25.04.2011
Wyjątkowo długi powrót z Boa Visty

Jak to w życiu często bywa, oszczędni surferzy kupują bilety na samolot tylko w jedną stronę, a organizację powrotu odkładają na później licząc, że wiatr i fale zadecydują za nich, kiedy będą mogli wrócić do domu.

Tak też i było w naszym przypadku. Gdy już skończył się wiatr na Boa Vista i trzeba było dostać się na wyspę Sal, skąd mieliśmy upolowany lot powrotny do Europy, narodził się pomysł, żeby - korzystając z kilku dni zapasu - przeprawić się tam katamaranem.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

A żeby podróż nie była za krótka, zdecydowaliśmy się po drodze odwiedzić wyspę Sao Vicente. Na ile było to faktycznie "po drodze", wystarczy spojrzeć na mapę Cabo Verde: najpierw musieliśmy odbić 140 mil na zachód od Boa Vista, aby zaraz potem zawrócić w kierunku Sal kolejne 130 mil.

Ale - warto było! Trzy dni upłynęły nam pod znakiem rozkoszowania się absolutną sielanką pod żaglami, z wiejącym wiatrem od 4 do 18 węzłów.

Kiedy udało nam się już zapakować cały sprzęt WS na wynajęty katamaran (z lokalną obsługą reprezentowaną przez skippera i kucharza) ruszyliśmy na północny zachód pozostawiając na plaży Boa Visty resztę ekipy.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Pierwszej nocy, której mroki rozświetlał jedynie księżyc i punkciki nawigacji, usłyszeliśmy dobiegające nas wołanie kucharza, który z pokładu zauważył...fosforyzującego delfina. Ten widok dosłownie powalił nas z nóg. Płynący delfin poruszał plankton i dzięki temu świecił się jak jarzeniówka. Dodam, że przygód z delfinami (ale już nie tak spektakularnych) mieliśmy jeszcze kilka, kiedy całe stada bawiły się wokół naszego katamaranu .

Drugi dzień rejsu zapisał się w naszej pamięci dzięki własnoręcznie złowionej rybie, która ważyła ponad 20kg. Nie jestem zapalonym wędkarzem, ale przyznam, że taka zdobycz robi niesamowite wrażenie, i co najważniejsze, była naprawdę smaczna.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Nocą przybiliśmy do Sao Vicente, która okazała się jakże inną odmienną wyspą od Boa Vista - znajdziecie tam pełnię cywilizacji: asfalt, przejścia dla pieszych(!), duży port, nowoczesną keję. Jest to najbardziej wysunięty punkt na zachód, z którego żeglarze mogą wypłynąć, aby przemierzyć Ocean Atlantycki.

Kolejny dzień (już trzeci) to walka z czasem, żeby zdążyć na samolot z Sal - zostały nam 24 godziny i 130 mil morskich do przebycia - a wiatru jak na lekarstwo. Na szczęście pojawiający się od czasu do czasu stres niwelowały baraszkujące wokół łodzi delfiny, a na koniec dnia wspaniały zachód słońca.

Sieplywa.pl - Windsurfing, Kitesurfing i Surfing w najlepszym wydaniu

Po całonocnej żegludze o świcie dopłynęliśmy do portu Palmeira na wyspie Sal, gdzie czekała nas już tylko krótka przeprawa na keję, transfer na lotnisko, 10-godzinny przelot do Hanoweru (z międzylądowaniem na Gran Canarii), a na koniec 7 godzin w pociągu do Warszawy. Prawda, że przyjemna trasa? Zwłaszcza z całym sprzętem WS w bagażu...

sieFotografuje

Bogo

Źródło:

www.4sun.pl
top