Nie tak dawno Piotrek Majcher udzielał nam wywiadu, który mogliście przeczytać na łamach naszego portalu. Opowiadał między innymi o tym, że spędził zimę na Bonaire. Zobaczcie teraz jego relację z tej przepięknej wyspy :
Pomysł o wyprawie na Bonaire zrodził się w mojej głowie już dawno temu, jednak dopiero w ostatnie wakacje kilka osób przekonało mnie, aby go naprawdę zrealizować. Mieli rację. Była to wspaniała przygoda i chyba najlepszy windsurfingowy trening w moim życiu. Niestety podróż do tej mekki freestyle'u kosztuje trochę pieniędzy i trzeba się nieźle nagimnastykować, aby wybrać się tam za mniejszą sumę. Jak to zwykle bywa, podczas pierwszego wyjazdu w nowe miejsce dowiadujemy się wielu rzeczy, które następne trip'y mogą uczynić tańszymi, dlatego też teraz podzielę się z wami moimi doświadczeniami
Przelot
Znalezienie taniego lotu jest chyba największym problemem w planowaniu wyprawy na Bonaire. Ja leciałem holenderskimi liniami KLM z Amsterdamu i zapłaciłem 850 euro w dwie strony. Jednak taki sposób dotarcia na miejsce ma wiele wad. Po pierwsze trzeba dotrzeć do Amsterdamu, miałem to szczęscie, że i tak planowaliśmy z rodzicami odwiedzić znajomych w Holandii, więc pojawił się całkim niezły pretekst do wizyty.
Kiedy znajdziemy się już w Amsterdamie czeka nas walka z lotniskiem Schiphol, które wymknęło się z pod jakiejkolwiek ludzkiej kontroli i żyje własnym życiem, a na dodatek jest dość kapryśne. Domyślenie się w tłumie ludzi, gdzie mamy stanąć w kolejce, jest już niezłym wyczynem. Kiedy to nam się uda, musimy zmierzyć się z miłymi Paniami z KLM'u, które po zważeniu naszego quivera ( Seriously?! Kto naprawdę waży te torby na lotniskach ... ) poinformują nas, że sprzęt windsurfingowy powinien mieścić się w 23 kg, a ponieważ w tym jakże rozsądnym zakresie się nie mieści, musimy zapłacić nie 100, a 200 euro. Mimo, że w infolinii KLM'u mogą nas poinformować przed wylotem, że na pewno będzie to ta mniejsza suma, właśnie z taką sytuacją się spotkałem. Po wydaniu fortuny na sprzęt najgorsze mamy chyba za sobą, zdajemy quiver u sympatycznego hindusa i idziemy na strefę bezcłową. Po kilku miutach w sklepach pojawia się myśl "chwileczkę... czy nie powinienem był przejść kontroli osobistej?!". W Amsterdamie nie. Lotnisko jest skonstruowane w ten sposób, że strefa bezcłowa nie jest "szczelna" i dlatego kontrolę przechodzimy dopiero tuż przed wejściem do samolotu. Jeśli chcemy kupić coś w sklepach należy okazać naszą boarding card, a gdy mamy zamiar zabrać jakieś produkty na pokład, musimy zwrócić uwagę na plakietki "You can take this on board." przy danym towarze. W innym wypadku przy kontroli każą nam wyrzucić to, co kupiliśmy. Nie jest to bardzo uciążliwe, ale jednak warto zwrócić uwagę, ponieważ jest to dość niestandardowa sytuacja na lotniskach.
