Na Cabo Verde mieszkam od października. Jest to naprawdę fajna wyspa, a najfajniejsze na niej są fale, które rozbijają się o jej słony brzeg. Magia Ponta Prety zaczarowała mnie tak, że nigdy nie przestane o niej myśleć.... Windsurfing odsłonił przede mną zupełnie nowe oblicze i nowe wyzwania.
Kiedy usłyszałem od mojej znajomej, Vicky Abbot, że organizuje zawody wave właśnie tu na Sal, że wszyscy "prosi" będą na miejscu i że będzie konkurencja "amator" - mega się ucieszyłem. Pomyślałem, że to świetna okazja do sprawdzenia siebie, popływania z najlepszymi, rozwoju i dobrej zabawy. Super! I było właśnie tak - super.
Tuż przed zawodami pojawił się na wyspie potężny swell, do tego wiatr powyżej 25 wezłów -wszystko tak jak być powinno, złożyło się w jedną piękną całość. Najlepszy dzień mojego życia na desce i przy okazji obyło się bez większych strat w sprzęcie. Niestety, tak jak fale się szybko pojawiły, tak też i zniknęły. Pozostał tylko wiatr i nadzieja na to, że warunki się poprawią. Upragniona Ponta Preta nie dopisała, za to Secret Spot inaczej zwany Little Hokipa zaczął łapać mały swell. Padła więc decyzja - ruszamy z konkurencją amator.
Pierwszego dnia zawodów warunki nie należały do najlepszych. Fala 1-1.5m, słaby wiatr i kierunek sideshore. Mój pierwszy heat: Mitu Monteiro (dla tych, którzy nie wiedzą - wielokrotny mistrz świata w kitesurfingu, lokales i niesamowity wyjadacz na falach), Phil - od 7 lat windsurfuje na falach Cabo Verde, Kanadyjczyk Carl i Ja - lepiej trafić nie mogłem. Walczyłem dzielnie jednak pierwszą pozycje zajął Phill, za nim Mitu, a potem ja. Nic straconego. Następny heat przyjąłem na spokojnie, tym razem nie musiałem zamieniać się w biegu sprzętem, zdążyłem dopłynąć pod wiatr i ustawić się w pozycji czekając na zieloną flagę. Ruszył heat i razem z nim idealna długa fala, którą przepłynąłem aż do końca. Zaliczone punkty w pierwszej minucie, po tym jeszcze jedna dobra fala i z pierwszej pozycji przeszedłem do następnego heatu. Na tym zakończył się pierwszy dzień AWT Goya Pro na Sal.
Dzień 2 to już zupełnie inna historia. Wiatr około 30 wezłów, wymarzony sideoff i do tego ponad 2 m fala. Emocje z pierwszego dnia odpuściły i zupełnie na trzeźwo zebrałem się na wodę. W pierwszym heacie miałem za duży żagiel - 4.7 wyrywało mi z rąk, co bardzo utrudniało manewrowanie na fali i wiele razy top turn kończył się spin outem. Drugie miejsce bardzo mnie zaskoczyło, oznaczało to, że przeszedłem dalej. Zmieniłem żagiel na 4.0, którego użyczył mi mój oponent i przyjaciel Phil. Od tego momentu szło mi naprawdę nieźle, zaskakując sam siebie zajmowałem albo pierwsze albo drugi miejsce w kolejnych heatach. Tym o to cudownym sposobem znalazłem się w finale. Przed startem główny sędzia ogłosił, iż zwycięzca finału przechodzi do konkurencji Pro i co już jest nagrodą główną samą w sobie. Zielona flaga w górze, ruszył finał, a na wodzie poza finalistami prawie wszyscy riderzy. Ustawiłem się do naprawdę dobrej fali, a przede mną wskakuje sam Kauli Seadi gwiżdżąc, że fala jest jego. Byłem już tak głęboko, że nie miałem szansy się wycofać. Mistrz świata nie zostawił mi jednak zbyt wiele miejsca i po chwili znalazłem się na skałach.
Dobre 3 min zabrało mi pozbieranie się do kupy i dotarcie do strefy. Następna fala i sytuacja się powtarza, tym razem jednak z innym zawodnikiem. Dopiero po tym jak wszyscy zorientowali się, że rozgrywany jest właśnie heat i wynieśli się ze strefy zawodów. Zostało 5 min finału, a ja jedyne co robiłem to zbieranie jeżowców nogami. Starałem się nadrobić ile mogłem łapiąc małe fale, gdyż niestety żadna większa do końca finału się nie pojawiła. Do konkurencji pro przeszedł Patryk Mazur - niemiec polskiego pochodzenia, naprawdę fajny gość(obaj ucieszyliśmy się, że możemy pogadać po Polsku). Finał zostawił mi lekki niesmak, ale sam fakt ,że pływam na falach dopiero od roku, a mimo to znalazłem się wśród naprawdę dobrych zawodników dał mi dużo energii i motywacji. Teraz tylko trening, sponsorzy i w drogę na cały AWT tour :)
Zaraz po finale amatorów ruszyły heaty Pro. W akcji Kauli, Bujama, Camille, Kevin Pritchard.. i show, które zapiera dech w piersiach. Do końca dnia udało się rozegrać 6 heatów Pro. Następnego dnia zawodów nie widziałem, ponieważ musiałem wrócić do pracy. Jedyne co wiem to, że wygrał Camille :)
Ceremonia zamknięcia zawodów była dla mnie niesamowicie miłym przeżyciem. Jako nagrodę specjalną za pozytywną postawę na wodzie, promowanie windsurfingu, a przede wszystkim przekształcanie kitesurferów w windsurferów dostałem żagiel. Gdy wywołano mnie na scenę byłem w totalnym szoku, łzy w oczach, szczęka opadłą mi do kolan. Jedyne co byłem w stanie powiedzieć to, że zaraz się popłaczę i że bardzo dziękuję... Piękna chwila, która naładowała mnie ogromną energią...
Pozdrawiam z Cabo Verde i gorąco zachęcam wszystkich do windsurfingu na fali :)
Kuba Gąsiewski