej ekipy Sliders, która bardzo miło mnie przyjęła. Po sesyjkach na kablu siedzieliśmy w ich knajpie u góry i psuliśmy wzrok przed komputerem albo szliśmy do recepcji pograć trochę w pingla. Oprócz tego chodziliśmy trochę po miasteczku i odwiedzaliśmy nasze ulubione restauracje. Tak ogólnie w dobrej atmosferze zlatywał nam czas. Pierwszy raz pływałem też z kumplem na doublach i jest to chyba najśmieszniejsza rzecz jaką można zrobić na cable parku. Pokręciliśmy razem trochę ujęć, także postaram się złożyć z tego jakieś krótkie video. Niestety przez problem z kartą pamięci straciłem połowę materiału z tego dnia, więc repertuar tricków będzie dosyć "okrojony".
Na wodzie szybko zacząłem wracać do siebie i pod koniec wyjazdu pływałem już całkiem godnie. Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie nowe Chaosy. W tegorocznych kajtach zrobili trochę zmian, które poprawiły znacznie slack na linkach. Dzięki temu właściwie zacząłem robić nawet nowe tricki i o wiele łatwiej wychodzą mi te mniej techniczne rzeczy z przyciąganiem się dużo do baru. Najbardziej to zauważyłem przy blind judgach do blinda. Rok temu nawet w najlepszy dzień było mi to ciężko zrobić, a teraz po tak długiej przerwie na ostatniej sesji wylądowałem kilka bez większej szarpaniny. To dla mnie naprawdę szok. Próbowałem też dla zabawy parę razy tego dziwnego double halfcaba. (Trick którym chwalił się Christophe Tack podczas zimowego treningu w Australii) Nie dałem rady go zrobić, ale czuję, że po porządnym rozpływaniu nie będzie to większy problem. Także nie wierzcie nikomu jeśli mówi, że jest to najtrudniejszy trick tylko dlatego, że chłopcy z Australii zrobili sobie z niego jakiś "video-danceoff".
Double Half Cab Roll - Christophe Tack - photo: Adrenaline Boardsports/Nick Pryce
Podsumowując kolejny udany wyjazd do El Gouny. Wiatrowo mieliśmy super pierwszy tydzień, a drugi tydzień spędziłem kreatywnie na wyciągu, także jest to miejsce z dobrymi alternatywami na każdy dzień. Teraz mogę już powoli myśleć o kolejnym wyjeździe i zbliżającym się sezonie w Polsce.
Do usłyszenia!
Marek Rowiński