Jeśli ktoś chce zrezygnować z przyjemności zwiedzenia Amsterdam Schiphol to polecam wybrać loty z Dusseldorf'u albo Dortmund'u. Wiem, że można tam trafić naprawdę dobre połączenia z przesiadką na sąsiadniej do Bonaire wyspie, Curacao. Bilet można trafić nawet za 500 euro w dwie strony i sprzęt kosztuje 100, jednak głowy za to nie dam. Jedynym haczykiem jest to, że często na lotnisku na Curacao sprzęt lubi się obsłudze gdzieś zaplątać i przychodzi po 3-4 dniach. Jest to wynikiem tego, że przesiadamy się w bardzo mały samolot i czasami zabraknie miejsca na nasz quiver. Widziałem też kilka tanich lotów z Berlina przez Nowy Jork, jednak wtedy trzeba spędzić kilkanaście godzin na JFK lub Newark, czekając na drugie połączenie. Aby przesiąść się w USA potrzebujemy też wizy i nie ma tutaj żadnych ułatwień, przez to, że nawet nie wyjdziemy ze strefy bezcłowej, trzeba zrobić dwie wycieczki do ambasady po wizę i tyle
Zakwaterowanie
Mieszkałem w hostelu prowadzonym przez Youp'a Schmit'a i jego brata, Bram'a. Nie interesowałem się za bardzo innymi miejscami, ponieważ u chłopaków można spać zdecydowanie najtaniej i jeśli ktoś planuje stricte treningowy wyjazd jest to idealny wybór. W kompleksie znajduje się 7-8 osobowy hostel oraz cztery 2-osobowe apartamenty. Kuchnia znajduje się jedynie w hostelu, jednak każdy apartament ma swoją łazienkę oraz moskitiery nad łóżkiem, co jest znacznym udogodnieniem. W cenie obu opcji jest również wspólne śniadanie, które było bardzo przyjemnym początkiem dnia. Cena za miejsce w hostelu to 17$/noc, a apartament kosztuje 35$/noc
Na Bonaire prawie nie ma hoteli, raczej małe pensjonaty i pokoje gościne. Większość z nich znajduje się w stolicy wyspy, Kralendijk'u. Dojazd samochodem na spot zajmuje stamtąd ok. 10 min, podobnie jak z hostelu, rowerem 20-30 minut. Na samej plaży w Sorobon (tam gdzie pływamy) znajduje się Sorobon Beach Resort. Nie wiem jak to miejsce wygląda cenowo, jednak znajduję się nad samą wodą i jeśli ktoś nie ma zamiaru oszczędzać to nie ma się nawet co zastanawiać ; ) Centrum windsurfingowe Jibecity również oferuje kilka apartamentów na swoim terenie
www.jibecity.comTransport na wyspie
Wynajęcie samochodu na wyspie jest niestety bardzo drogie (ok. 700-1000$ za miesiąc), ale za bardzo też się tym nie interesowaliśmy, ponieważ od biedy można poradzić sobie bez auta. Wynajęcie skutera jest chyba lepszym i tańszym pomysłem. Zdecydowanie najmniej pieniędzy wydamy podróżując autostopem (wtedy problemem jest tylko wrócenie z bazy późno wieczorem lub dojechanie tam wcześnie rano) lub wypożyczając rower, co kosztuje w hostelu 5$ dziennie. Życie na wyspie płynie bardzo powoli i raczej nigdy nigdzie się nie spieszymy, więc do podróżowania autostopem naprawdę można się przyzwyczaić, szczególnie, że jest to tam bardzo łatwe. Po Bonaire jeździ bardzo dużo pick-up'ów i bez problemu zatrzymują się i biorą podróżnych na pakę
Spot i bazy
Miejsce, gdzie pływamy nazywa się Sorobon, a akwen Lac Cai. Znajdują się tam dwie bazy windsurfingowe: Jibecity oraz Bonaire Windsurf Place (www.bonairewindsurfplace.com).
Pływanie na kite'cie na całym akwenie jest zabronione, po drugiej stronie wyspy znajduję się tzw. kite beach. Wynajęcie sprzętu nie jest tam raczej tanie, jednak dokładnych cen nie znam. Z przechowaniem większego problemu nie ma, trzeba jednak ponegocjować. My dostaliśmy "special price" w Jibecity dzięki znajomemu i zapłaciliśmy 50$ za miesiąc
