Byłem w południowym Wietnamie między 160 tysięcznym miastem Phan Thiel, a małą wioska rybacka Mui Ne. Wszędzie w nazwach jako lokalizacji podawane są te dwie nazwy. To jest 200 km na wschód od Ho Chi Minh City (Sajgonu) nad morzem południowo-chinskim. Mieszkałem w hotelu o nazwie Fool Moon Beach, a sprzęt pożyczałem w bazie która nazywa się Jibe's. Ich strona internetowa to: www.vietnam-windsurf.com
Będąc na meetingu StarBoarda w Tajalandii poznałem francuza Pascala, który mieszka w Wietnamie od 6 lat. Jest przedstawicielem Starboarda, Severna, Airusha na Wietnam i jednocześnie prowadzi bazę i ten hotel, w którym się zatrzymałem. Opowiadał o tym miejscu i zdecydowałem się pojechać. W jego bazie pojawia się czasami paru riderów starboarda żeby testować deski. Krótko po moim wyjeździe do polski miał się pojawić Kevin Pritchard.
Mając kontakt do Pascala i hotelu noclegi załatwiłem sobie bezpośrednio z nimi. Nie jest tam drogo. Pokój 2-osobowy w hotelu położonym na plaży wśród palm (zdjęcia na ich stronie są absolutnie wiarygodne) kosztuje miedzy 25-40 USD ze śniadaniem za noc od osoby. Można znaleźć oczywiście tańsze propozycje noclegu, ale po drugiej stronie drogi która biegnie wzdłuż wybrzeża. Nocleg wtedy kosztuje około 10 USD, ale mieszka się przy ruchliwej i hałaśliwej ulicy. Kłopot miałem z biletem lotniczym. W grudniu, styczniu i lutym w tamtym rejonie panuje szczyt turystyczny. Na początku załamałem się bo miałem do dyspozycji bilety w cenie 4500 do 6000 zł. Ostatecznie korzystając z uprzejmości zaprzyjaźnionej pani z biura podróży kupiłem bilet za 3500 z wylotem z Wrocławia. Podróż jest karkołomna. Wylecieliśmy z Wrocławia do Monachium potem Hong Kong i tam kolejna przesiadka do Sajgonu. Potem jeszcze tylko 200 km taksówka co w Wietnamie zabiera w nocy 4 godziny, a w dzień ponad 5 i byliśmy na miejscu. Podróż trwała jakieś 30 godzin. Nie ma kłopotu z taksówkami na lotnisku. Jest ich dużo i chętnie jeżdżą, a cenę podaną przez kierowcę od razu należy zbijać o polowe. Powrót natomiast mieliśmy przez Bangkok i Frankfurt
W tzw. porze suchej. Czyli od połowy listopada, do połowy marca. Wtedy jest wiatr i pogoda którą biały człowiek jest w stanie wytrzymać. Temperatura do 30 stopni i bez nadmiernej wilgoci. Całą resztę roku jest gorąco, wilgotno i nieregularny wiatr.
Pływałem tylko przy bazie Jibe's. Długa piaszczysta plaża (coś w rodzaju Tarify) bez raf i kamieni. Wiatr z lewej strony side-shore, stabilizuje się miedzy godziną 12-13, z reguły wieje z siłą 20-30 węzłów. Przez dwa tygodnie mojego pobytu pływałem 6 dni przy wietrze miedzy 17- 23 węzły. Czasami do brzegu schodzi swell i robi się duży przybój. Jest to jedna łamiąca się fala która momentami potrafi wypiętrzyć się nawet do 2 metrów. W morzu chodzą sety stromych fal dobrych do skakania, a miedzy falami straszne kartoflisko. Brak fali do jazdy. Spot ten jest jednocześnie spotem kitowym. Miejsca mnóstwo, wiec bez żadnych konfliktów na wodzie.
My lecieliśmy liniami Lufthansa. Przewiezienie sprzętu nimi nie jest najtańsze, a poza tym po dwie przesiadki w każda stronę i mały samolot z Polski stwarzają obawy, że sprzęt może nie dolecieć. My zdaliśmy się na sprzęt w bazie. Maja go mnóstwo w stanie różnym. Bazują na Starboardzie oraz żaglach Severne i Simmer. Sprzętu nie trzeba rezerwować. Przychodzisz i bierzesz co chcesz. Możesz wybrać taki którego stan Ci odpowiada. Jak dobrze strymujesz to pływasz jak na swoim. Nie ma problemu bo mają go naprawdę dużo. Poza tym korzystny system rozliczania się za wypożyczenie. Płaci się tylko za dni pływające. To był mój pierwszy wyjazd bez własnego sprzętu i się nie zawiodłem.
Mimo, że panuje tam socjalizm kraj jest przyjazny dla turysty i bardzo tani. Osobiście przed wyjazdem szczepiłem się przeciwko tropikalnym chorobom. Oczywiście obowiązkowe ubezpieczenie od kosztów leczenia. Nie należy się obawiać jedzenia na ulicy czy w lokalnych knajpkach.
Jestem bardzo zadowolony. Jak na razie to kraj jeszcze nie eksplodował turystycznie. Miłe zaciszne hoteliki, nie ma tłoku. towarzystwo międzynarodowe. Co do kultury. Niewiele mogę powiedzieć bo zbyt wiele nie zwiedziłem. Jednak jak się zapuściliśmy w głąb pobliskiego miasta to typowa Azja, z mnóstwem motorków, rowerów i innych pojazdów. Kolorowa, z handlem ulicznym, bazarowym i jednocześnie bardzo biedna. Mimo tej biedoty ludzie cieszą się z życia. Są mili, pomocni i otwarci.
No i jest to jedno z nielicznych państw socjalistycznych. Komitety wojewódzkie, pomniki Ho Chi Minha, flagi z sierpem i młotem wszechobecne.
Super wyjazd. Polecam. Im szybciej tym lepiej. Za 3 lata będzie tam full turystyka. Więc zostało niewiele czasu.
Krzysiek