Raphael Salles - założyciel firmy F-One, od ponad 20 lat związany z kitesurfingiem, od ponad 40!!! związany ze sportami wodnymi. Prawdziwy europejski waterman. Pływa na windsurfingu, surfingu, kajcie, supie, foilu. Jest osobiście zaangażowany w rozwój wszystkich produtków F-One, jednocześnie prowadząc tę wciąż rodzinną firmę od samego początku. Twórca pierwszych desek do kitesurfingu i tzw. delty c-shape. Wciąż ma 2 miejsce w rankingu najdłuższych dystansów pokonanych na kite. Mieliśmy okazję trochę z nim pogadać i żałuję tylko, że nie znam francuskiego, bo na pewno mógłbym poznać więcej ciekawych opowieści z historii największej europejskiej marki kitesurfingowej.
Cześć Raphael, to zaszczyt móc z Tobą pogadać. Ponad 20 lat kitesurfingu - to bardzo dużo. Nie nudzi Ci się to?
Dokładnie 22 lata, od 1996 roku. Ciężko w uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Nigdy nie czułem nudy na kite'cie - to niesamowity sport, który tak dynamicznie się zmienia. Spójrz na foila - obecnie to moja największa zajawka, to uczucie latania.
Pamiętasz jak się to wszystko zaczęło?
Jasne - po dwudziestu latach na windsurfingu, latając po najlepszych spotach na całym świecie postanowiłem zrobić sobie przerwę i posiedzieć trochę w domu. W 1995 roku potrzebowałem czegoś nowego i po pierwszych testach latawca pompowanego przy 10 węzłach byłem przerażony jego mocą - od razu wiedziałem, że to było to. Następnie przez sześć miesięcy testowaliśmy różne rozwiązania na naszym homespocie, aż w końcu stworzyliśmy coś, co pozwalało nam halsować się na wiatr i skakać. To był prawidzy początek.
Jak wyglądało Twoje pierwsze pływanie? Jaki miałeś sprzęt?
Pierwszy raz na wodzie używałem narty wodnej pożyczonej od znajomego. Latawiec to była jakaś archaiczna konstrukcja z systemem zwijania linki do relaunchu. Przez 100 metrów rozwinąłem pełną prędkość, a potem ne miałem jak wrócić. Następnie testowaliśmy tzw. materace, a potem nastała era Wipiki z dwoma linkami w roku 1997.
Przez te wszystkie lata - jak myślisz, co było największym przełomem w dyscyplinie?
Według mnie każda rewolucja była ważna, bo sprawiła, że kitesurfing jest taki jaki jest. Zaczynaliśmy z deskami kierunkowymi, potem była era twintipów, potem znowu kierunkowe, strapless, a teraz foiling. Do tego cała masa rozwiązań bezpieczeństwa, których kiedyś nie była i oczywiście rozwój kształtów latawcy.
A jak F-One przyczynił się do rozwoju kitesurfingu?
Ciężko na to odpowiedzieć, bo tak naprawdę nie da się tego w jasny sposób określić, ale byliśmy pierwszą marką na rynku produkującą deski do kitesurfingu w roku 1997 i nadal to robimy - a to ważne.
Jak Ci się podoba kierunek jaki obrał kitesurfing z wakestylem, strapless freestylem i foilem?
Wszystkie te odmiany kite'a sprawiają, że ten sport jest teraz bardzo bogaty i interesujący. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Niezależnie od Twojego zaplecza, bierzesz latawiec i szukasz tego co kręci Cię najbardziej. Kiedy przyjeżdżasz na spot widzisz tych wszystkich ludzi, którzy mimo że robią różne rzeczy to łączy ich latawiec.
Jak udaje się Wam cały czas polepszać swój sprzęt? Skąd ten ciągły progres?
Cały rozwój naszego działu R&D polega głównie na naszym coraz bogatszym doświadczeniu. Sami jesteśmy coraz lepsi, mamy coraz mocniejszy team, z większymi kompetencjami. Im więcej rzeczy projektujemy, tym więcej wiemy na temat hydrostatyki i możemy wymieniać się rozwiązaniami pomiędzy różnymi dyscyplinami. SUP, surfing, foil - to wszystko siostrzane sporty, które korzystają ze wspólnych patentów. Tak jak zmienia się kitesurfing, tak samo może ewoluować nasz sprzęt. Nie widzę żadnych ograniczeń w tym, jak dużo lepszy może być Bandit - problemem jest wyłącznie wyrobić się z nowinkami na czas.
Jak ustalacie plan na przyszłoroczny sprzęt. Skąd wiecie co trzeba poprawić?
Najwięcej słuchamy opinii z rynku. Nasi klienci i proriderzy dużo nam pomagają, ale nie ukrywam, że sporo poprawek wybierami sami. Od samego początku robiliśmy sprzęt trochę pod siebie, co okazywało się dobrym rozwiązaniem na rynku.
Masz jakieś podejrzenia, co zobaczymy w nadchodzących latach?
Na pewno czeka nas jeszcze dużo ulepszeń sprzętu, ale na pewno wiodącą dyscypliną będzie foil.
Na czym skupia się teraz F-One jako marka?
