28.03.2012
Następne dwa epizody filmowe z Wietnamu !

Episod 6: "Spojrzenie z zewnątrz"

Na początek tego tygodnia mamy dla Was filmik przygotowany przez Radka Szamszura. Mam nadzieję, że jego spojrzenie z zewnątrz pozytywnie zakręci czytelników tej długiej relacji na kolejne dni. W ten sposób może przetrwamy ostatnie dni zimowego snu i z dobrymi wibracjami wyjdziemy wszyscy na wodę. Wiosna praktycznie puka do bałtyckich drzwi. Radek nie był z nami w Wietnamie i ciekaw jestem czy spodoba się Wam jego montaż jako osoby nie będącej żywym świadkiem wietnamskiej epopei.

Mi się bardzo podoba no i w końcu jest jakaś inna czołówka, uff... Już nie mogłem patrzeć na ten wodospad.

ps. Wietnamskie treningi Juniora pomogły mu na pewno w jego sukcesie podczas KTA w Tajlandii. Marek klepnął 1 miejsce!



Episod 7: "Nic o kajcie"

Zimę 2012 będę wspominał jako wyjątkowo ciepłą. A to za sprawą trzech tygodni spędzonych w strefie wiecznego ciepła oraz dwóch miesięcy edytowania video z ciepłymi obrazkami. W ten sposób dotrwałem do wiosny. Mam nadzieję, że również wam pomogłem przebrnąć przez krótkie i zimne dni. Wczoraj zegar przesunięto do przodu i słonko zachodzi już około godzinie dwudziestej. Czas zacząć treningi na naszych wodach i przyszykować się do pierwszych regat w Polsce.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Parę zdań o ostatnim odcinku zatytułowanym "Nic o kajcie". Uznałem, że poprzednie 6 kipiało kitesurfingiem, więc pora na coś odmiennego. Nie zobaczycie tutaj żadnych desek, latawców, spotów, jedynie okolice w jakich przebywaliśmy. Będzie kilka milionów skuterów, sporo ujęć z wycieczki do królewskiego miasta Da Lat, dużo łodzi rybackich, dwie buddyjskie świątynie, kultowy targ w starym Mui Ne, flagi z sierpem i młotem, sylwestrowa choinka jadąca na skuterze, bujany most, domy w stylu Gaudiego, mega Budda, tona storczyków i sporo ujęć z przywitania chińskiego Nowego Roku.

Chciałbym jeszcze umieścić tu kilka zdjęć, gdyż nie wszystko udało się nam uwiecznić na filmie. Na początku wyjazdu świętowaliśmy 18-tkę Maksa. Pewnie mało kto może się pochwalić tym, że w dorosłe życie wkroczył w Wietnamie. Maks zaprosił nas do Lam Tonga, kultowej knajpy w centrum miasta, słynnej z dobrego żarełka, przepysznych soków, niskich cen i widoku na zatokę. Przysmakiem są tam owoce morza, ryby wyławiane z akwarium tuż przed podaniem (moja uciekła kelnerowi na ziemię) oraz hot pot czyli jedzonko w glinianym dzbanuszku. Wszystko tak pyszne, że nawet przemykający od czasu do czasu szczur nie odstrasza tłumu klientów. A na Maksa urodziny, oprócz naszego teamu przyszli wszyscy Polacy, były życzenia, prezenty, toasty i świetna zabawa.

