18.02.2018
SieRozmawia: Zdzisław, czyli Adam Strybe

Cześć Adam, (czy może lepiej Zdzisław?) Powiedz, skąd taki przydomek?

Siema! W sumie to wszystko jedno, ale wśród znajomych zazwyczaj słyszę imię Zdzisław ;) A wzięło się to jeszcze z dawnych czasów Helowych, gdzie co roku spędzałem cały sezon pływając na windsurfingu i tak kiedyś wśród kolegów wyszło najpierw Zdzichu, a potem narodził się Zdzisław! W sumie mogło to być takie wczesno licealne alter-ego, które stworzyły podwaliny dla mojego pomysłu z 3style4life.

Nauczyłeś już Australijczyków poprawnej wymowy?

No z tym jest gorzej, bo oni nawet na górę Kościuszki (najwyższy szczyt Australii) mówią Kozjusko. Także tu częściej występuję jako Ado, Ads albo inne skróty od Adama jakie Australijczykom przyjdą do głowy, taki już mają styl.

Skąd w ogóle pomysł na wyjazd do Australii?

W zasadzie to był spontan, taki mój klasyczny freestyle. To było w 2015 roku, byłem już drugi miesiąc na Bali i kończyła mi się akurat wiza. Myślałem, żeby lecieć do Wietnamu pouczyć trochę kite'a w Mui Ne, ale kolega mojego brata którego akurat uczyłem na surfie wybił mi ten pomysł z głowy. Powiedział że skoro już poradziłem sobie przez tyle czasu w kraju trzeciego świata, pora abym poleciał w stronę cywilizacji, no a skoro jesteśmy tak blisko Australii to mam się nawet nie zastanawiać tylko od razu lecieć!

No i tak też w sumie zrobiłem, wieczorem usiadłem do kompa, po 5 minutach dostałem wizę turystyczną, a 15 minut później już miałem bilety na trasie Denpasar-Brisbane, co najśmieszniejsze z wylotem w Wigilie i przylotem w pierwsze święto Bożego Narodzenia i do dziś się śmieje, że pasterka wymknęła się lekko spod kontroli, że wylądowałem w Australii, której jeszcze kilka tygodni wcześniej nawet nie miałem w planach.

Zamierzasz wracać, czy osiedliłeś się już na stałe?

Hmmmm, no to jest dobre pytanie. Bo jak tu byłem przez pierwsze trzy miesiące na przełomie 2015/2016 to myślałem: fajnie, fajnie, ale czy to na pewno dla mnie? Potem wróciłem po sezonie 2016 spędzonym na Helu już do Sydney z planem na rok, a moja agentka wizowa (pozdrowienia Gosia!) przekonała mnie, że bardziej się opłaca aplikować o dwuletnią wizę, więc jako oszczędny Poznaniak nie pogardziłem taką opcją.

Czy się tu osiedliłem? Trochę tak. Czy chcę już zostać na zawsze? Chyba nie. Aczkolwiek fajnie byłoby móc tu wracać co jakiś czas na nasze zimowe miesiące! Co będzie to już samo życie pokaże, nauczyłem się pewnych kwestii nie planować na 100%, bo wiem, że plany zbyt często się w życiu zmieniają, więc lepiej jest mieć elastyczność decyzyjną w głowie i móc zadecydować czasem z dnia na dzień o zmianie czy relokacji.

Ostatnio tak się właśnie stało z mieszkaniem i w ciągu kilku dni znalazłem samodzielne mieszkanie i mam teraz widok z okna na ocean, 5 minut na piechotę z deską pod pachą na moje dwie ulubione plaże w Sydney: na Tamaramę i na Bondi, więc jest kilka powodów, dla których ciężko mi się będzie stąd ruszyć.

Surfowałeś przed wyjazdem, czy dopiero na miejscu się wkręciłeś?

W zasadzie to już za małolata siedząc na Półwyspie jak były jakieś fale po stronie morza to szliśmy ekipą z wave'ówkami, odkręcaliśmy strapy i próbowaliśmy łapać pierwsze przejazdy. Do dziś pamiętam takie dni w środku lata, gdy ni stąd, ni zowąd przychodził jakiś swell z północy, była całkowita flauta, a ja starałem się na materacu albo i bez łapać te gładkie, perfekcyjne fale, które mi jako dzieciakowi już czasem wydawały się całkiem spore. Ale taki body surfing jak na to teraz patrzę to jest coś uniwersalnego. Widać to na filmach z Hawajów czy tutaj w Australii, widzę to na co dzień. Ludzie po prostu wchodzą do wody pobawić się z siłami natury i dają się ponieść tej fali.

