Nie da się ukryć, że to człowiek legenda w świecie windsurfingu. Mi dał się poznać jako szef bazy
BoSport i jako autorytet nauczania windsurfingu, choć nazywa siebie praktykiem niż teoretykiem. Pomyślałem więć, że na pewno będzie miał bardzo ciekawą historię do opowiedzenia o windsurfingu, ponieważ jest związany od zawsze z windsurfingiem, o którym ja na pewno nie mam pojęcia, bo ze względu na moje 25 lat nie mam prawa pamiętać jak to było w latach 80. i 90. z tym pięknym sportem. Dlatego spotkaliśmy się z Maćkiem i oto co mi opowiedział
Opowiedz nam o swoim spotkaniu z windsurfingiem
Pierwszy kontakt z windsurfingiem był
na letnim obozie AWF-u Wrocław w Olejnicy na deskach wyprodukowanych w Augustowie. W następnym sezonie pracując jako ratownik nad
Zalewem Zegrzyńskim kontynuowałem naukę na drewnianych deskach z drewnianym masztem i bomem i z ortalionowym żaglem. To było w roku
1981. Deska zbudowana ze sklejki na wręgach,
po 2h pływania nabierała tyle wody, że nie dało jej się wyciągnąć na brzeg. W tamtych czasach nie było windsurfingu, tylko żeglarstwo deskowe.
Dlaczego AWF i dlaczego we Wrocławiu? Z tego co wiem to jesteś z Warszawy
Wydział Turystyki i Rekreacji jaki sobie wybrałem był wtedy tylko we Wrocławiu, Poznaniu i w Krakowie...więc padło na Wrocław. AWF był prostym wyborem, ponieważ zawsze byłem związany ze sportem, na inna uczelnie pewnie bym się nie dostał.
W roku 1984 zdałem egzamin instruktorski - moja legitymacja instruktorska ma numer 23. W tamtych czasach kurs instruktorski na AWF-ie we Wrocławiu trwał 2 lata i nazywaliśmy go
Surfingologią - zajęcia prowadzili
Tadek Kołacz i Edek Caban (przy okazji pozdrawiam moich trenerów!)
I co? Od razu plany o zakładaniu szkoły?
Nie, najpierw wyjechałem za granicę,
pracowałem w Grecji w klubie Sunsail. To była
angielska szkoła na Lefkadzie - byłem głównie specjalistą od gości z niemieckiej strefy językowej, bo akurat ten język dobrze znałem pracując u majstra budowlanego na robotach w Niemczech. Tak przepracowałem sezon i nauczyłem się jak taką bazę powinno się prowadzić.
Czyli prawdziwa angielska szkoła jako początek do powstania bazy
Dokładnie. Po powrocie
założyłem wypożyczalnię nad Zalewem Zegrzyńskim na "plaży milionerów", dokładnie w roku 1989. Zaczynaliśmy od tego, że
mieliśmy z moją żoną Agatą dwa Windglidery i to był początek wypożyczalni. Później dokupywaliśmy różne deski - głównie z zagranicy ale nie tylko, mieliśmy: wspomniane
Windglidery kupione we Wrocławiu, Aquata (od Darka Króla), Aquarius (od Bolka Obelnickiego z Gdańska), kilka customów zrobionych w ogródku w Zielonce etc...
I wtedy Hel ?
Tak, w 1990 założyliśmy szkołę na Małym Morzu, a w 1991 przenieśliśmy się na Chałupy 3.. i od tamtej pory minęły ... hmm.. już 23 lata
Jak to wtedy wszystko wyglądało? Raczej domków Franka nie było : )
Bazę stanowił
blaszak jak to widać na zdjęciu, dodatkowo stojaki i po prostu sprzęt.
Bez pianek jeszcze, butów też nie było. Pływało się w trampkach, a jak było zimno, to zakładaliśmy ortaliony, torebki foliowe w buty albo w skarpetkach....
A trapezy ?
