Po ponad dwóch latach pracy w biurze stwierdziłam, że czas najwyższy wrócić do mojego dawnego stylu życia. Dwutygodniowe wyjazdy na kajta podczas urlopu nie wystarczały na wypływanie, a co dopiero na jakikolwiek progres. Dlatego złożyłam podanie o wizę, kupiłam one-way ticket i poleciałam na drugi koniec świata - do Australii.
Australia już dawno temu chodziła mi po głowie, bo nigdy nie byłam po tamtej stronie Świata, no i przede wszystkim chciałam uciec od tej okropnej, polskiej jesienno-zimowej chlapy. Mój wybór padł na Perth, największe miasto w Zachodniej Australii, głównie ze względu na dobre połączenie lotnicze (promocja w Qatar Airways) oraz nowo otwarty wakepark. O warunkach na pływanie nie wspominając, ale o tym później. Wyruszyłam w moją podróż pod koniec listopada i jak tylko włączyłam komórkę podczas przesiadki w Doha (Katar) dostałam sms-a, że właśnie spadł pierwszy śnieg w Warszawie. Perfect timing. Perth przywitało mnie powiewem lata i temperaturą 35 stopni.
Australijskie lato i zarazem najlepszy wiatrowo czas przypada od początku grudnia do końca lutego. Codziennie po południu włącza się orzeźwiający wiatr zwany Freemantle Doctor. Dzięki niemu daje się jakoś wytrzymać upały dochodzące do 40 stopni. Doktorek wieje zazwyczaj z południowego zachodu i rozwiewa się stopniowo od godziny 13 tak, że późniejszym popołudniem jest na 9tki lub 7mki - idealnie. Jak się później okazało, był to najgorszy od 10 lat sezon - często w ogóle nie wiało lub wiało ze wschodu, czyli od lądu. Można się domyślić że nie był to zbyt równy wiatr. Ja już się zdążyłam przyzwyczaić do swojego pecha, a takie anomalie nie robią już na mnie większego wrażenia.
Na szczęście w grudniu podjęłam bardzo dobrą decyzję o zakupie 3-miesięcznego karnetu do Perth Wake Park. Nowy, pięciosłupowy park z wieloma przeszkodami (dodatkowo Sesitec na lewą nogę) idealnie wypełniał bezwietrzne dni w sezonie oraz oczekiwanie na nowe C4 2015. Moją deskę Nobile 50 Fifty wzięłam ze sobą z Polski, ale latawce szły do mnie bezpośrednio z fabryki Ozone w Wietnamie. Jak na 2015 model przystało, odebrałam trzy świeżutkie latawce drugiego stycznia. Warto było czekać! Nowe C4 to najlepsze kajty na jakich do tej pory pływałam. Do charakterystycznej już dla Ozona lekkości na barze doszedł fajny pop, mocniejszy materiał poszycia i nowy, kolorowy design. Nowością w 2015 jest też krótszy bar! 38 cm bar sprawia, że nawet mały kajt jest bardzo stabilny, szczególnie podczas pływania unhooked. Ja używałam 38 cm baru nawet do 12stki, mimo, że miałam też bar 45 cm. Do tego nowe bary mają miękkie końce. Dla mnie oznacza to koniec z siniakami od uderzeń!
fot. Aleksandra Durko
Jeśli chodzi o samo pływanie, to Perth i okolice mają pełno świetnych spotów. Każdy znajdzie coś dla siebie, wystarczy mieć samochód. Ja mieszkałam 45 km na południe od Perth, 10 min samochodem od Safety Bay, w którym znajduje się sławny 'Pond', czyli 'kałuża' tudzież 'sadzawka' w wolnym tłumaczeniu. Taki mini Hel z super płaską i dość płytką wodą. Jak się okazało nie tylko ja upodobałam sobie tę lokalizację. W styczniu i lutym można było spotkać tu całą czołówkę światowego freestylu z obecnymi Mistrzami Świata Karoliną Winkowską i Christophem Tackiem na czele. Nie wspominając już o takich zawodnikach jak Aaron Haadlow, Youri Zoon czy Alex Pastor. Czasem ciężko było zdecydować: patrzeć czy pływać, a jak się wybrało to drugie to też nie było łatwo ze znalezieniem wolnego miejsca dla siebie i swojego kajta. Najlepiej było pływać tak aby nikomu nie wjechać w kadr nagrywanych ujęć i sesji foto. Ale nie można narzekać na pływanie w takim gronie :).
