Ostatnie tydzień naszego pobytu w Oz postanowiliśmy pojechać na dwa konkretne spoty, pierwszą celem było niedaleko położone od Perth słynne Lancelin. Zaliczyliśmy tam dobre trzy dni pływania na najmniejszych żaglach jakie mieliśmy, wiało dzień w dzień 30-35 węzłów. Zjechali się nawet zawodnicy potrenować przed największymi zawodami w sezonie, które były tydzień później w Margaret River.
Drugiego dnia miałem sporego pecha ze sprzętem, czekaliśmy specjalnie cały dzień do 15 godziny, żeby móc dłużej popływać na większych falach i pierwszy mój skok na fali zakończył się złamaną deską i tyle z pływania miałem, na szczęście nie złamała się całkiem, więc zaraz po tym byłem już w sklepie kupując włókno szklane i żywice, chłopaki pływali, a ja siedziałem na plaży i kleiłem deskę. Akurat Siemin spływał, zlitował się nade mną mi pożyczył mi swoja deskę na kilka halsów. Rano obudził nas Ranger, któremu Niemiec ze szkółki nakapował dzień wcześniej, że spaliśmy w autach na parkingu, co jest niby zabronione i nastraszył nas mandatem za 300$, ale był to nasz ostatni dzień w tym miejscu wiec Siemin powiedział mu żeby wyluzował, bo był strasznie spięty.
Zaliczyliśmy kolejny dobry dzień pływania, z dnia na dzień było już widać postępy u każdego z nas, każdy spot jaki zwiedziliśmy był inny od siebie, różne fale i wiatr, co dało nam opływanie w różnych warunkach. Noc spędziliśmy już w Perth, przygotowując się z Kapą do naszego ostatniego wyjazdu na zawody Margaret Ezzy Classic. Skippers meeting przywdziany był na 11 godzinę, a mieliśmy do pokonania 400km., więc szybka zrywka rano i już byliśmy w drodze. Na miejscu zaskoczyła nas pogoda, było o jakieś 15 stopni chłodniej niż w Perth, można powiedzieć, że było nawet zimno, jednak warunki na wodzie były wymarzone 4-6 metrów fala, na 4,2 żagiel. Szybkie zapisy i zaczynamy.
Były wszystkie 32 osoby i 6 dziewczyn, zabrakło tylko Scota i Jeagera, którzy wybyli już na zawody PWA na Cabo Verde. Rozpisano heaty, można było zejść na szybką rozgrzewkę na 2-3 fale, akurat zanim zabezpieczenie ratownicze się ogarnęło, jak się później okazało mega potrzebne właściwie w co 2 heacie musieli kogoś wyciągać z krytycznych sytuacji. Staliśmy z przerażeniem w oczach na brzegu z Kapą patrząc jak ludzi piorą fale, jednak stwierdziłem że trzeba też iść, zobaczyć co się tam dzieje, żeby na heacie się nie przerazić. Akurat wychodziły dziewczyny na heat, jednak tylko jednej udało się wyjść cało, Karin Jagi została przemielona już na pierwszym halsie i przywieźli ją tylko z deską (a przed samymi zawodami dostała nowe pędniki severna, hehe).
Mi udało się zaliczyć jedną fale, a na drugiej poległem jak harcerz, poniosła mnie lekko fantazja i wyskoczyłem do ariala jednak noszenie i ciąg w żaglu był tak duży że mnie pociągnęło na katapę w powietrzu i wpadłem idealnie pod łamiącą się falę, miała straszną moc, nie mogłem wypłynąć na powierzchnie, trzymała mnie do momentu kiedy poczułem grunt pod nogami, niestety była to rafa i zdrowo mnie pocięła. Zbierałem się z tej rafy jeszcze przez jakiś czas zanim dotarłem na piasek. Kapa siedział zamurowany i na pewno dzisiaj nie wychodzi - jest grubo stwierdził. Ledwo złapałem oddech i już zaczynał się drugi heat, czyli mój. Trafiłem znowu na Blair Gavin, którego trafiłem tak samo w pierwszej rundzie w Green Head. Heat trwał 15 minut i liczone były 3 fale. Dla jednych tylko trzy, a dla innych aż trzy. Zaliczaliśmy po 6 fal, Ozi pływał dobrze, jednak nie wybierał tych największych, a punktowanie jest generalnie wszystko od wyboru fali do jazdy na niej, dało mi to przewagę i udało mi się przejść dalej. Heaty trochę trwały, aż przeszliśmy do drugiej rundy, jednak wszystko szło super sprawnie na brzegu jak i na wodzie. Następną osobą z którą musiałem się zmierzyć był nasz ziomal z Francji Patrick Fesi, z którym jeździliśmy po wszystkich spotach. Znałem już trochę jak pływa i wiedziałem, że jest szansa przejść dalej. Przed samym heatem sędziowie postanowili jeszcze, że będzie się liczyć jeden skok, ponieważ wiatr odkręcił bardziej na side shore, co bardzo mnie ucieszyło, bo tu miałem przewagę. I tak też było, na fali mieliśmy podobną punktacje, jednak back loopem, przebiłem jego front loopa, przechodząc dalej.