Nie można wyróżnić jednej rzeczy - rynek jest teraz tak wymagający, że chcąc pozostać w grze trzeba mieć na uwadze wiele czynników. Rozwój sprzętu, jakość, bezpieczeństwo, produkcja, dystrybucja, marketing, riderzy itd - to wszystko we wszystkich dyscyplinach. Możesz sobie wyobrazić jak wiele to roboty. Na szczęście na razie jakoś nam się udaje wszystko ogarnąć i wychodzi całkiem przyjemnie.
Po tylu latach i takim rozwoju, wciąż pozostajecie rodzinną firmą. Jak to się udało?
Dzięki temu mamy wciąż 100% kontrolę nad firmą i to jest dla nas bardzo ważne. Moja żona Sophie jest managerką firmy i utrzymuje rodzinną atmosferę. Mój syn Julien również do nas dołączył i zajmuje się całym projektem Manera. Po 20 latach nasi zawodnicy, dystrybutorzy i klienci są częścią tej rodziny. To dla nas bardzo ważne, bo daje unikatowy charakter. Dodatkowym plusem jest to, że wszyscy się doskonale znamy i wiemy skąd pojawiły się wszystkie rozwiązania w naszych produktach. W ten sposób dużo łatwiej prowdzić naturalną ewolucję, zamiast kluczyć w miejscu.
Parę lat temu, razem z synem wprowadziliście na rynek markę Manera. Co Cię przekonało do wejścia na rynek akcesoriów i co byś uznał za największą przewagę Manery nad konkurencją?
Wiesz, kiedy pływam na kite'cie zawsze myślę, co można by jeszcze poprawić. To takie zboczenie zawodowe, które jest tak głęboko w moich genach, że nawet kiedy jadę na tydzień w Alpy, żeby pojeździć na snowboardzie, testuję przez tydzień różne deski i myślę, co można by w nich poprawić.
Miałem dosyć pływania w trapezach i piankach, które mnie irytowały i chciałem spróbować zrobić coś lepszego. Wzięliśmy z Julienem najlepsze materiały jakie mogliśmy i stworzyliśmy świetne produkty, które teraz staramy się sprzedać w rozsądnych cenach. Niestety często w pogoni za jakością trochę się zapominamy, i kończymy z produktem, który byłby za drogi.
Zdarza Ci się jeszcze pływać dla zabawy? Co wtedy wybierasz?
Mam tak naprawdę 3 pasje. Kite/surf, R&D i prowadzenie swojej firmy. Nie potrafię się po prostu odłączyć, dlatego zawsze jak pływam, rozmyślam o poprawkach. Każdy prototyp kończy się tak, że po pływaniu zamawiam kolejny. Testy, testy i jeszcze raz testy w drodze do sprzętu z marzeń.
Jednak kiedy jedziemy na sesję zdjęciową, z przyjemnością oddaję się pływaniu po trochu na wszystkim co mamy w ofercie. Najwięcej frajdy sprawia mi jazda na fali.
Jakie są Twoje ulubione spoty?
Jeśli chcesz mieć pewność, że złapiesz dobrą falę - Mauritius. Kocham też Madagaskar, ale to bardziej rodzaj przygody. Tahiti jest najpiękniejszym miejscem na ziemi dla każdego watermana, ale odrobinę skomplikowane pod względem logistycznym. Nie mogę zapomnieć o Cabo Verde - świetne fale, wiatr i rodzina. (Mitu)
Zajmujesz się czymś jeszcze oprócz kitesurfingu? Masz na to czas?
Kitesurfing i prowadzenie biznesu oczywiście zajmuje bardzo dużo mojego czasu, ale rodzina jest dla mnie również bardzo ważna. Teraz, żeby od tego uciec spędzamy czas w górach - latem i zimą.
Byłes kiedyś w Polsce?
Niestety nie, mam wiele miejsc na swojej liście, ale niestety wciąż za mało czasu.[/b]
Foil SUP albo foilsurf - próbowałeś?
Dużo pływam na foil SUP i musze przyznać, że to największa niespodzianka ostatnich lat. Odczucia są niesamowite, więc jestem pewien, że surffoil będzie równie dobry.
Masz jakieś zabawne/straszne historie związane z kitesurfingiem?
Po 20 latach w tym sporcie - jasne, mam kilka takich historii. Spędzam dużo czasu na wyjazdach F-One z naszym teamem w pięknych miejscach. Klimat jest niesamowity, jestem pewien, że to da się odczuć oglądając nasze filmy.
Straszne, są najczęściej tymi najbardziej ekstremalnymi, bo w końcu przeżywasz i możesz o nich potem opowiedzięć, jak na przykład przepłynięcie z Francji na Korsykę czy pływanie na Teahupoo.
Są też takie, które tak naprawdę są wypadkami. W zeszłym roku na naszym lokalnym spocie złapało nas swego rodzaju tornado. Pływałem na lekkim wietrze na 17m latawcu i nagle znikąd przyszedł szkwał i podniósł mnie tak wysoko, że byłem dużo powyżej mojej córki, która też wtedy pływała. Na szczęście wylądowałem bezpiecznie w dole wiatru i nikomu nic się nie stało.
Dzięki wielkie za wywiad. Wszystkiego najlepszego w roku 2019 i do zobaczenia gdzieś, kiedyś na spocie.
Dzięki - do zobaczenia na fali
Kuba