20.02.2006
Eska na czarnym lądzie

Zaczęło się banalnie - jak zawsze. Budzę się rano w poniedziałek, to chyba był 14 listopada. Sezon na kasztany czyli studia w pełni...szary poranek, mokro bagnisto błotniście, jednym słowem Warszawa. Transfer z campingu małe morze do stolicy zakończony - ale graty nie w pełni jeszcze rozpakowane. Większa część ekipy katuje od dobrych 2ch tygodni w Brazylii Caipirinh'ie i 9m latawki a ja ??? No właśnie, co JA tu robię ! Coś z tym trzeba zrobić, natychmiast.

W RedSeaZone...Sieplywa !

Odpalam komputer, tam kiteforum i jest...szukamy instruktora RedSeaZone...Egypt. Skype, telefon do Zimasa, jakieś szumy na łączu, ale jest pytanie: kiedy możesz być i na jak długo:) Odpowiedź moja była krótka i rzeczowa: Najbliższym samolotem i na dwa miesiące. huh grubo ... Budząc się tego dnia rano nie sądziłam, że podpisze na siebie taki "wyrok" tak szybko i ze zrealizuje się to w tak krótkim czasie. Do południa bilet był już kupiony. Ten poniedziałek 14 listopada był ostatnim dniem na moich studiach w tym semestrze - próby polubownego zaliczenia roku (studia dzienne) spełzły na niczym, ale fakt posiadania biletu i tego co mnie czeka w Egipcie (wiatr i słońce) nie mogły się równać z geotektoniką, czy metodami stratygrafii. Wicked Kite Life - wiadomo. Na moich studiach w tym roku szerzy się wyjątkowe leserstwo i totalna ignorancja i po cichu miałam nadzieje, że nie zauważą że mnie nie ma przez 2 miesiące...dziś jestem po sesji i hehe wszystko mam zaliczone - szczęście sprzyja zuchwałym, taka sama akcja wyszła z zaliczeniem wf - dwa dni koczowania pod drzwiami jakiejś pani mgr z zadartym nosem i wpis za ... 4 semestry !. Ma Siebajer, bo na żadnym wf oczywiście przez 4 semestry nie byłam:)

No to pakowanie :)
Egipt jak wiadomo wiatrowo stoi nieźle, więc z moją 12m latawką nie było co wyskakiwać. CrazyHorse w Braził...dobrze ze smsy dochodzą i taką właśnie drogą dostałam nówkę sztukę 12m Cabrinha Switchblade na testy. Kolejny telefon do ABC - i 9m Takoon Nova nówka nieśmigana do odebrania w trójmieście.

Sprzęt oblatany w Egipcie



Trójmiasto akurat po drodze, bo kilka niezbędnych kite gratów trzeba zabrać z domu no i przy okazji pochwalić się rodzince tym, że za 2 dni jadę i wracam w 2006 roku. Najważniejszy jest efekt zaskoczenia i as w rękawie czyli One Way Ticket do Hurgady. Z tym One way to całkiem serio ... Rodzice oczywiście stanęli na głowie jak się dowiedzieli o moich zamiarach, ale cóż nie mieli wyboru, z tego zamieszania, żegnania i tradycyjnego 100 dolarów na początek od Mamusi i Tatusia (dzięki ! ) zapomniałam zabrać najważniejszego kite grata- czyli pianki, która w końcu odebrałam przesyłką konduktorską o 3 w nocy, czyli na 2 godziny przed odlotem do Hurgady. Lekko nieprzytomna, po małej batalii o nadbagaż (a co pan myśli, że ja tam na weekend jadę poleżeć na basenie ? ) wreszcie siedziałam w samolocie. Lot przyzwoity, lądowanie - nie pytajcie...bodydragi są chyba milsze... ;P

SimCity - widok z satelity


City. El Gouna-diamencik na tle egipskich miejscowości. Tu możesz zjeść europejską pizze, obkupić się w ciuszki Quiksilvera (wcale nie jest taniej), skorzystać z komory dekompresyjnej w szpitalu jeśli zajdzie taka potrzeba, bo szpital w El Gounie jest najnowoczesniejszy w całym Egipcie. W ogóle miasto jest zamknięte dla przeciętnego Araba a właścicielem jest jeden człowiek który gra dosłownie w SimCity ... tylko nie na komputerze tylko na serio. W porcie stoją łodzie, których nie powstydziła by się nie jedna Miami Beach i wszystko jest generalnie piękne, czyste i nastawione na turystę.








Marina w EL Gounie - ta większa jest moja :)




Baza. Zimas w tej kwestii pokonał nas wszystkich. Każdy ma jakaś bazę na Helu, ale nie taką jak pół campingu ! Trzeba przyznać, że się sheyk Zimas urządził nieźle. Duża, przestronna, prysznice, pokoje dla instruktorów, mega wyposażona kuchnia (teraz to już restauracja hotelowa), Beach Boysi do pomocy, stałe łącze wifi na pustyni-jednym słowem wypas. Biurem dowodzi Marta – jedyna oprócz mnie dziewczyna pracująca w bazie.

