14.11.2005
Jazda testowa - Neil Pryde RS:X



Jedno jest pewne - mało który sprzęt windsurfingowy potrafił wywołać tyle zamieszania co RS:X. Gorliwe dyskusje, magazyny prześcigające się w tym, który pierwszy przeprowadzi test, radykalnie różne oceny i w końcu zaskakujące konfrontacje czołowych zawodników podczas regat. Chociaż zdecydowana większość z nas nigdy nie będzie miała okazji startu w igrzyskach, to jednak sporo osób liczyło, iż przyszły sprzęt olimpijski przyczyni się do ożywienia popularności windsurfingu. Widok floty atletów pompujących na całej długości trasy regat przy 2 bft miał przejść do historii.



Niestety, jak wiemy z pierwszych komentarzy zawodników, nic z tego nie wyszło. RS:X przy słabym wietrze nadal wymaga pompki i w marginalnych warunkach płynie jeszcze gorzej od poczciwego MODa. Nie byłoby tego całego zamieszania, gdyby RS:X miał pozostać sprzętem wyłącznie dla kadr olimpijskich. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że oni mają swoje zestawy, cała reszta świata pływa na czymś innym. Jednak nowa klasa miała przybliżyć rekreacyjną stronę windsurfingu do tej wyczynowej grupy (i odwrotnie). Ponad to, pojawiające się jak grzyby po deszczu deski hybrydowe przywracają do życia zapomnianą nieco klasę raceboard, w której mogą startować dla czystej zabawy rekreacyjni windsurferzy. I właśnie ta strona RS:Xa wzbudziła naszą ciekawość - czy sprzęt ten nadaje się do niedzielnej żeglugi po jeziorze oraz okazjonalnych startów w amatorskich regatach? Czy warto wydać na niego dość konkretną sumkę? O tym przeczytacie poniżej...

RS:X w porównaniu ze starszą formułą Starboarda



Pierwsze wrażenie

Magda wykonuje "test Doroty"

Żeby lepiej naświetlić nasze podejście do tego tematu, musimy coś wyznać... Na co dzień nie pływamy na żaglach większych od 5.8m, a jeden z nas nigdy wcześniej nie pływał na formule! Widząc na brzegu takie monstrum i słysząc, że czekają na nas pędniki 9.5m, mieliśmy nietęgie miny. Aby nieco się z tym oswoić, zaczęliśmy od oględzin sprzętu na brzegu. Deska wygląda całkiem sympatycznie. Jest starannie wykonana i sprawia wyjątkowo solidne wrażenie. Neil Pryde zawsze przywiązywał uwagę do estetyki i tutaj również nie ma wyjątku. Czar pryska gdy weźniemy kadłub w ręce. Cieżkie to po byku, nawet chcieliśmy przeprowadzić porównanie ze szkółkowym plastkowym HiFly'em, ale (na szczęście dla RS:Xa) zabrakło wagi... Mimo to podnieść się da. Pamiętając słowa Doroty Staszewskiej, która narzekała, że sama nie jest w stanie przenieść tej deski do wody, poprosiliśmy Magdę by spróbowała przespacerować się z RS:Xem pod pachą. Po paru krokach stwierdziła, że faktycznie jest ciężka. Tak więc już wiemy, że kobietom przydadzą się koledzy do pomocy. Poza ciężarem natknęliśmy się na jeszcze jeden problem. Miecz i jego mechanizm wysuwania. Po prostu dramat. Czy ma ktoś młotek? Takie pytanie przychodzi na myśl po pierwszej próbie depnięcia na główkę miecza. Nie wiemy jak radzą sobie z tym inni zawodnicy, ale nasz znajomy przed każdym zejściem na wodę smaruje miecz silikonem. Dla odmiany płynna regulacja ustawienia stopy w szynie masztowej działa doskonale.



Przejdźmy do pędnika. W tym przypadku trudno o jakąś krytykę. Żagiel ma wzorowy profil, ładnie się prezentuje, wykonany jest z dość grubego monofilmu jak na model race. 7 listew i 2 kambery utrzymują odpowiedni brzuch w dolnej części żagla, kieszeń masztowa na szczęście nie należy do szerokich. W komplecie jest maszt z serii X6 i karbonowy bom z dołączonym systemem płynnej regulacji rogu szotowego. Całość jest zadziwiająco lekka jak na tak wielką powierzchnię. Dlatego z mniejszym strachem zanieśliśmy cały sprzęt na wodę...



