09.11.2017
Mauritius - złoto dla zuchwałych 

Są dwa sposoby na planowanie swoich surftripów. Pierwszy, ten rozsądny wiąże się z głęboką analizą wszystkich za i przeciw, szukaniem najtańszych opcji lotu, spania, jedzenia, a na końcu przeliczania każdej do facto przepływanej godziny na wydane pieniądze. Drugi to tak zwany żywioł, czyli podjęcie decyzji w parę minut.

W przypadku tego wyjazdu wszystko trwało kilka chwil. Najpierw telefon od Klapka z propozycją rodzinnego wyjazdu na Mauri we wrześniu, potem szybka kontrola bezpieczeństwa i ewentualnych chorób grożących małym dzieciom (brak), akcept od małżonki i bilety były zarezerwowane.

Mauritius to doskonałe miejsce na wyjazdy nawet z tymi najmłodszymi. Jak wiadomo, dziecko poniżej drugiego roku życia płaci zaledwie parę groszy za swój bilet lotniczy. Wykorzystując ten fakt, warto odwiedzić tę egzotyczną wyspę, bo jest tu naprawdę bezpiecznie. Ludzie są przyjaźnie nastawieni, jest bardzo dobra opieka medyczna, a na spocie jest nawet zakątek dla ukochanej z dzieckiem, gdzie nie wieje i jest piękny widok na łamiące się falę One Eye'a.

Podróż na drugi koniec świata nigdy nie wiąże się z przyjemnością, zwłaszcza jeśli podróżuje się z maluchem. Do pierwszego roku życia dzieci dostają specjalne łóżeczka na lotach długodystansowych, ale później niestety trzeba sobie radzić samemu lub liczyć na farta, wolne miejsce i trochę inwencji twórczej. Aby dostać się na Mauritius można skorzystać z usług linii Air France i Emirates. 

My mieliśmy wątpliwą "przyjemność" korzystania z francuskich linii i niestety nie możemy zaliczyć tej podróży do udanych. Jedynym plusem jest fakt, że bezproblemowo można zamienić tu zwykły bagaż rejestrowany 23 kg na quiver. Niestety na dwa bagaże sportowe, jeden został zniszczony, a drugi doleciał po trzech dniach, podczas których "na szczęście" nie wiało. Najgorsze w tym wszystkim była kompletna dezinformacja w lokalnym biurze obsługi klienta. Dopiero wizyta na lotnisku i trochę upierdliwych telefonów sprawiło, że bagaż się odnalazł. Zobaczymy jak pójdzie z odzyskiwaniem kasy za zniszczony sprzęt.

Teoretycznie na Mauri najlepsze warunki do pływania są wrześniu. Wtedy kończy się lokalna zima, temperatura wzrasta, w związku z czym coraz częściej odpala termika, niezbędna, aby uruchomić wszystkie spoty Le Morne. W tym roku pogoda na miejscu była wyjątkowo kapryśna, w ostateczności dając nam 8 dni pływania na 14 dni pobytu. Statystyka niezła, ale w przypadku takiego spotu, pozostawia mocny niedosyt. 

Warto wiedzieć, że aby dzień zaliczyć do udanych, wystarczy, że windguru pokaże 10 węzłów z dobrego kierunku i czyste niebo. Dla nas oznaczało to pływanie na 10m Ozone Reo, a po południu nawet na 8m. Tak samo jest z prognozą na fale. Magicseaweed okazał się totalnie niezwiązany z rzeczywistością, pokazując na przykład 4 gwiazdkowy surfing w dni bezwietrzne, kiedy na wodzie był totalny flat.

Jeśli chodzi o breaki na spocie, to tutaj trzeba liczyć na jak najmniejszy swell. Nawet z metrowej prognozy fala na Manawie czy One Eye'u buduje się do 3 metrów, więc możecie sobie wyobrazić z czym wiąże się parometrowy swell. Oprócz wiatru, koniecznie trzeba patrzeć na pływy. Przy niskim stanie wody falki są lepsze, a czopu jest mniej, ale rafa się przybliża, w niektórych miejscach nawet wystając ponad powierzchnię. Wysoka woda to czop, który wybija zęby i mocno daje w kość. W takich warunkach „bezpieczna” falka przy brzegu przypomina średnie warunki na Bałtyku. Na szczęście na Manawie czy One Eye’u, wciąż można wtedy zaliczyć zacne pływanie. Podsumowując, każdy znajdzie w Le Morne coś dla siebie, ale dokładniej opiszemy to w osobnym artykule.

Jak to na każdym światowej klasie spocie I tutaj istnieje duże prawdopodobieństwa spotkania kogoś ze celebryckiego świata kitesurfingu. Idealne fale cały czas przyciągają najlepszych, nawet jeśli w planach nie ma żadnych zawodów. Jeśli zobaczycie, że na One Eye wchodzi jakieś solidne progno, możecie być pewni, że na wodzie pojawi się śmietanka wymiataczy.

