Defi Wind - największe otwarte regaty windsurfingowe. Marzenie wielu windsurferów na całym świecie. Wśród nich był także Jarek Josz, który jako pierwszy Polak postanowił je spełnić. Oto jego relacja:
Na ślad tej imprezy natknąłem się w 2013 roku. Oczywiście, od razu chciałem pojechać! :) Niestety dość wysokie koszta wpisowego i przejazdu zadziałały jak kubeł zimnej wody. W sezonie 2015 mija 20 lat jak stoje na desce - 10 lat trenowałem w SKŻ Hestia Sopot, kolejne 10 przepracowałem na wodzie jako instruktor. Nie znalazłbym lepszej okazji, więc w lutym zapisałem się na Defi Wind!!! Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu jako pierwszy biało-czerwony. Radość, mobilizacja, akcja internetowa wspomagająca wyjazd i udało się! Numer startowy 1193.
Używałem żagla 5.0 i deski F2 Sputnik 95L. Mam 28 lat. Ważę 80kg. Nazywam się Jarek Josz. Zawód instruktor. Pierwszy polak na Defi Wind!!! :)
Była to jedna z najsilniejszych wiatrowo edycji Defi. Krótka trasa 4x5km. Długa trasa to 4x10km. Wiatr w szkwałach miał grubo ponad 40 węzłów. Różnica siły wiatru pomiędzy startem/metą a bojką to nawet 10 węzłów. W Polsce nie ma takich warunków.W pierwszym wyścigu wystartowało 1080 osób, a do mety dotarło tylko 377. Wielu zawodników przenoszono z motorówek do karetek. Zająłem 340 miejsce. Ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było że sprzęt i ja daliśmy rade. Nie wiem czy bardziej cieszyłem się ja, czy moja dziewczyna Karolina, która czekała na mnie na brzegu obok biegających ratowników. Ukończyłem 3 z 4 wyścigów (w jednym strzelił żagiel i linka trapezowa). Przepłynąłem około 110km. W generalnym rankingu zająłem 407 miejsce. Uczciwie wyszarpane z objęć Tramontany!
Chcesz jechać? KASK I KAMIZELKA!!! Nie są obowiązkowe, ale w kasku pływa tam 2/3 zawodników i bardzo żałowałem, że sam nie miałem go ze sobą. Kamizelce zawdzięczam ukończenie pierwszego wyścigu. Ratownicy podpływali do mnie 3 razy pytając czy jest ok, kiedy leżałem w wodzie zbierając siły. Ćwicz start z wody. Start/meta są na głębszej wodzie, niż sama trasa i nie jest łatwo utrzymać pozycje na zafalowaniu w takim tłumie, a za mniej niż chwile już zabierają Ci wiatr. Sytuacja z 2-go, czy 3-go dnia zawodów pokazana wieczorem na filmiku podsumowującym dzień: na linii mety gość X próbuje wystartować z wody. Fala zakrywa mu róg szotowy. Żagiel wystrzela jak z katapulty i trafia prosto w przepływającego (za blisko) gościa Y w pełnym ślizgu. Nie wiem jak to jest mijać się na trasie ze światową czołówką windsurfingu, ale wiem jak to jest walczyć z każdym szkwałem o kolejne kilometry trasy. Byłem zbyt skupiony na tym, co dzieje się na mojej drodze, nie rozglądałem się. Na trasie jest ciasno. Bardzo ciasno.
Ludzie odpoczywają na trasie, na wysokości bojki, motorówki i skutery zwożą pechowców do brzegu. Czop bliżej brzegu jest nieprzewidywalny, musisz mocno pilnować deski. Każdą dziurę wiatru wykorzystywałem na zjazd z wiatrem. Szkwałów nie było widać na wodzie. Było widać, że ludzie z przodu tracą pozycję, często kontrolę nad sprzętem, jak ich otwiera. Wtedy błagałem aby ci, z którymi się mijałem byli świadomi tego co robią. Raz, i to na szczęście nie mocno ktoś trafił mnie bomem w kamizelkę. Nie nastawiaj się na zwrot przez rufę w ślizgu. Pierwszego dnia NIKT nie ustał na pierwszym znaku. Ja na długiej trasie skorzystałem z rady organizatorów. Na znaku odpłynąłem parę metrów dalej i zszedłem z dechy. Chwila odpoczynku i dalej. Na krótkiej trasie 2 razy chciałem zrobić zwrot. Odpadanie, przerzucenie żagla i.. brak miejsca na odejście. Zbyt dużo ludzi w wodzie. No to ja byłem następny, i za mną następni. Takie domino.
Mimo to Defi Wind jest imprezą nastawioną na amatorów, ludzi, którzy robią to dla pasji, a nie dla wygranej. Na Defi nie jedzie się wygrać. Tam startujesz po to by być częścią potężnego przedstawienia na wodzie. Wygrani, zawodnicy z podium dostawali kolejno szampana, książkę o historii Defi Wind i telefon. Natomiast w trakcie trwania całej imprezy trwała loteria na scenie. Losowano numerek lajkry szczęśliwca, a ten z rąk organizatorów odbierał czapkę, koszulkę, GPSa, wiatromierz, bom, maszt, a nawet deskę czy żagiel. Było tego znacznie więcej. I było tego bardzo dużo. Wieczorami pokazy filmów, koncerty. Klimat na kempingu bardzo pozytywny. Gdyby tylko Francuzi jeszcze po angielsku potrafili i chcieli rozmawiać, to nie miałbym się do czego przyczepić.
Czy chciałbym tam wrócić? Oczywiście! Czy chciałbym wystartować jeszcze raz ?Oczywiście! Ale nie w najbliższych latach. Teraz czas na Was. Start w Defi Wind to było moje marzenie. Spełniło się. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do jego realizacji. Dziękuję mojej dziewczynie Karolinie za zaangażowanie i największe wsparcie. A tymczasem na najbliższe miesiące osiadam w Rewie. Zabieram się za realizację kolejnych zadań, planów i marzeń. Polecam. Zajebiste uczucie :)
Pozdrawiam i życzę pomyślnych wiatrów
Jarek Josz