RedSeaZone pracuje na sprzęcie Naisha



Rafa - komentarz zbędny



Spot. To co lubię, czyli pierwsi na linii wiatru. Nikt na nas nie spadał, ewentualnie to my robiliśmy sobie mały downwind do innych baz (ech Ci Holendrzy mheheh ). Od brzegu do rafy jest około 200-300m, głębokość wystarczająca, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Najniższy stan wody to mniej więcej do kolan, najwyższy mniej więcej do piersi. Jak komuś mało, to jest 10m przesmyk przez rafę na wysokości bazy i można pływać za nią, baywatch i łódka w pogotowiu na brzegu, więc obawa o utratę sprzętu i siebie wykluczona. Rafa sama w sobie zresztą nie taka straszna, tak na prawdę da się nad nią przepłynąć w każdym miejscu. No i wygląda jak prawdziwa rafa a nie jak pobojowisko po rafie. Wielkie całe korale, kolorowe ryby, zajebongo duże ryby (nie lubię jak są większe niż ja ), cwaniackie żółwie, jest więc co robić gdy nie wieje.









Mountainboard night



Imprezowo w El Gounie w zimie średnio. Sylwester też nie należał do tych które się pamięta długo - do fajerwerków będę musiała poczekać na przełom 20062007. Jeśli chcesz miło spędzić czas to warto wybrać się do Hurgady. Życie nocne w Hurgadzie kwietnie, ale lepiej nie jechać tam samemu-szczególnie dziewczynie. W Hurgadzie miło można spędzić czas ugruntowując swoje zdolności maklerskie podczas licytowania oryginauuułnych Rolexów - z 200 funtów można zejść na 40, dodając mały "gift" - łyk Finlandii z colą. Wizyta w sklepie z perfumami też może być sporą dawką adrenaliny i śmiechu, albo jazda na pace ciężarówki arabskiej...trochę Siedziało.


Transport ... wersja pustynna :)

W ogóle z transportem różnie bywało. RedSeaZone to El Gouna, ale nasi kierowcy którzy mieli nieszczęście jechać z nami z Hurgady rzucali w nas gromami i Allahami, że to już nie El Gouna to już połowa drogi do Kairu itp. itp. Jak to Arabii :) Fakt faktem, że cenę za przejazd trzeba wynegocjować zanim się wsiądzie a potem twardo trzymać się swojego zdania. No i nie dać się wysadzić z samochodu In the Middle of Nowhere, bo pieski pustynne są głodne i mocno agresywne. W mieście można próbować łapać okazje. Za 5 funciaków gwarantowana wycieczka dookoła najgorszych dzielnic Hurgady, gdzie biały człowiek jest rzadkim gościem, a właściwie zjawiskiem.Kupić tam możecie świeże bułki sprzedawane prosto z ulicy, leżą tam sobie, nawet nie na gazecie ... cóż, taka dzielnica. . Wrażenie nie zapomniane. W tych dzielnicach można również zjeść coś co może być kebabem,

Tok-tok najlepsza taksówka

ale czasem warto się powstrzymać od spoglądania na to co właśnie pochłaniamy. Dla surferów-kamikadze polecam kombinacje: impreza w klubie, taksówka arabska z arabem i jego "najlepszy kebab w mieście" a potem modlitwa przed snem : Boże pozwól dożyć poranka. Działa. Koniu - ten kebab mógł być moim ostatnim kebabem – szukuj się na rewanż ;P

Siewyszalałam. dwa miesiące w Egipcie powoduje że człowiek robi się wybredny. O wieje na 12m...eeee poczekamy aż zacznie wiać na 7m :) Zdarzały się takie dni owszem. Doświadczenie pokazuje, że mi potrzeba kogoś, kto będzie wisiał nade mną i od czasu do czasu sprzedawał przysłowiowego "kopa" na wode. W każdym razie siły zebrane - jak by nie wiało w te wakacje w Polsce, to ja już swoją średnią mam zaliczoną. Warunki w El Gounie super. Wieje croos shore, albo lekko on shore. No i równo.

Eska kite

Najczęściej używałam 12m, 9m i 7m. Tylko raz odpaliłam 14m i 16m, ale nie mówmy o tym. Na tym się nie lata. Do mountainboarda, którego zabrałam z Polski najczęściej wystarczył 2m komorowec szkółkowy :) Zdarzały się także dni na 5m wariata, z depowerem zawiązanym na supeł, ale to już nie jest pływanie, tylko inny stan świadomości – schodząc na wodę windsurferzy mówili mi do zobaczenia w Hurgadzie ... a po chwili sami biegali i taklowali sprzęt. Przy okazji ich pobytu oswajałam się troszkę z WS - zestaw wyjątkowno dla opornych początkujących czyli deska około 70l i Neilpryde Core 4.7 (pozdro - Taras i Picia )


Podczas mojego pobytu kilku prosów przewinęło się przez ElG. Był Filip z Kowisem, potem przyjechał CrazyHorse, nadać szlif swoim Hp'kom których nauczył się w Braził chwilę wcześniej. W sumie z 16 dni miał około 9 dni pływania. Dużo gorzej trafił Maciek Kozerski z Wiktorią Boszko, bo oni akurat wstrzelili się swoim tygodniem tylko w 3 dni pływania. Dlatego właśnie jak gdzieś jechać to na długo !

I tym hasłem kończę i zamykam ten etap mojej kite wyprawy, kombinując gdzie pojechać już w najbliższym czasie.

Dziękuję za wsparcie sprzętowe ABC kitesurfing z Gdyni (Takoon Nova) i BoardSport (Cabrinha Switchblade), Zimasowi i Ekipie RedSeaZone za cierpliwość do mnie przez ten długi czas, a wszystkim którzy jeszcze się wahają - jechać czy nie jechać powiem tylko jedno: marzenia są po to by je spełniać !

eska, WKL-Wicked Kite Life

i na koniec jeszcze topic na kiteforum, również z tego wyjazdu : EskaKiteJourney

Krzysiek

top