Na Windgliderze był zakaz używania trapezów. Trapezy pojawiły się dopiero z deskami funboardowymi czyli z deskami o długościach 3.20 - 3.40 do których zamontowano już strzemiona. (
Windglidery miały 3.90 i były pierwszym monotypem na letnich Igrzyskach Olimpijskich).
Pierwsze trapezy w Polsce produkowała firma Surfland z Wrocławia, a
żagle pracownia żaglomistrzowska pana Czesława Wawra - którą prowadzi teraz syn Michał.
Jak to w ogóle pływało? Pływało się w ślizgu?
Tak, to były deski, które pływały w ślizgu ale
nie było tak łatwo wprowadzić Windglidera w ślizg. A to dlatego, że
windglidery miały miecz szybrowy. W dodatku taki, który się nie chował, więc przyczepialiśmy długie paski do mieczy, żeby wyciągnąć miecz i powiesić go na ramieniu. W przeciwnym razie przy odpadaniu stawiało deskę na krawędź. Następny model deski - Windglider Bahia miała miecz chowany pod deskę.
A propo bazy to chyba byłeś pierwszy co ? Jak wtedy wyglądała praca bazy?
Na półwyspie Paweł Jędrzejewski z Fun Windu założył pierwszą szkołe na Kaprze, ja byłem w tym samym czasie lub trochę wcześniej nad Zalewem Zegrzyńskim. Co do bazy to zaczęliśmy od lekcji. Na samym początku byłem sam, później już oczywiście nad morzem zacząłem zatrudniać instruktorów, teraz w sezonie pracuje w szkole około 30 osób.
Na tym nie jednak nie skończyłeś, bo przecież jeszcze jest Rodos. Jak to było?
Do Prasonisi trafiliśmy w pewnym sensie przez przypadek.
Polecieliśmy pierwszym czarterowym samolotem na Rodos z międzylądowaniem na Krecie i trafiliśmy do Genadi. Okazało się, że w Genadi się nie pływa ale 30 km dalej jest Prasonisi.
A tam, jak wiesz,
nie było jeszcze asfaltu, tylko 2 tawerny i kilku deskarzy, którzy mieszkali w namiotach lub kamperach. To był chyba rok 1993. Na początku jeździliśmy do Prasonisi na 4 tygodnie po letnim sezonie w Polsce. Co ciekawe,
w pierwszym roku baza była wybudowana nad samą wodą, mniej więcej na środku plaży. Ale tylko rok pozwolili nam to tak trzymać. Potem Grecy kazali się przenieść pod górę.
Lata 90, Grecja, inny sprzęt, inne możliwości, jakie były więc z bazą tam trudności?
W pierwszych dwóch latach
pracowaliśmy bez pontonu. To chyba największa trudność z punktu widzenia pływających. Zdarzało się, że
prosiliśmy kutry rybackie o pomoc w ratowaniu tych co wywiało za daleko. Na początku baza funkcjonowała jako przechowalnia sprzętu, wszyscy musieli latać ze swoimi deskami. Jak już zawieźliśmy tam samochód to i pojawił się ponton, sprzęt i inne udogodnienia.
Na zgrupowanie Kadry przed Mistrzostwami Europy poleciało na Rodos około 100 quiverów ze sprzętem.
Troszkę się tam od tej pory zmieniło co ?
Prasonisi powstało za pieniądze polskich deskarzy. Przez
pierwsze 10 lat stanowiliśmy 90% klientów. Potem Austriak wybudował swoją bazę Pro Center, po jakimś czasie powstała
baza Deskado a później Wind4Fun.
Baza Bo Sportu zmieniła nazwę na Prsonisis Center i stała się własnością Krzyśka Kłosa, który był związany z Prasonisi niemal od samego początku..
A potem przyszły czasy na kite'a ? Pytam bo na dzień dzisiejszy mocno działasz w tej dyscyplinie.
Donat Raczkowski i Igor Czernik byli jednymi z pierwszych kiciarzy nad Zatoką.. Potem
Jurek i Janek Koryccy przywieźli jakiś latawiec z Wysp Kanaryjskich. No i się zaczęło,
już na przełomie lat 90 i 2000 z Mariuszem Czaplińskim robiliśmy pierwsze zawody kitowe, np.