Co do samego akwenu to jest to wielka, płytka zatoka, odgrodzona od otwartego morza rafą. Kolor i temperatura wody są po prostu niesamowite, pierwsze spojrzenie na Lac Cai zapiera dech w piersiach. Żadne zdjęcia ani filmy nie są w stanie oddać w stu procentach piękna tego miejsca, trzeba to zobaczyć na własne oczy. Jak już ochłoniemy z wrażenia i zejdziemy popływać to poczujemy się trochę... jak na Zatoce Puckiej. Przed bazami znajduje się wielka płycizna, a ponieważ mamy tam kierunek onshore, to nie musimy się bać, że wiatr zepchnie nas gdzieś na głęboką wodę. Ogólnie wszędzie mamy chop, bardzo podobny do naszego zatokowego, przy mocniejszym wietrze robi się jedynie trochę bardziej "ostry". Naprzeciwko jibecity i lekko po prawej stronie chop wydłuża się nieco i wyrównuje, co tworzy całkiem fajne rampy. Dalej po lewej stronie, na końcu plaży, znajduję mini spot z płaską wodą na lewy hals, gdzie trenują wszyscy freestylerzy. Jeszcze dalej, na zachodnim krańcu zatoki, pod lasem namorzynowym znajduje się flat spot na prawy hals. Około 50-100 m od lasu mamy płytką wodę z dużą ilością wszelkiej roślinności na dnie, później jest już tylko głęboko, aż do plaży i płycizny przed centrami
Wiatr na Bonaire jest raczej delikatny, przeważnie jest to 18-25 kts z kierunku wschodniego, czasem zdarzają się dni z wiatrem do 35 kts. Pływa się najczęściej na żaglach od 4,8 do 7,5, zależnie od preferowanego stylu pływania i umiejętności. Ja ważę 75 kg i na desce 88l z żaglem 4,8 nie odpaliłem tylko przez 3 dni w ciągu całego miesiąca. Myślę, że nie ma lepszego miejsca na świecie do uczenia się na desce oraz do rozwijania bardziej zaawansowanych umiejętności. Ciepła woda i powietrze pozwalają spędzić długie godziny na wodzie w samych szortach, a lekki, stabilny wiatr umożliwie trenowanie bez strachu o kontuzję czy awarię sprzętu. Zdecydowanie mogę polecić to miejsce każdemu, niezależnie od poziomu zaawansowania
Jeśli chodzi o termin, kiedy na Bonaire najlepiej się wybrać, to ogólnie sezon najlepszego wiatru zaczyna się na przełomie lutego i marca, a kończy we wrześniu. Jednak w zeszłym roku wiało praktycznie bez przerwy, nawet w najgorszym miesiącu, jakim powinien być październik. Tak samo w 2014 styczeń był póki co najlepszym miesiącem. Z "najlepszym" sezonem na Bonaire jest to lekko nieprzewidywalne, ale można powiedzieć, że sezon trwa tam cały rok, jedynie z małymi różnicami. Unikałbym jedynie października przy planowaniu wyprawy w te rejony
Jedzenie i "Co tam robić jak nie wieje?
Niestety ceny w supermarketach na Bonaire są kosmiczne. Dla przykładu, 400g pokrojonej w kostkę piersi z kurczaka kosztuje $7, pół kilograma makaronu ok $6, sos do spaghetti w słoiku również koło 5-7 dolców. Trzeba się nieźle nakombinować, aby przygotować dobry obiad za rozsądne pieniądze. Jednak nie jest aż tak źle, ponieważ mieszkając w hostelu można zjeść bardzo dobrą kolację za jedyne $6,50 razem z napojem. Świetnym miejscem jest również mała budka z jedzeniem o nazwie Orange Express, prowadzona przez francuzów. Na pierwszy rzut oka nie wygląda zachęcająco, jednak można tam zjeść naprawdę świetnie. Za $10 będzie nam ciężko się już po takim posiłku ruszyć. W menu mają wyśmienite hamburgery, tortille, ale również dania z ryżem itp.
Co robić na Bonaire jak nie wieje? Tutaj pojawia się mały problem... Nie ma co robić. Można wybrać się na plażę poopalać, przejść się po sklepach w Kralendijk'u, pojechać na wycieczkę po parku narodowym na północy wyspy albo pójść na ryby. Podobno warto też zobaczyć zabytkową miejscowość na wyspie, Rincon, założoną w 1527 roku przez hiszpanów. Oprócz tego nurkowanie i snorkeling są ciekawymi atrakcjami na wyspie. Jednak przy dłuższym okresie bez wiatru należy uzbroić się w cierpliwość i dobrą książkę, oraz cieszyć się z pobytu na karaibach i relaksować ; )
Czy warto jechać?
Zdecydowanie warto, chyba, że komuś oprócz pływania i relaksu, zależy również na zabawie wieczorami. Po pierwsze jest to świetne miejsce do trenowania freestyle'u, jeśli nie najlepsze na świecie, co zresztą widać po tym ilu czołowych zawodników pochodzi z Bonaire. Ale również nie ma chyba przyjemniejszego spotu do stawiania swoich pierwszych kroków, czy do freeride'owego pływania dla czystej przyjemności ze ślizgu. Idealna miejscówka zarówno dla ludzi nastawionych na trening i ostre pływania, jak i na rodzinny wyjazd. Jedno z piękniejszych i bardziej magicznych miejsc w jakich byłem, niesamowita atmosfera, przyjaźni, uśmiechnięci ludzie, wiatr praktycznie codziennie. Aha, i pływanie między żółwiami wodnymi ... bezcenne ; )