Po zejściu z heatu wiedziałem, że teraz już będzie ciężko się przebić, zaszedłem i tak już dalej niż się spodziewałem, jednak z drugiej strony jeden przejazd dzielił mnie od finału. Czekaliśmy z Kapą już lekko wyluzowani na plaży, aż skończy się następny heat, który miał wyłonić mojego przeciwnika. Tak jak myśleliśmy, będzie ciężko trafił się Ben Severne, a sędziowie jakby czytali w moich myślach, zwiększyli punktowanie do 2 skoków i 3 fal, wywołało to lekki przeciw u niektórych zawodników, ale przecież to sędziowie tu decydują, więc nie było odwrotu.
Jestem przekonany że Ben pobił mnie punktowo swoją klasyczną jazdą na fali, wykonał na samym początku minimum skoków: back loopa i front loopa, ja złapałem jedynie trzy fale, później nie mogłem się coś wpasować w sety i stwierdziłem że starczy jazdy, trzeba zacząć skakać, nagle przypomniało mi się że mam przecież złamaną deskę, a skoki z 4 metrowych fal nie należą do łatwych, a lądowania tym bardziej, tylko trzy skoki, więc nie kombinowałem za dużo i zrobiłem te do których byłem pewien. Pierwszy był duży table-top to forward, wszystko ok, ja cały deska też, jadę dalej, na następnym wyjeździe przewidziany był ponch, tak też zrobiłem, rotacja była tak szybka że w powietrzu miałem już cały obrót wykonany i teraz zostało tylko wylądować, strzeliło mnie na płasko, ale żadnych innych dźwięków nie było słychać oprócz wody, deska dalej sztywna i wszystko gra (dobrze że posłuchałem Kapy, żeby dołożyć jeszcze 3 warstwy szkła), wszystko miałem zaliczone więc na sam koniec pozwoliłem sobie jeszcze na back loopa i akurat skończył się heat. Spływając do brzegu Ben gratulował mi przejazdu, jak bym miał przejść dalej, wiedziałem że nadrobiłem sporo skokami, było to moje maximum co mogłem pokazać i tak też to zauważyli sędziowie i puścili mnie dalej do finału gdzie czekał Peter Volwater.
Byłem w lekkim szoku, bo na to w ogóle nie liczyłem. Stwierdziłem że finał idziemy grubo po bandzie, na początku zacząłem mocno od skoków takie same jak w poprzednim przejeździe, po pierwszej przejechanej fali wjechałem bliżej brzegu, żeby na prędkości wyskoczyć, jednak poziom wody zmniejszył się przez cały dzień i wjechałem na pełnej prędkości na rafę wyrywając fina i tu zaczęły się kłopoty z powrotem do brzegu, kiedy dotarłem, Kapa stał już z nowym finem, bo od razu wiedział co jest grane. Została akurat końcówka heatu i nie było sensu. Peter wygrał, wykonał wielkie ariale z którymi bym pewnie nie wygrał, jednak jestem i tak mega zadowolony z 2 miejsca. Zawody te były czymś całkowicie innym od normalnych wave, pierwszy raz na zawodach czułem respekt przed falą, wielkość nie wybaczała błędów, trzeba pływać albo na granicy i ryzykować, albo bezpieczniej z głową żeby uniknąć prania, jednak wiadomo która opcja punktuje więcej, jak oczywiście wyjdzie.
Po zakończeniu zostaliśmy jeszcze na jeden dzień pływania, Pietras i Siemin wymyślili nam nocleg w "bezpiecznym parku", w nocy lokalesi urządzili sobie małą imprezę, a o 6 rano kolejny Ranger obudził nas na pływanie, strasząc mandatem, wiec zawijaliśmy powoli na śniadanie do miasta. Pływanie okazało się jednak średnie po całym dniu czekania na wiatr, a szczególnie porównując warunki do poprzednich dni, ale chociaż zwiedziliśmy okolice i rzekę i z uśmiechem na twarzy wróciliśmy do miasta, spędzając tam jeszcze 2 dni i nastał najgorszy moment wyjazdu, czyli powrót do Polski.
Na lotnisku zasiedzieliśmy się lekko w pubie, aż zaczęli próbować wymawiać nasze nazwiska, bo mieli z tym lekki problem. Przebiegliśmy przez wszystkie bramki jak burza za pomocą stewardesy, po drodze przybiliśmy jeszcze pionę Musilmaniemu, który leciał na jakiś slalom do Bangkoku. Po 33 godzinach podróży znaleźliśmy się w końcu w zimnym Berlinie.
Chciał bym złożyć wielkie podziękowania dla Prima i Viki za nocleg, szczególnie Viki, która ogarnęła nam kwatery na wszystkie wyjazdy i życzymy wszystkiego dobrego.
Pozdrawiam
Robert Bałdyga POL-18
(Quiksilver, Shell Direct Partner-Nikolaus, Maui Sails, Angulo Boards, Studio Tattoo Underground.org, www.sieplywa.pl)