Jagoda Budek: Zawody wspominam wyjątkowo cudownie. Wcześniej nie wiedziałam nic o surf scenie w Polsce i byłam bardzo miło zaskoczona tym, jak wiele osób pasjonuje się surfem i jest w stanie poświęcić wiele, żeby jak najczęściej być w wodzie. Super było zobaczyć jak wiele dziewczyn surfuje i otwarcie podchodzi do wyzwania, jakim jest start w zawodach. Myślę, że zwycięstwo jest jak najbardziej w moim zasięgu, tak samo jak w zasięgu wielu innych dziewczyn, które systematycznie trenują i często surfują na Bałtyku. Karolina to bardzo dobra zawodniczka, która od lat pływa na Bałtyku, więc fajnie było zobaczyć ją w wodzie. Dobra znajomość spotu to często klucz do sukcesu. Dla mnie zawody to była druga sesja na Bałtyku i jest to fala zupełnie inna od tych, na których pływam na moich lokalnych spotach. Mam nadzieję, że będę miała okazję do kolejnych sesji na Bałtyku, ponieważ pływanie w morzu, które znam od dziecka, ma swój niepowtarzalny urok.
Po raz pierwszy surfu spróbowałam w Hiszpanii na Wyspach Kanaryjskich i doznałam wyższego poziomu szczęścia i uczucia totalnej wolności. Po powrocie z pierwszego surf campu myślałam tylko o tym, kiedy znów mogę się urwać na kolejny surf trip, aż gdy wykorzystałam już wszystkie dni urlopowe podjęłam decyzję o odejściu z pracy i ruszeniu do Azji, aby poczuć prawdziwą wolność i smak życia na surf spotach. Gdy skończyły mi się monety, porzuciłam azjatyckie surf spoty i przybyłam do Australii, gdzie mieszkam do dziś. Ocean ma w sobie coś niepowtarzalnego. Wszelkie zmartwienia, presje codziennego życia lądowego zostają na lądzie i wydają się zupełnie miałkie wobec siły natury, której doznaje się w oceanie. Znacznie bardziej „żywa” czuje się surfując, niż prowadząc lądowe życie.
Mieszkam na małej wyspie na północ od Gold Coast, gdzie panuje klimat subtropikalny. Zimą temperatura wody schodzi do dwudziestu stopni, a więc pianka 3/2, a latem dochodzi do 28 stopni. Zdecydowanie lepiej surfuje mi się w ciepłej wodzie, mięśnie pracują znacznie lepiej i sesje mogą trwać znacznie dłużej. Moje lokalne spoty to beach breaki i point’y. Uwielbiam szybko łamiące się fale, takie, które tworzą tuby, pozostawiają mały margines na błąd, wymagają precyzji i dają niepowtarzalny zastrzyk adrenaliny. Bardzo lubię beach break’y za to, że są najbardziej wymagające. Pozwalają na budowanie całej gamy umiejętności od dokładnej obserwacji oceanu po silny paddle czy duckdive. W mojej okolicy jest dużo światowej klasy point’ow, które również uwielbiam, gdyż przy większym swell’u tworzą arcydługie wall’e. Tęsknię też za surfem na rafie. Fale na rafie są niezwykle przewidywalne i osiągają perfekcyjny kształt. Prawie wszystkie fale w mojej okolicy to right handers w przeciwieństwie do fal na Bałtyku, które idą w lewo.
Surfing jest moją pasją i wyjątkową przestrzenią, w której jestem w pełni sobą, sposobem na wyrażanie siebie i zaspokojeniem mojej potrzeby kreatywności. Jest moim powrotem do natury i rodzajem medytacji. Podczas surfu w oceanie zyskuję nową perspektywę na wyzwania z lądu. Ocean jest niesamowitym nauczycielem, ponieważ buduje pewność siebie, ale zarazem uczy pokory.
W Australii na wschodnim wybrzeżu, gdzie obecnie mieszkam, znakomita większość fal to right handers. Na Bałtyku, przynajmniej na Helu, większość fal, które widziałam idzie w lewo. Surfowałam na Bałtyku jedynie latem i nie odczułam tam mocy, która ma w sobie ocean. W Bałtyku nie ma rekinów, czego z pewnością pozazdrościłby każdy australijski surfer. Woda była chłodniejsza od tej, do której jestem przyzwyczajona w mojej części Australii, bo południowa czy zachodnia Australia znane są z zimnych wód. W Bałtyku wciąż nie ma takich tłumów, jak w wielu miejscach na Antypodach. W Australii surf jest popularny od pokoleń i poziom często jest bardzo wysoki, na najlepszej klasy spotach można przy odrobinie szczęścia trafić na surferów z WSL, co może i kiedyś będzie się zdarzać na Bałtyku. Polska scena surferska jest wciąż jeszcze młoda i to ma bardzo niepowtarzalny urok.
Bardzo cieszę się, że wiele dziewczyn próbuje swoich sił w surfie. Surf daje wiele pewności siebie i pomaga w budowaniu własnej wartości. Chciałabym pomóc w tym, aby surf w Polsce nie był postrzegany jako coś elitarnego. Surf nie wymaga najlepszego sprzętu, aby świetnie bawić się w wodzie. Często początkującym surferom wydaje się, że muszą jak najszybciej nabyć drogie shortboardy, a najwięcej fal na Bałtyku można złapać na znacznie większych softboardach.
Nie trzeba też jechać w tropiki, aby przeżyć niezapomniane sesje o zachodzie słońca. Miałam prawdziwe szczęście surfować na falezie o zachodzie słońca i światło oraz pomarańczowe słońce było równie piękne jak na Filipinach. Jest też wiele sposobów na to, by wyjechać i pomieszkać na zagranicznych surf spotach pomimo braku zasobnego portfela. Wiele surf campów oferuje nocleg oraz wyżywienie w zamian za proste prace, jak sprzątanie czy gotowanie dla gości.
Na koniec chciałabym dodać, że bezpieczeństwo w wodzie jest priorytetem i warto przed surfem na nowym spocie dowiedzieć się jak najwięcej od lokalnych surferów. Dobrze jest jak najwięcej pływać z instruktorami czy surferami, którzy są bardziej zaawansowani. Surf w niebezpiecznych warunkach może skończyć się kontuzją, która na długi czas nie pozwoli na powrót do wody.
Maciej Mikołajczyk