Piątek. Budzę się z niepohamowaną chęcią pyknięcia czegokolwiek. Wtajemniczeni wiedzą dobrze, że z reguły żyje w głębokim celibacie, więc i tym razem nie będę nic kombinował. No, ale przecież każdy facet wie, że coś pyknięte być musi. Rozbudzająca się głowa podświadomie wyostrza mi zmysł słuchu, który dokładnie rejestruje świst wiatru przez niedomknięte okno. Powoli zaczynam kojarzyć fakty i jakimś dziwnym trafem siedzę już w aucie pełnym sprzętu, jadącym do Rewy.
Kierunek odpowiedni, siła wiatru też nienajgorsza! Pakuję telefon do aquapacka i w drogę. Na wodzie ciężko cokolwiek zobaczyć przez ostre promienie porannego słońca. Nie zniechęca mnie to, a wręcz przeciwnie. Dwie rufki i pędzę już prosto na koniec kosy. Po drodze zgarniam mojego ojca, który w domyśle chce pyknąć razem ze mną, ale nie do końca tak ambitnie jak ja. Nie to, żeby nie był w stanie, bo przecież chłop silny i sprawny, ale jak to zwykle bywa w tym wieku, korzysta z takich tam ułatwiaczy. Do Helu dolatujemy bez problemu w 52 minuty. Przerwa na plaży pozwala rozkoszować się najpiękniejszymi widokami jakie ostatnio ujrzałem. Kto był, ten doskonale wie, że ten piaseczek to chyba najładniejszy w Europie :)
Selfie na najpiękniejszej plaży Europy
Znając doskonale aktualną prognozę, decyduję się na jak najszybszy powrót na wodę. Wiatr w takim układzie, pozwala mi na błyskawiczny baksztag do Gdyni jednym halsem. Skoro mi daje to biorę :D Rozpędzony do maksimum, mijam 40 kilometr podróży i nagle, stopniowo kończą się moje możliwości. Niby lubię czasem zwolnić i się delektować ale nie tu i teraz! Nie to, żebym z zazdrością patrzył wtedy na mojego ojca ale jego twarz na tej motorówce, była wyraźnie bardziej zadowolona od mojej
Statki z ładunkiem płynące do gdyńskiego portu
Płynę już od godziny z prędkością dziadkowego marszu, a brzeg jakby bez ruchu. Trochę to zniechęcające ale nadrabiam głośnym śpiewaniem. Chcę ją pyknąć, więc pyknę! Choćby się waliło i paliło! Tata do motywujących nie należy, a tym bardziej jego teksty w stylu; "Wsiadasz? Podwiozę Cię!". Resztki ambicji podpowiadają mi jednak, że te 8 km do wybrzeża to nie tak daleko jak mi się wydaję i że zanim się obejrzę to stanę na brzegu.
Może nie trwało to chwilę ale faktycznie stanąłem na brzegu i to bardzo dumnym krokiem
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pyknęliśmy z ojcem zatokę i to w jedną i drugą stronę :D I w sumie dzięki temu to nawet przywiązałem się do niej emocjonalnie. Lubię ją i chętnie zrobię to jeszcze nie raz, być może nawet w większym gronie. Kto by się pisał??
Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko jak pykniemy ją w parę osób!!!
Pozdrawiam Kacper Stachura POL180