Nie boisz się australijskich rekinów?

Hehe, no to jest ciekawy temat, w sumie dobrze, że go poruszyłeś! Odpukać (w niemalowane) nie miałem dotychczas żadnej styczności z tymi stworzeniami. (pająki widziałem i jakoś wciąż żyję) Poza jednym zdarzeniem ze stycznia tego roku.

Pływam sobie w sobotni poranek razem z moimi dwoma znajomymi na Maroubrze*, łapiemy fale, jest mało ludzi, obok szykują się zawody pływackie dla ratowników i nagle słychać syreny jak na wojnie!!!! łuuuuuu, łuuuuuuu....patrzę dookoła co się dzieje, a większość ludzi obok mnie zaczyna szybciej wiosłować w stronę brzegu, więc żeby nie było że się alienuję, też zacząłem spływać na plażę. Okazało się, że ktoś wypatrzył rekina i przez pół godziny skutery, łódki i pontony eskortowały go w stronę wyjścia z zatoczki. Potem przyleciał helikopter i też przez dłuższy czas latał wzdłuż i wszerz, aby upewnić się, że można już spokojnie (poniekąd) wracać do wody.

*Taka ciekawostka - Maroubra to dzielnica skąd pochodzą Bra Boys, czyli surfingowy gang, który swego czasu robił sporo zamieszania w okolicy, a do teraz widać ich członków z wytatuowaną nazwą albo hasłem My Brothers Keeper. To właśnie ta ekipa zostaje w wodzie, gdy ogłaszany jest alarm rekinowy, przynajmniej inny narybek znika im z drogi i mogę łapać więcej fal bez konieczności rzucania groźnych spojrzeń w stronę nietutejszych surferów.

A jak to jest z resztą lokalnych predatorów (pająki, węże, etc.)?

Z pająkami stykam się co jakiś czas, miałem rok temu sporych rozmiarów gościa w sypialni, ale mój Aussie współlokator (tak się mówi na Australijczyków) sprawnie pomógł mi go zdjąć i wynieść na dwór. Generalnie, dopóki nie jesteś gdzieś poza miastem czy w jakiejś puszczy/dzikiej plaży to raczej nic złego ci nie grozi. Trzeba zwracać uwagę, gdzie się chodzi, gdy jest upał istnieje szansa na spotkanie jakiegoś węża, a w deszczowe dni pająki lubią szukać schronienia w domach - taka sytuacja. Grunt to nie panikować i w razie co, pytać się o pomoc lokalesów. Oni wiedzą najlepiej co to za okaz i czy trzeba uciekać.

Udało Ci się już zaliczyć sesyjkę z jakimś proriderem?

Dobre pytanie, poniekąd rok temu, gdy Sean „Szonisław” Crowder był przelotem w Sydney to wybraliśmy się na super sesyjkę na spot The Farm. Odebrałem go z lotniska i od razu pojechaliśmy jakieś 100km na południe, gdzie jak dotarliśmy trwała sesja zdjęciowa przy ładnym oświetleniu na koniec dnia, z dobrymi wedge'ującymi się falami na spocie Mystics, który jest tuż obok Farmy ale okazało się że dużo lepiej pracował tego popołudnia.

Gdy ja się skupiałem na szlifowaniu własnych umiejętności, Sean złapał ostatnią fale i powiedział, że idzie oglądać Ando (Craig Anderson, główny rider Hayden Shapes) i Dane'a Reynoldsa.

W sumie potem trochę żałowałem, że do niego nie dołączyłem, ale jak tak sobie teraz myślę, okres jarania się zawodnikami mam już chyba za sobą. Robiłem to gdy byłem młodszy z moimi idolami z windsurfingu. Teraz myślę, że jak będę mieć okazję popływać z jakąś legendą sportu to będzie to dla mnie jakieś bardziej istotne przeżycie. Także kto wie kogo tu albo na Gold Coaście w wodzie spotkam.

To ile dni w roku spędzasz teraz na wodzie?

Patrząc po tym jak wygląda moja pianka, wypalona od słońca i wytarta od wkładania i ściągania myślę, że z 200 dni pękło mi w 2017 roku jak nic.

A sporo i tak zimą odpadło, bo zmagałem się z zimnem i ciągłym zapaleniem zatok. Mam nadzieję już nie przegapić tych pięknych zimowych fal, które nawiedzają te okolice co roku w okresie od czerwca do listopada!

