31.08.2016
SieRozmawia: Karolina Wolińska Mistrzyni Polski w Surfingu

Cześć Karolina, Gratuluję Mistrzostwa Polski, powiedz czym się różni ten tytuł MP od poprzedniego z roku 2013?

Cześć, dziękuję. Tytuł sam w sobie nie różni się chyba niczym, natomiast na pewno zmienił się poziom umiejętności prezentowanych przeze mnie i przez inne uczestniczki zawodów. Trzeba mieć świadomość, że surfing bardzo mocno rozwinął się w przeciągu tych 3 lat. W 2013 roku kiedy kobiecy surfing dopiero raczkował w Polsce, w zawodach brało udział max 10 dziewczyn, z czego może 5/6 pływało, a reszta brała udział dla zabawy. W tym roku na zawody mogły zapisać się osoby tylko i wyłącznie pływające, pojawiły się również ograniczenia dotyczące wielkości desek, co uważam za bardzo słuszne.

Tegoroczne Mistrzostwa Polski w Surfingu - Ergo Hestia Polish Surfing Challenge, były moim zdaniem najlepiej przygotowanymi zawodami rangi MP do tej pory. Organizatorzy idealnie wpasowali termin zawodów w okno pogodowe, dzięki czemu zostały one rozegrane w naprawdę fajnych warunkach. Fale może nie były spektakularnie duże, ale miały wystarczająco dużo mocy, aby każda z nas mogła pokazać co potrafi. W zawodach wzięło udział 21 dziewczyn i wszystkie naprawdę dawały radę.

Który było trudniej wygrać, ten pierwszy czy ten aktualny?

Patrząc na to z perspektywy czasu na pewno tytuł aktualny było trudniej zdobyć, ze względu chociażby na ilość osób startujących. Poziom na tegorocznych zawodach był naprawdę wyrównany. Dziewczyny walczyły o punkty do ostatnich minut heatu.

Pojedynki eliminacyjne i półfinały trwały po 25min , heat finałowy 30min, do tego wiatr i dość silny prąd w wodzie utrudniały wydostanie się na lineup. Przyznam szczerze, że po finale byłam już wykończona.

Nie mogę powiedzieć, że wcześniejsze tytuły przychodziły jakoś bardzo łatwo, również była walka tylko adekwatna do naszych ówczesnych umiejętności.

Pewnie już wiele razy o tym mówiłaś, ale powiedz jak wyglądały Twoje początki na surfie?

Tak to prawda, już kilka razy o tym pisałam, więc nie będę się zagłębiała w szczegóły. Moje początki nie były łatwe. Fale albo mnie nie zabierały, albo zrzucały mnie z deski. Zaliczyłam kilka spektakularnych nose dive’ów. Były takie momenty, że wychodziłam z wody i mówiłam sobie, że już więcej nie będę pływać, że to nie dla mnie, jednak następnego dnia jakoś nie mogłam się powstrzymać, żeby znowu nie spróbować. W ten właśnie sposób znalazłam się na takim etapie w życiu, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym już nie pływać.

Co było najtrudniejszym elementem do opanowania?

Najtrudniejszym elementem był dla mnie timing, czyli zgranie w czasie wejścia na deskę w idealnym miejscu na fali. Jest to niezwykle trudne, jeśli wskoczy się zbyt szybko fala przejdzie pod deską, jeśli zbyt późno, zjeżdża się na brzuchu z całej fali wytracając prędkość, a ta najprawdopodobniej zdąży się już złamać, spienić, co niestety kończy się jazdą w pianie, zamiast po błękitnej fali.

Pamiętasz swoją pierwszą falę, na której czułaś, że „ogarniasz”?

Oczywiście, takich momentów się nie zapomina. To było w Maroko, na jednym z secret spotów. Piękna lewa fala łamiąca się daleko od brzegu. Niestety wejście do wody było dość przerażające, wokół skały, klify i wąska ścieżka prowadząca w dół na 2metrową skalistą plażę, gdzie rozbijały się o siebie prawa i lewa fala tworząc jedną wielką kipiel. Sama z pewnością bym się nie decydowała tam wejść, ale przypłynął po mnie jakiś lokales i pokazał mi jak dostać się na tę falę. Była naprawdę duża, ale przy tym dość łatwa do złapania. Wtedy tak naprawdę poczułam, że „ogarniam”. Pływałam na tym spocie dobre 2 godziny i poczułam się już bardzo pewnie, nawet zbyt pewnie.

Na ostatniej fali podpłynęłam zbyt blisko brzegu, tak że kiedy zeskoczyłam z deski przybój dopychał mnie do skalistego klifu. Próbowałam wydostać się jeszcze na line up, ale przybój był tak mocny, że stałam w miejscu. Kiedy już opadłam z sił fale zaczęły mielić mnie i deskę. Ciężko było mi złapać oddech, co chwila podtapiała mnie kolejna fala. Serio myślałam, że to już koniec, że nie dam rady się już stamtąd wydostać. Kiedy byłam już blisko klifu zobaczyłam, że pod samym klifem jest bardzo wąska kamienista plaża, po której można się przedostać do miejsca, w którym wchodziłam do wody. Wtedy po raz pierwszy fala wyrzuciła mnie i moją deską na kamienie. Szybko wstałam próbując wydostać się z wody, niestety prąd cofającej się wody był tak silny, że wciągnął mnie z powrotem i kolejna fala rzuciła mną dość mocno o kamienie. Myślałam wtedy tylko o tym, żeby nie uszkodzić deski i jak najbardziej płasko upaść. Tym razem dość mocno obiłam sobie udo, ale deska była cała, a ja w końcu wydostałam się z wody.