Focus Cup zorganizowaliśmy w roku 2003 - pula nagród gotówkowych wynosiła 30 tys. zł. Sędzią głównym był
Donat Raczkowski (mój pierwszy trener kitowy) i Mirek Stępniewski a startowali Janek Korycki, Maciek Kozerski, Ania Grzelińska, Wiktoria Boszko, Paulina Ziółkowska, Łukasz Koński. Nazwiska, które tworzyły ten sport w Polsce. No i
osobisty sukces Wiktoria (córeczka) w następnych latach zdobyła Puchar i Mistrzostwo Polski we freestylu.
Mariusz Czapliński założył Stowarzyszenie Sportów Ekstremalnych Kamikaze, które później zmieniło się w
Polskie Stowarzyszenie Kitesurfingu.
W roku 2006 razem z Michałem Zielińskim z firmy Eureka zaczęliśmy organizować Ford Kite Cup. I tak ciągniemy Ford Kite Cup do dziś, z roku na rok przyjeżdża na zawody coraz więcej zawodników. W roku ubiegłym powstał
Polski Związek Kiteboardingu. Chciałbym doczekać chwili,
w której kite wejdzie na Igrzyska Olimpijskie.
Mam nadzieje, że tak się stanie w roku 2020.
A udzielasz się mocno w kwestii teorii nauczania windsurfingu ?
Raczej
byłem zawsze praktykiem niż teoretykiem.
Tadek Kołacz, który prowadził zajęcia na AWF-ie i sam startował w regatach na tzw, Dywizji 2 (czyli desce z okrągłym dnem) zaraził mnie regatami.
Próbowałem też się ścigać na Windgliderze - bez większych sukcesów ale poznałem wtedy windsurfingowych championów tamtych lat:
Piotra Winkowskiego (Pindla), Piotrka Puzynowskiego (Puzona), Piotra Cichockiego (Kaczora), Roberta Wilczyńskiego ( Wilka), Grzegorza Myszkowskiego (Mysze), Adama Wieczorka (Kapelusza).
Adam później pracował z nami w pierwszym roku prowadzenia szkoły i nauczył nas zawodowego trymowania sprzętu. To niesamowite , że po kilkudziesięciu latach czasami spotykamy się na różnych spotach i razem pływamy.
Corocznie w Bo Sporcie organizujemy regaty instruktorów i czasami udaje mi się stanąć na pudle mimo, że niektórzy koledzy instruktorzy są 2 razy młodsi ode mnie.
10 lat temu lub więcej wraz z Jackiem Ferchminem i Jackiem Targońskim ze szkoły J2, Pawłem Jędrzejewskim z Fun Windu i kilkoma jeszcze osobami i szkołami przystąpiliśmy do VDWS - największej organizacji zrzeszającej szkoły sportów wodnych.
Piotr Golba z którym razem studiowaliśmy we Wrocławiu jest jednym z kilkunastu
Instruktorów Wykładowców VDWS. ,,Globus" corocznie prowadzi kilka kursów instruktorskich i wykształcił przez lata wielu doskonałych instruktorów. Cieszę się, że wiele osób które zaczynało swoją przygodę jako młodzi ludzie na kursach rekreacyjnych organizowanych przez
Bo Sport, teraz pracuje jako instruktorzy w szkołach na różnych spotach całego świata. Śmiało można powiedzieć, że szkolimy w
Bo Sporcie drugie pokolenie naszych klubowiczów.
Na zakończenie powiedz mi nad czym teraz pracujesz?
Testujemy nowe rozwiązanie osobistego środka asekuracyjnego -
do zwykłej lycry wszyliśmy zbiorniki powietrza (zrobione z materiału na tuby kitowe) -
w przypadku kłopotów na wodzie możemy samodzielnie napompować lycre i zrobić z niej rodzaj kamizelki wypornościowej. Rozwiązanie jest nowe i będziemy je przez cały sezon testowali w Chałupach. Mam nadzieje, że
lycra zwiększy bezpieczeństwo osób pływających - szczególnie na kicie.