Masz na miejscu sprzęt do winda, czy katujesz tylko surfing?

Dokonałem wyboru przyjeżdżając tutaj, że albo rybki, albo akwarium. Dlatego moje pełne skupienie padło na surfa, którego nie miałem okazji tak dużo i tak często trenować. Wszystkie oszczędności przeznaczam na nowe deski i finy, za namową znajomych odkryłem już kilka swoich typów, ale wciąż zgłębiam wiedzę na temat tego sportu. Zresztą jak to mój kolega Artur Rajewski mówi „Ty to jesteś filozof surfingu!”, no i chyba muszę przyznać mu rację.

Daleko od tematu nie uciekam, bo napisałem pracę magisterską na temat filozofii windsurfingu i wartości, więc kto wie, może za jakiś czas powstanie z tych moich doświadczeń jakaś książka. Póki co więcej szczegółów nie zdradzę!

No właśnie, z tą filozofią surfingu, to już całkiem poważna sprawa, bo masz nawet kanał na YT. Co Cie podkusiło, żeby zacząć nagrywać swoje filmy?

No z pasją, jak z miłością, trzeba do niej podchodzić na poważnie, bo tak na pół gwizdka, to nigdy nie zadziała. Ja w tej dziedzinie jestem perfekcjonistą, mam jakieś określone cele jak dawniej na windsurfingu i do nich zmierzam. Kanał na YT mam już łohoho, ale gdy powstał pomysł na 3style4life i zacząłem coś już robić na Instagramie i Facebook'u to brakowało ewidentnie czegoś więcej, jakiegoś rozwinięcia tematu, stąd pomysł na filmiki. Zaczęło się zresztą dzięki żonie znajomego na Bali, sama jest pisarką i gdy usłyszała mnie w akcji jak uczyłem jej męża na surfingu, używając GoPro w wodzie i komentując na bieżąco to od razy mi powiedziała że koniecznie muszę zacząć coś nagrywać, bo mam do tego talent.

Także krok po kroku, od wywiadów i relacji poszedłem w stronę recenzji i poradnika, bo zauważyłem, że nikt tego dotychczas w Polsce nie robił, a ja lubię mówić, zbieram na co dzień wiedzę o surfingu z własnego doświadczenia na wodzie, a nie z książek czy filmików w internecie, choć tu oczywiście też sam zaczerpnąłem trochę inspiracji i wciąż słucham wskazówek od znajomych i przyjaciół, co i jak mógłbym jeszcze poprawić, żeby wyglądało to profesjonalnie, żebym nie zanudzał a także, żeby każdy aspirujący polski surfer mógł z tego coś dla siebie wyciągnąć.

Dlatego jeśli mogę Was prosić, to śmiało komentujcie tu czy pod filmikami jak będziecie mieli jakieś kwestie dotyczące surfingu, które Was nurtują. Będę miał w ten sposób motywację, aby nagrać kolejny ciekawy materiał prosto z Bondi Beach w Australii.

Co wolisz uprawiać windsurfing czy surfing?

W sumie to zależy od warunków, bo jeśli będzie ładnie wiało i będą fale, a może nawet płaska woda to z wielką przyjemnością wyjdę na deskę z żaglem. Jest to bądź co bądź moja pasja od dziecka.

Natomiast jeśli są ładne fale i nie ma w ogóle wiatru to oczywiście że zacznę łapać fale na samej desce!

A jaki masz stosunek do kite’a?

Pozytywny. Jestem instruktorem IKO od 2006 roku, mam za sobą sporo wypływanych godzin, wyuczonych zresztą też. Mogę powiedzieć, że jeśli wieje jakieś 3-5 Beauforta to lubię czasem wskoczyć na zatokę poskakać i się trochę powygłupiać na kajcie. Jak dla mnie wszelkie niesnaski typu ws-ks, snowboard-narty, surfing-boogieboard to takie trochę bezsensowne spinki jakie ludzie łapią.

Dla mnie zajawa to zajawa, nie ważne czy ktoś ma jedną deskę czy dwie.

Jak byś miał wybrać jedną dyscyplinę, to co by to było?

To pytanie na dłuższą rozprawkę.... ale wydaje mi się jednak, że ostatnio tylko surfing mi w głowie.

Zwiedziłeś ładny kawałek świata, masz jakieś ulubione miejsce?