Pływamy!

Trafiliśmy na idealne warunki. 3-4 Bft. i słoneczny dzień. Po drobnych regulacjach trymu pędnika mogliśmy przystąpić do testu. Dla lepszego porównania mieliśmy ze sobą formułę Starboard 158 i do tego żagiel RS o podobnej powierzchni.

Spacer z RS:Xem do głębszej wody nie należał do przyjemności



RS:X mimo swojego ciężaru odpala łatwo i bez większej ingerencji ze strony deskarza. Na pewno wpływa na to większa długość deski, przez co statyczne uzyskanie ślizgu jest dużo prostsze niż na formule. W bardzo marginalnych warunkach, gdy główną rolę odgrywa sama technika pompowania, sytuacja nie jest już tak wesoła, bo rozbujanie tego kloca do ślizgu wymaga większego wysiłku. Doświadczony deskarz pompując na pewno szybciej odpali na lekkiej formule.



Po odpaleniu i wejściu w strzemiona jazda jest w miarę komfortowa ale mało ekscytująca. Deska jest zwyczajnie za ciężka, żeby pływanie w ślizgu sprawiało większą przyjemność. Dwa razy lżejsza, krótsza prawie o pół metra i trochę szersza formuła zachowuje przy RS:X'e lekkość wave'ówki! RS:X płynie jak tani, ciężki freeride z race'owym trymem. O różnicach w prędkości szkoda pisać. Na RS:X zawsze zostaniecie z tyłu za formułą...

Płynąc na RS:X możemy jedynie pooglądać rufę formuły...



Ostra żegluga w ślizgu również nie ma żadnego porównania do formuły. Pewnie podłączenie większego statecznika coś by tu zmieniło, ale nawet dla takich formułowych ignorantów jak my, różnica była kolosalna. W konkurencji raceboard RS:X może zawalczyć tylko przy słabym wietrze w żegludze wypornościowej z wysuniętym mieczem (jeśli ktoś już opanuje sztuczkę odpowiedniego przyłożenia kopa w główkę miecza). Płynie wtedy bardzo ostro na wiatr, ale nie jest to nawet w połowie tak przyjemne jak na starym raceboardzie. Na dodatek dochodzą nas słuchy, że konkurencyjne hybrydy są w takiej żegludze bardziej wydajne. Manewry nie są skomplikowane, RS:X skręca jak na tak wielką deskę w miarę przyzwoicie, choć dokręcenie pełnej rufy w śllizgu będzie wymagało pewnego treningu. Na szczęście pędnik w trakcie rotacji nie przeszkadza, a kambery przelatują całkiem sprawnie.



Podsumowanie

W skrócie można określić RS:Xa następująco: świetna góra, kiepski dół. Szkoda że komisja wybierająca nową klasę uparła się przy jednym producencie całości sprzętu. Nie wynikają z tego żadne korzyści finansowe (z wyjątkiem samej zainteresowanej firmy), ani sprzętowe. Pędnik sam w sobie jest znakomity. Dobrze ciągnie, jest łatwy w obsłudze i wydaje się przyzwoicie uszyty, choć to pewnie okaże się dopiero pod koniec przyszłego sezonu. Jeżeli zastanawialiście się nad zakupem RS:Xa do rekreacyjnego pływania, lub pod kątem startów w lokalnych regatach - dajcie sobie spokój. Niech męczą się z tym zawodnicy, a Wy wybierzcie coś lepiej dopracowanego lub choćby 2-3 letnią formułę. Takie rozwiązanie wyjdzie znacznie taniej i przyjemniej. Być może sytuacja ulegnie poprawie, gdy Neil Pryde przyłoży się do konstrukcji deski i zejdzie z wagą do obiecywanych 15 kg. Czas pokaże...

Tekst: Krzysztof Mruk
Zdjęcia: Magda Licznerska
Zespół testowy: Bogo, Krzysiek
Spot: Miedwie
Siła wiatru: 3-4 bft

Serdecznie dziękujemy szkole Family Windsurfing za udostępnienie sprzętu do testu!

Bogo

top