Drugim spotem z płaską wodą był również słynny Woodman's Point, w skrócie Woodies. Położony w połowie drogi między Perth, a Safety Bay półwysep pozwalał pływać z dwóch stron. Od nawietrznej małe fale dla uczących się i flat od zawietrznej, gdzie również można było spotkać wielu dobrych zawodników. Przy wschodnim wietrze najlepszym i w zasadzie jedynym spotem był Point Walter, położony na Swan River niedaleko samego centrum Perth. Był to chyba pierwszy raz kiedy pływałam na rzece, ale oprócz płaskiej i słodkiej wody oraz czarnych łabędzi był tam niestety strasznie nierówny wiatr.
fot. Adam Chrabąszcz
Pozostałe spoty to głównie fale i falki lub duży czop, ale lato na zachodnim wybrzeżu nie jest najlepsze dla wielbicieli dobrego wavu czy surfingu. Najlepszym takim spotem jest Margaret River, oddalony 3 godziny jazdy samochodem od Perth. Warto się tam wybrać nawet na jednodniową wycieczkę ze względu na piękne widoki, o warunkach na wave nie wspominając. Tam odbywa się dużo surfingowych zawodów. Z 'Margies' jest już rzut beretem do miejscowości Augusta, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Regularne falki z flatem pomiędzy nimi od nawietrznej zatrzymuje długa łacha piasku, a z drugiej strony płaściutkie jak lustro ujście rzeki ciągnące się prze ok. 1,5 km. Raj! Najlepszy kierunek wiatru na te spoty to południowy wschód lub południe. Poza wymienionymi spotami można pływać dosłownie wszędzie, a niewybredni znajdą naprawdę puste plaże nawet wokół samego Perth.
fot. Adam Chrabąszcz
Kite i wake w tygodniu, praca w szkółce w weekendy (w końcu trzeba z czegoś żyć, wszystko 3 x droższe) i czas mijał. W styczniu wybrałam się na 10-dniową wycieczkę do Nowej Zelandii. Miał to być wyjazd typowo turystyczny więc nawet nie myślałam o pływaniu, szczególnie, że dużo zapłaciłabym za przewóz sprzętu. Jednak szybka wymiana maili z Konradem z Ozone Kites Polska i już byłam umówiona z chłopakami w Nowej Zelandii. Spakowałam więc trapez, krótką piankę i trochę ciuchów i byłam gotowa na podbój krainy Hobbitów. Kajtów nie potrzebowałam, w końcu Nowa Zelandia, a dokładnie Raglan, to główna siedziba Ozone więc mają ich pod dostatkiem! Po sprawdzeniu prognozy udałam się na wyczekiwaną wycieczkę. Raglan to najlepszy spot na północnej wyspie. Bardzo klimatyczne miasteczko położone przy ujściu rzeki do oceanu, a dookoła wysokie, zielone klify - sceneria jak z Władcy Pierścieni. Na miejscu umówiona byłam z Mattem, współzałożycielem Ozone Kites, który zapoznał mnie z resztą ekipy oraz pożyczył mi nowego Catalysta i deskę. Fajnie było poznać i móc pływać z takim teamem. Widać że chłopaki mają świetną pracę, skoro popołudnie spędzają całą firmą na wodzie. Co do samego spotu to nadaje się on i do freestyle, i do wave. Płaska woda jest przy ujściu rzeki, a prąd wchodzący do morza pozwala pływać nawet przy bardzo słabym wietrze. Dzięki temu bardzo szybko też można wyhalsować się pod wiatr na otwarty ocean, gdzie są ponoć jedne z najlepszych na świecie lewych fal. Nie pływam jeszcze za dobrze na falach, ale na pewno bardzo żałowałam, że nie miałam łejwówki! Na pewno tam jeszcze wrócę!
Niestety moje czteromiesięczne wakacje na końcu świata dobiegły już końca. Australia to była bardzo dobra decyzja. Rekinów, którymi mnie tak straszono przed wyjazdem na szczęście nie widziałam. Jazda po lewej stronie drogi też nie jest taka straszna także polecam to miejsce każdemu, kto chce się trochę spłukać ;) (w zamian ma świetne spoty, piękne widoki i pozytywnych ludzi dookoła)!
Na koniec chciałabym podziękować Ozone Kites Polska oraz Nobile Kiteboarding za wsparcie! Bez was to wszystko nie byłoby możliwe! Moje wyjazdy można też śledzić na
blogu i
instagramie, a już niedługo postaram się skleić jakiś filmik z pobytu w Australii. Do zobaczenia na wodzie. Aloha!