Odkąd mieszkałem w 2012/2013 roku na Teneryfie to kocham El Medano i okolicę, mam nadzieję tam kiedyś wrócić, może nawet się osiedlić. Z innych miejsc, które traktuje jak swój drugi dom to na pewno Bali. Tam są fale, jest ciepło, codziennie spotyka się miłych ludzi i życie tak jakoś bardziej płynie i sprzyja nie spinaniu się, co czasem niestety w Polsce jest nie do uniknięcia.

Zapomniałbym o swoim tak naprawdę ulubionym miejscu, jest takie jedno i to u nas w kraju. Moja jedyna miłość to (nie mylić z Kolejorzem, aż takim fanem piłki nożnej nie jestem) HEL. Tam się to wszystko dla mnie zaczęło i nie wyobrażam sobie tam co jakiś czas nie wpaść, zbyt wielu mam tam przyjaciół i zbyt wiele pięknych chwil, aby nagle stwierdzić, że teraz już tylko Bali, Bondi i Vanuatu.

Jaka prognoza, sprawiłaby, że spóźniłbyś się na własny ślub?

Hehe lepiej, żeby moja przyszła żona tego nie czytała, bo plan spali na panewce! Jeśli coś miałoby sprawić, że miałbym lekką obsuwę na własny ślub to musiałby to być naprawdę epicki warun z super falami albo mega dobrym wiatrem, który nie zdarza się często. Dla świętego spokoju, jak będę planować ślub to postaram się to wziąć pod uwagę, dzięki za podpowiedź.

Liczyłeś kiedyś, ile w życiu zrobiłeś godzinek szkoleniowych?

Uhuhu.... Tu bym się musiał uśmiechnąć do Zimka i Lussika ile tego łącznie było, ale w Egipcie, na Kanarach oraz na Helu trochę czasu w wodzie z kursantami spędziłem. Czuję to już po kościach. Zresztą ostatnio w sezonie 2016, jak uczyłem na Półwyspie to nawet w stosunkowo ciepłe dni byłem w kapturze i rękawiczkach. Możliwe że moja data przydatności jako instruktora w chłodniejszych wodach już minęła. Pora robić tylko wyjazdy szkoleniowe w tropikach.

Masz jakieś ciekawe historie instruktorskie?

Trochę by się tego na pewno znalazło. Z kite'a to standard z gonieniem kursantów po całej zatoce i wysyłaniu pontonów z misją ratunkową. Ostatnimi laty starałem się już tak ogarniać moich podopiecznych, żeby ani im, ani sobie nie fundować takich dodatkowych atrakcji.

Na pewno śledzisz warunki na Bałtyku, tęsknisz trochę za lokalnymi warunkami?

No raczej. Cały czas patrzę na fotki jakie wrzuca nasz mistrz surf fotografii Krzysiek Jędrzejak na swoim profilu Baltic Surf Scapes oraz inne surf ekipy z Kołobrzegu oraz Ustki. Serce pęka czasem z dumy, a czasem z tęsknoty jak patrzę na te niektóre warunki, które mimo wszystko uważam za bardzo dobre i na tyle zróżnicowane, że zawsze można się nauczyć czegoś nowego.

Teraz Australia, a co dalej? Masz jakieś plany surfingowe?

No jest kilka planów na tapecie, a dokładniej na takiej dużej liście na papierze A0 z planem na cały rok, gdzie odhaczam co jakiś czas moje spełnione cele.

Teraz mogę powiedzieć, że chciałbym zwiedzić okolice Australii, może coś koło Fiji, może Malediwy, a na pewno za jakiś czas chciałbym polecieć na Hawaje. To moje kolejne marzenie od dziecka, które zamierzam spełnić. Koniecznie polecę na Maui, które jest mekką windsurfingu, ale też airów na surfie, ze względu na dobry wiatr offshore, który dodaje noszenia przy wszystkich aerialach.

Wracasz jeszcze do Polski, czy nie wyobrażasz sobie teraz, nie mieszkać na spocie?

Pewnie, że wracam do Polski. Planuje zakup mieszkania w pobliżu jeziora w Poznaniu, bo mimo wszystko tak jak powiedziałeś, nie wyobrażam sobie mieszkania daleko od wody.

Dzięki wielkie za rozmowę, do zobaczenia na wodzie!

Dziękuję również, było mi miło znów wrócić na Siepływa. Do zobaczenia na spocie.

Adam Strybe (Dakine Polska, Makani Surf Shop, Rubiko, 3style4life)

fota: Monika Mraczek

sieFotografuje

Kuba

top