Tegorocznego tripa camperem zaplanowaliśmy na początek października. Celem była włoska wyspa - Sardynia, która od wielu lat cieszy się dobrą opinią wśród polskich kitesurferów. Dodatkowym atutem są najlepsze spoty surfingowe nad Morzem Śródziemnym. Ważna okazała się dla nas również obecność polskiej bazy SkyHigh, w której mogliśmy się zatrzymać i potestować trochę sprzętu na sezon 2015.
Camperkiem, rocznik 1993 załadowanym sprzętem po sufit, a nawet z dachem włącznie, wyruszyliśmy z Tarnowskich Gór i pojechaliśmy prosto (prawie, bo przez nieuwagę najpierw pojechaliśmy do Livorno Ferraris) do miejscowości Livorno, skąd wypływają promy na wyspę. Z pomyłką zajęło nam to łącznie praktycznie 24 godziny. Dziewięciogodzinna podróż na promie nie okazała się stracona, ponieważ na podkładzie zaaranżowaliśmy małą imprezkę i poznaliśmy chłopaków ze szwajcarskiej kapeli Artlu Bubble and The Dead Animal Gang, a potem zaprosiliśmy ich na akustyczny koncert w Skyhigh kilka dni później.
fot. Darek Orlicz
Ale wszystko po kolei...
Pierwszym spotem na jaki postanowiliśmy się wybrać na wyspie, była miejscowość Porto Pollo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce byliśmy zauroczeni miejscówką z kilkoma surfbarami, jednak słabe warunki przekreśliły szanse na jakiekolwiek pływanie pierwszego dnia na tym spocie. Dlatego postanowiliśmy się wybrać w miejsce oddalone bardziej na południe wyspy - Santa Teresa, gdzie złapaliśmy całkiem fajną termikę i zaliczyliśmy sesyjkę rozruchową na latawcach 12 - 14m2, na sporym czopie.
Kierując się przeczuciem postanowiliśmy jednak wrócić do Porto Pollo jeszcze tego wieczoru i poczekać do rana. Natępnego dnia wiatr ok. 20 węzłów sprawił, że humory wszystkim się poprawiły. Lokalesi co prawda szybko wygonili nas z miejsca, gdzie był idealny flat i równy wiatr, na spot kilometr w dół wiatru pod groźbą wysokiego mandatu. Po kilku godzinach pływania już na 9m2 wróciliśmy jednak na flat i zostaliśmy 'zaakceptowani' przez lokalnych riderów, więc mogliśmy wykorzystać idealne warunki przez następne dwa dni.
fot. Darek Orlicz
Następnie czekała nas podróż 300km w dół wyspy, gdzie kolejnego dnia miała dolecieć do nas ekipa. (tanie loty Ryanirem z Krakowa do Cagliari) Na miejscu miło zaskoczyła nas baza SKYHIGH, która mocno rozwinęła się przez ostatnie 5 lat, a dodatkowo panowała tam przyjemna, rodzinna atmosfera. W oczekiwaniu na znajomych złapaliśmy wiatr mistral po prawej stronie zatoki w Porto Botte, dzięki czemu znowu mogliśmy popływać na idealnie płaskiej wodzie przy offshorze.
Wieczorem chłopaki z Artlu Bubble dotrzymali słowa i zagrali kameralny, akustyczny koncert w Skyhigh tworząc bardzo przyjemną bluesową atmosferę pierwszego dnia dla nowych przybyszy.
fot. Darek Orlicz
Przybycie ekipy nałożyło się niestety z wypłaszczeniem Morza Śródziemnego, co przekreśliło pływanie na surfingu przez następne 6 dni. Wiatr również nas nie rozpieszczał. Zawiało trzy dni na duże latawce 14m2. W takich momentach sprawdzała się koncepcja bazy, gdzie oprócz kitesurfingu i surfingu można również popływać na wake' u za motorówką, pojeździć na quadach, wypożyczyć rowery, poćwiczyć na siłowni etc. Ekipa SKYHIGH naprawdę stanęła na wysokości zadania i przez te kilka lat stworzyli świetną infrastrukturę oferując wiele atrakcji dla osób niepływających oraz przy braku wiatru dla tych bardziej napalonych ;). Osobiście najbardziej ucieszyłem się z zestawu perkusyjnego i kilku gitar porozrzucanych w chillout roomie, gdzie wraz z Orłem (współwłaścicielem bazy) mogliśmy zrobić małe jam session. Świetnym pomysłem okazał się również wypad kilka kilometrów od Porto Botte na skałki, gdzie mogliśmy poskakać do wody ze skał o różnym poziomie zaawansowania (od 3m do 16m).
fot. Darek Orlicz
Ostatniego dnia campu znów zaczęła pojawiać się fala, dzięki czemu surfingowa część ekipy pojechała na oddalony o kilkanaście kilometrów spot w miejscowości Chia, gdzie udało złapać się kilka falek i zrobić znaczący progres. Po mile i rozrywkowo spędzonym tygodniu z ekipą, postanowiliśmy zostać jeszcze kilka dni w Chia, gdzie fala miała się zwiększyć. Gdy pierwszego dnia po spakowaniu się w Porto Botte dojechaliśmy na spot surfingowy zaskoczyła nas 2,5 metrowa i równa fala oraz ilość osób w wodzie. Warunki były perfekcyjne!
Następne dwa dni spędziliśmy jeszcze Chia, gdzie choć fala znacząco zmalała, przesiadywaliśmy całymi dniami w wodzie załapując się jeszcze na całkiem sensowną kilkugodzinną sesję wave. Jedynym mankamentem tego spotu okazali się niektórzy lokalesi, którzy traktowali spot jak swoje podwórko i nie przestrzegali stref kite' owych i surfingowych przez co dochodziło często do głośnych włoskich awantur na wodzie. Zaskoczeniem było dla nas, że mogliśmy pływać w samych shortach w Morzu Śródziemnym i było naprawdę komfortowo.
Sardynia okazała się dla nas umiarkowanie wietrzna, jednak w wietrzne dni pływaliśmy od rana do wieczora, więc wróciliśmy usatysfakcjonowani, a fajna atmosfera w Porto Botte mocno na to wpłynęła. Wyspa jest obowiązkową destynacją dla osób szukających fajnych warunków, chilloutu i super widoków. Paradoksalnie jedynym mankamentem często okazują się sami Sardyńczycy, którzy bardzo restrykcyjnie pilnują wszystkich przepisów, za wszystko trzeba im płacić i często są niemili (przynajmniej my na takich trafialiśmy). Jeżeli chodzi o infrastrukturę przygotowaną pod campery to niestety w tym wypadku też słabo to wypada, ponieważ brakuje miejsc, gdzie można nalać sobie wody, albo darmowych parkingów.
Chcieliśmy jeszcze raz podziękować całej ekipie SkyHigh, która godnie o nas zadbała.
fot. Darek Orlicz