Nasza wizyta na Mauri była dokładnie dzień po zawodach Pucharu Świata strapless, a większość zawodników ulotniła się widząc raczej kiepską prognozę. Tak czy inaczej udało nam się zaliczyć sesyjkę na fali z Matchu Lopesem, pływanie z Oswaldem Smithem, czy pływanie na One Eye’u z samym Jaime Herraizem, który mimo wielu lat w tym sporcie, wciąż pływa z bardzo szerokim uśmiechem na ustach. Nie można też zapomnieć o Kubie Gąsiewskim. Patyczak jest już właściwie lokalesem, bo siedzi na miejscu już 2,5 roku. Jeśli potrzebujecie szkolenia (raczej windsurfingowego) to Kuba na pewno chętnie Wam pomoże.

Niestety każdy kij ma dwa końce. Wydawałoby się, że taki spot będzie filtrował tzw. Januszy kitesurfingu. Okazuje się, że jest ich tu bardzo wielu, tylko trochę lepiej się maskują. (chyba zwijany leash nie pasuje do deski wave) Objawia się to dosyć frywolną interpretacją prawa na wodzie, co może skoczyć się dosyć fatalnie. O przepisach na fali postaramy się przygotować obszerniejszy materiał. Tymczasem zawsze trzeba pamiętać, że oprócz ogólnie przyjętych zasad, warto w obiegu mieć cały zakres sygnałów ostrzegawczych, który w krytycznym momencie przekonają intruza do opuszczenia fali, na której nie powinno go być.

Ogromną zaletą Mauritiusa (oprócz tych oczywistych) jest spora ilość atrakcji dodatkowych na wszelki wypadek. Niestety zdarza się, że nawet tutaj nic nie wieje, a co gorsza pada tropikalny, baaardzo obfity deszcz. W takich sytuacjach, jeśli wybraliście opcję w droższym hotelu przy samej plaży, ale bez auta, to jesteście poniekąd uziemieni na all inclusive z różnymi knajpami i barami do wyboru. Czy to brzmi tak źle – nie, ale jak już poświęcicie tyle czas na lot, to warto zobaczyć coś więcej niż plażę, fale i dno kieliszka.

Wyspa nie jest duża, dlatego właściwie w każde miejsce można dojechać w około dwie godziny. No chyba, że zaliczycie po drodze jakąś metropolię. Wtedy korek i opóźnienia murowane. W szczególności warto odwiedzić wszystkie „dzikie” miejsca w okolicy. Przyroda rzeczywiście wyczynia tutaj cuda. Dla wytrwałych polecamy wspinaczkę na górę, z której jest doskonały widok na Le Morne.

Cenowo jedzenie wychodzi podobnie jak w Polsce. Oczywiście wszystko zależy od Waszej diety, ale ograniczając się do gotowania w domu i tańszych barków przyulicznych, można naprawdę tanio się wyżywić. Przykładowo w wiosce ryż z warzywami i kurczakiem to koszt około 8-10 złotych, a na plaży dwa razy tyle. Za solidną, świeżą rybę u rybaka zapłacicie nawet 100 zł, ale będzie z tego jedzenia na 3-4 osoby. Na plaży oferta jest dosyć wąska, ale w azjatyckiej wersji foodtrucków jedzenie jest naprawdę w porządku, a jedyny mankament to lekka dezorganizacja i przydługi czas oczekiwania. Tu warto po prostu wychillować i wypić sobie kokosa.

Jadąc na Mauri miałem wyobrażenie, że będzie to pewnego rodzaju oaza kite biznesu, a na miejscu surfshopy będą na każdym rogu, świetnie wyposażone i atakujące mnie super ofertami. Niestety zawiodłem się, a zaginione klapki musiałem zastąpić tymi z supermarketu za całe 6 zł. (Ledwo, ale dały radę) Tak naprawdę nawet z woskiem do deski nie było łatwo. Ceny nie były zbytnio zachęcające i jedynie wizja zwrotu podatku na lotnisku, sprawiała, że niektóre towary wyglądały ciekawie. Jednym słowem, na wyjazd warto się dobrze zaopatrzyć, żeby nie trzeba było niczego szukać na miejscu. Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba, to najlepiej udać się do sklepu Tou Korek w La Gaulette. Tam znajdziecie praktycznie wszystko. (większość)

Osiem dni pływania na dwa tygodnie nie brzmi najgorzej, ale w takim miejscu jak Mauritius pozostawia to spory niedosyt. Na wyspę zabraliśmy ze sobą całkiem sporo sprzętu, którym w większym lub mniejszym stopniu udało nam się przetestować. Już wkrótce opiszemy dla Was:

  • Deskę Aeroboards Zatoka 5’4
  • Trapez Manera Exo
  • Trapez Mystic Majestic X Wave
  • Latawiec Ozone Reo 10m 2018
  • Latawiec Xenon LIP 9m 2018 (tak, tak Xenon zaczął produkcję latawców)
  • Latawiec Blade Trigger 12m 2017
  • Zegarek Nixon the Mission

Tymczasem z braku własnych materiałów video z One Eye’a lub Manawy, odsyłamy do filmu z tegorocznych zawodów, gdzie działo się i to srogo. W relacji jest tak naprawdę mało zdjęć i na pewno zabrakło wielu ważnych szczegółów, takich jak ruch samochodowy po lewej stronie, plaża pełna ostrych koralowców, czy samo dno pełne ostrej rafy. Ciężko zmieścić wszystko w jedną relację, w związku z czym Mauritius – jeszcze do Ciebie wrócimy!

Kuba

top