Gdzie najczęściej pływasz? Masz swoje ulubione miejsce na surfa?

Najczęściej pływam na Bałtyku. Latem staram się nigdzie nie wyjeżdżać i pływam na naszych lokalnych spotach. Jeśli chodzi o jakieś ulubione miejsce na świecie to raczej nie, jest tyle pięknych miejsc, że staram się jeździć zawsze w inne. Choć ostatnio byłam na Sri Lance i jest to miejsce do którego na pewno jeszcze wrócę.

Co myślisz o surfingu na Bałtyku?

Uwielbiam surfować na Bałtyku, zwłaszcza latem, kiedy jest ciepło i nie trzeba ubierać kapturów, butów, rękawic. Uwielbiam taką świadomość, że kończę pracę, pakuję deskę i jadę na półwysep popływać. Wiadomo, nie zawsze są warunki, ale bardzo często są fale i jak ostatnio nam Bałtyk pokazał, wcale nie są gorsze od tych oceanicznych. W zeszłym tygodniu kilka dni z rzędu pływałam na pięknych bałtyckich falach, przy świetle księżyca, nie wiem czy na oceanie zdecydowałabym się tak długo zostać w wodzie. Na Bałtyku czuję się naprawdę bezpiecznie, nie ma rekinów, niebezpiecznych meduz, są piaszczyste plaże, piaszczyste dno.

Jakie deski i dlaczego masz w swoim quiverze?

W swoim quiverze mam kilka desek, ale ostatnio najczęściej używam RRD Astice 5’10 – bardzo uniwersalna deska, wyporna z wąską rufą i pełnym dziobem, jest to taki mini longboard. Mogę na niej pływać w naprawdę małych falach. Jest to idealna deska na Bałtyk.

Na nieco większe fale zabieram deskę 5’8 Hypto Krypto, również bardzo fajna, lekka deska, szybko startuje na fali i ma dość dużą wyporność mimo swoich małych rozmiarów.

Może zabrzmi to odrobinę szowinistycznie, ale czy surfing to jest w ogóle sport dla kobiet?

Oczywiście, że surfing to sport również dla kobiet. Słońce, plaża, bikini, sexy pianki, która z tych rzeczy nie pasuje do kobiety?

Surfing jest mocno technicznym sportem bardziej od siły liczy się zwinność, wytrzymałość, poczucie równowagi. Są oczywiście spoty, gdzie droga na line up jest długa i wykańczająca, gdzie na pewno siła męskich ramion bardzo pomaga, ale są też takie, na które wyciąga prąd wsteczny i wystarczy, położyć się na desce i chwilkę popaddlować.

Ja nie wyobrażam sobie latem treningu w pomieszczeniu, na siłowni i nie wyobrażam sobie sytuacji, że mogłabym nie trenować w ogóle. Dla mnie takim treningiem jest po prostu surfowanie. Jeśli nie ma fal biorę deskę i paddluję po płaskim, bądź wsiadam na Carvera i surfuję po ulicach i wcale nie uważam, żeby było to mniej kobiece, czy bardziej wykańczające od jakiegokolwiek innego treningu.

Masz jakieś rady dla dziewczyn, które chciałby rozpocząć swoją przygodę z surfingiem?

Poza przygotowaniem fizycznym dobrze jest zaczynać pod okiem doświadczonych instruktorów, którzy powiedzą, pokażą co i jak. Ja wszystkiego uczyłam się sama, metodą prób i błędów, co z pewnością kosztowało mnie dużo więcej czasu i wysiłku. W Polsce jest już kilka fajnych szkółek surfingowych, gdzie można stawiać pierwsze kroki na desce.

Mam jeszcze jedną, taką techniczną - na początku jest dość dużo siniaków i otarć, zwłaszcza na kolanach, od podnoszenia się na desce, zatem polecam rozważenie pianki z długą nogawką nawet w ciepłych krajach.

Co oprócz deski i pianki zawsze zabierasz ze sobą na plażę?

Bezia – mojego psiaka, który bacznie obserwuje mnie z plaży. Poza nim oczywiście zawsze zabieram leash, wosk i grzebień, do wosku oczywiście.

Nie samym surfingiem człowiek żyje, a Ty co robisz, kiedy nie surfujesz?

Wówczas myślę, co by tu zrobić, żeby jednak surfować. Poza Surfingiem, pływam jeszcze na kajcie, a ostatnio mocno wkręciłam się w jazdę na Carverze i jeśli nie ma fal lub wiatru surfuję po ulicach. Cieszę się, że ktoś wymyślił taką deskę, bo trening na niej bardzo mocno przekłada się na umiejętności surfingowe.

W tygodniu oczywiście pracuję, w gdańskiej Fabryce Czekolady „Bałtyk”, gdzie zajmuję się głównie exportem słodyczy.

Masz jakieś surfingowe marzenie?

Standardowe, jak każdy surfer chciałabym w końcu zaliczyć pierwszą w życiu tubę!

Dzięki wielkie za rozmowę, życzymy spełnienia tego marzenia. Do zobaczenia na wodzie!

sieFotografuje

Kuba

top