Drugą imprezę zaliczyliśmy w ichni Nowy Rok. Wiedzieliśmy, że obchodzi się go 21 stycznia ale nie, że świętuje tydzień! Tymczasem w tamtych okolicach Azji Nowy Rok znaczy tyle co dla nas Boże Narodzenie w majówkę wypadającą jak w tym roku. Przez tydzień wszystko jest zamknięte, ceny hoteli są absurdalnie wysokie, tłumy z Sajgonu, okolic i nawet Korei Południowej walą do Mui Ne. Niestety całkiem często to celebrowanie odbywa się przy hektolitrach alkoholu. Jazda na skuterach staje się jeszcze bardziej ekstremalna a lokalny szpital (polecam miłośnikom horrorów) i prywatna klika doktora Donga (europejskie warunki) mają swoje żniwa.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Wiedzieliśmy, że nie możemy używać skuterów. Mimo tego mieliśmy parę opcji. W ostatnim momencie wybraliśmy wyjazd do dwustu-tysięcznego Phan Thiet. Cudem złapaliśmy taksówkę i w 10 osób wypucowani jak te lale pojechaliśmy na wielkomiejską bibę. Z hotelu zabraliśmy sympatyczną Rosjankę Katję, bo wolała nasze towarzystwo niż własnych kolegów. Około 23 wylądowaliśmy w epicentrum. Takiej ilości skuterów w życiu nie widzieliśmy. Wyglądało to tak jakby cały Wietnam zjechał oglądać popisy lokalnych gwiazd estrady a potem fajerwerki. Z Mirkiem zostawiłem naszą ekipę z obietnicą, że wracamy zaraz z szampanami. Poszukiwania zajęły nam pół godziny, bo wszystko w okolicy było zamknięte. Nie wiem gdzie i jak znaleźliśmy jakąś dziuplę. Nabyliśmy w pośpiechu butelki wina musującego i worek lodu. Nasze trofea wrzuciliśmy w worek z lodem i pędem ruszyliśmy na główny plac - okazało się, że było do niego raptem 300 metrów. Niestety w ciągu ostatnich minut ulica wypełniła się kolejnym milionem skuterów. Takiego poligonu dawno nie zaliczyliśmy. Musieliśmy przechodzić, skakać, cisnąć się obok skuterów, po skuterach, przez skutery, pod skuterami. A wszystko w temperaturze prawie 30 stopni i tonach spalin. Byliśmy na haju zanim spoceni, ale zwycięzcy, parę minut przed dwunastą odnaleźliśmy naszych. Kiedy wskazówka stuknęła północ odpaliliśmy szampany i podziwialiśmy niesamowity pokaz sztucznych ogni. Nie spodziewaliśmy się aż tak wypasionych fajerwerków. Szczeny nam opadły wraz z hukiem ostatniego wystrzału. Chwilę potem szukaliśmy ponownie szczęk, bo o godzinie 0018 było dokumentnie po imprezie. Nie tylko zniknęła scena, muzyka, artyści, zwinięto stoiska, stoły, krzesła ale jakimś cudem wyparował kilkudziesięciotysięczny tłum.

Natomiast w Chiński Nowy Rok celebrowaliśmy urodziny Tomka. Prezentem dla Tomka był specjalnie robiony tort z dedykacją po polsku z wietnamskiej cukierni. Zamiast STO LAT wyszło SOT LAT. A Tomek zaskoczył nas niczym Bilbo Baggins i rozdał wszystkim prezenty w dniu swoich urodzin. Niestety nikt nie kręcił tamtych chwil. Pozostały tylko zdjęcia, wspomnienia oraz smak serwowanego krokodyla.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Na koniec parę ciekawostek.

Szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że używanie języka angielskiego do komunikacji jest mniej niż dobrym pomysłem. Całe nasze towarzystwo miało ze mnie polewkę jak słyszeli mój essexowski akcent w zderzeniu z brakiem znajomości elementarnych słów przez obsługę hotelu. Mistrzem w tej dziedzinie był kelner, który obsługiwał nas codziennie na śniadaniu. Wybór był raczej skromny: kawa, herbata, omlet, zupa i kanapka, w zasadzie kombinacji niewiele, ale złożenie zamówienia zajmowało sporo czasu. Żałuje, że nic nie nagrywaliśmy - miałbym materiał na kolejne 21 epizodów. Tomek nigdy nie mógł doprosić się zupy wegetariańskiej mimo tego, że miał nawet napisaną nazwę po wietnamsku. My już zwykle kończyliśmy jeść a on dopiero dostawał swoją porcję, oczywiście z mięsem. Czasem zamiast jajek ktoś dostał kubek lodu. Generalnie jak ktoś nie był głodny to miał niezły ubaw. Natomiast w knajpie "U Kulawego" naprzeciwko hotelu obsługiwała nas rewelacyjna Lily. Czekało się na zamówienie równie długo, ale jak już się dostało to palce lizać. Na szczęście wszystkie dania były na obrazkach, więc musieliśmy się tylko nauczyć, że herbata w wietnamskim angielskim to lipton a nie tea, woda to aquafina a nie water, a sem sem znaczy to samo. Poza extra jedzeniem codziennie delektowaliśmy się kawą. Podawana jest w specyficzny sposób będąc zaparzaną w aluminiowych kociołkach stawianych na kubku. Specyficznego smaku dodaje spora ilość słodkiego skondensowanego mleka wlewana przed zaparzeniem.

Koniec ciekawostek a teraz pora na filmik z muzyką, która ładuje pozytywną energią.

Eska

Źródło:

www.pskite.pl
top