Cześć wszystkim! Po sezonie wyścigowym miałem duży niedosyt. To był pierwszy rok kiedy byłem naprawdę naprawdę szybki, tak na regularne wygrywanie heatów i regularne występy w finałach PWA czy wygrywanie Mistrzostw Świata czy Europy IFCA i w Foilu. Wprawdzie jeden finał PWA w foilu udało się wygrać, a w slalomie też praktycznie już jeden był pozamiatany, a Wice-Mistrzostwo Świata i Europy niby nie jest najgorsze, ale wiem na co mnie stać i wiem, że w 2018 to było więcej. Ale wszystko już mam zapisane i przeanalizowane więc dokładnie wiem jak zrobić 2019 lepszy pod względem wyników. Nie samymi wynikami jednak człowiek żyje i jak zmontowałem filmik z highlightami 2018 to uderzyło mnie, że był to po prostu zajebisty rok i przeżyłem w nim bardzo wiele niezapomnianych chwil w samym windsurfingu, a co dopiero poza nim. Czasem mam krótką pamięć i przydaje się takie odświeżenie, żeby ponownie docenic ostatnie 12 miesięcy.
Tak to zdecydowanie była wisienka na torcie! Wiedziałem, że jak polecę na Maui i będzie odpowiedni swell na Jaws to po prostu muszę to zaliczyć. Nie darowałbym sobie do końca życia. Przez ostatnie 20 lat oglądałem filmy i zdjęcia stamtąd i marzyłem, że „pewnego dnia..”. Oczywiście idealnym scenariuszem byłoby pływanie przez miesiąc na Hookipie i Jaws ostatniego dnia wyjazdu, ale stało się zupełnie odwrotnie i nie mam z tym najmniejszego problemu!
Chyba tak, a przynajmniej trzeba choć raz polecieć na Maui, żeby to zaliczyć. Każde miejsce ma jakieś „ale” – Sal ma lepsze fale, ale tylko na prognozę , mało wiatru i nic do roboty poza pływaniem, w Chile jest lodowata woda, w Australii trzeba czasem zrobić 1000km na jedną sesję, w RPA warun pozostawia trochę do życzenia plus jest 200 Włochów na metr kwadratowy itp. Itd. Na Maui po prostu ciężko znaleźć jakiekolwiek „ale”.
Chyba jak Donek tam doprowadzi do jakiegoś załamania gospodarki i ceny wreszcie pójdą w dół, bo w chwili obecnej milion dolarów to kosztuje tam szałas.
Haha, serio?? Jestem z tego znany?? Haha! To praktycznie nigdy nie było moją intencją! Z Quiksilverem niedługo stuknie mi dekada, jakoś na to nikt nie zwrócił uwagi Ale wracając do partnerów sprzętowych. Od zajęcia się windsurfingiem zawodowo zmieniałem tak de facto 2 razy. Point-7 i Patrik nie wierzyli, że mogę wejść na kolejny poziom tzn. mówili, że wierzyli, ale kontrakty mówiły co innego nawet gdy już zacząłem na ten poziom wskakiwać. W Gaastrze Tabou wszystko było zorganizowane wzorowo, przejrzyście jak na Niemców przystało, choć w moim pierwszym roku sprzęt był daleki od ideału, ale widziałem potencjał więc byłem cierpliwy. Już w 2017 żagle były wg mnie jednymi z najlepszych na rynku i ciągnęły deski, które były niezłe, ale bez rewelacji. Jednak zanim jeszcze zaczęliśmy się na nich ścigać ofiarą wewnętrzych politycznych gierek padł Ben van der Steen, który był za rozwój tych żagli odpowiedzialny. Całe R&D zostało oddane w ręce tego samego gościa, który odpowiedzialny był za deski, a nigdy nie zajmował się żaglami i własnoręcznie przez cały sezon podkopywał pozycję Bena i moją, bo zaczynałem mieć coraz więcej do powiedzenia. Teraz wiedziałem, że zostanę wykluczony i do tego, że wszyscy zrobią krok do przodu, a Gaastra może zrobić krok w bok, bo w pierwszym roku nikt nigdy cudów nie zdziałał. No i miałem rację bo 2018 był najgorszym rokiem Gaastry/Tabou w historii startów w PWA w slalomie. W NoveNove zadomowiłem się na tyle, że gdy w sierpniu zaczęliśmy rozmawiać o przedużeniu kontraktu chciałem podpisać na kolejne 2 lata do 2020 włącznie! Naprawdę deski były super, zmiany do wprowadzenia były oczywiste i zyskalibyśmy kolejne 5-8%, sytuacja stabilna i pierwszy raz w życiu czułem wsparcie, że moi sponsorzy naprawdę mi kibicują i wierzą że mogę wygrywać. No ale w sierpniu Finian (Maynard – designer/shaper NoveNove) wziął mnie na stronę i powiedział, że odchodzi i cały plan wziął w łeb. Nie chciałem się wiązać z firmą, która nie ma osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za rozwój sprzętu, a sam jeszcze nie byłem gotów, żeby wziąć to na siebie, bo to jest praktycznie praca na pełen etat i odciągnęłaby gros uwagi od ścigania. Podpisałem więc kontrakt z firmą, która w moim mniemaniu da mi najlepszą broń do walki o najwyższe cele. Jak tylko obie strony będą gotowe do ogłoszenia kto to jest na pewno dowiecie się pierwsi! Chciałbym też podziękować 99, bo wraz z Challengerem, to naprawdę był mój najlepszy sponsor do tej pory. Z resztą z Challengerm podpisałem przedłużenie kontraktu na kolejny rok. Także widzisz, nie jest tak, że ja co roku chce zmieniać sponsorów, ale co jakiś czas wychodzą jakieś okoliczności, które praktycznie mnie do tego zmuszają!
W trakcie przygotowywania tego wywiadu Maciek oficjalnie ogłosił jakich desek będzie używał w nadchodzącym sezonie (przyp. red)
Już niedługo wylecę na Teneryfę żeby rozpocząć przygotowania do sezonu wyścigowego, który zacznie się w tym roku w drugiej połowie kwietnia we Francji. Potem klasycznie Japonia, Korea, Costa Brava, Portugalia, Mistrzostwa Świata Foila w Pucku i już jesteśmy w lipcu! Także klasycznie cały tour PWA i dodatkowe wybrane eventy innych organizacji. Oczywiście mam też nadzieję zrobić po sezonie jakiś trip wave’owy w kolejne miejsce z super falami. Do tego właśnie zaczynam montować mój nowy projekt wideo - #WindsurfLife, który opowie o wszystkich aspektach życia zawodowego windsurfera. Między innymi o tym co w poprzednim pytaniu!
Tak, wreszcie być usatysfakcjonowanym z moich występów przynajmniej w większości przystanków touru. Jak będę ścigał się na miarę swoich możliwości o wyniki nie muszę się martwić.
Jeśli odbędą się Mistrzostwa Polski Wave i będę w tym czasie w kraju to na pewno wystartuje. Nie miałem okazji obronić tytułu z 2015 roku, a startowanie w wavie to zupełnie inny rodzaj emocji i bardzo to lubię. Szczególnie jak jadę z kimś na swoim poziomie a nie np. z Kosterem czy Brawzinho jak to się zdarzało gdy startowałem w tej dyscyplinie w PWA.
Lubię wszystkie miejsca w kalendarzu, choć Azja na dłuższą metę bywa męcząca. Szczególnie w Korei poza plażą i hotelem nie ma za bardzo nic, ewentualnie boisko do kosza, ale nie jest to najmądrzejszy sport do grania podczas zawodów. Sylt jest najtrudniejszy psychicznie, bo zawody trwają 10 dni i potencjalnie codziennie możesz się scigać. Po 2-3 dniach siedzenia na brzegu bo leci wave czy freestyle łatwo zgubić skupienie, także to jedno z wielu wyzwań, których nie widać na livestreamie. A jeśli chodzi o to gdzie chciałbym kiedyś wystartować to slalom w Pozo wygląda jak super zabawa. Silnowiatrowy slalom to w ogóle super sprawa, a nie ma chyba bardziej regularnie silnowiatrowego miejsca niż Pozo, więc mam nadzieję, że podczas mojej kariery jeszcze się to wydarzy!
Maciek