"Zacząłem w ciężkich warunkach pogodowych. Oprócz tego na kanale jest olbrzymi ruch wodny. Wiele statków płynie z każdej strony. Czasami było to jednak pomocne – zabierałem się z falami generowanymi przez statki słuchając Bena Harpera na moim I-Podzie” skomentował dowcipnie Laird. ‘"Napotkałem na burzę, która zwolniła mnie w połowie drogi, gdyż wiatr wiał mi w twarz. Myślę, że straciłem przez to z godzinę. Najgorsze były ostatnie 4 kilometry. Prąd wsteczny był tak silny, że czułem się, jakbym stał w miejscu”.
Po krótkim śnie Laird znowu wsiadł na rower i w 8,5 godziny dopedałował do Paryża „To była duża satysfakcja, przejechać pod Łukiem Triumfalnym. Czułem się dobrze, nawet nie byłem wykończony. Potwierdziłem, że w życiu można zrobić o wiele więcej niż nam się wydaje. Nie ważne co robisz. Możesz zrobić więcej niż myślisz”…
Przypomnijmy, że wyczyn miał również cel charytatywny. Laird pomaga w zbieraniu funduszy na niekomercyjny film o leczeniu autyzmu pt. „Beautiful Son” swojego przyjaciela Dona Kinga, światowej klasy filmowca.
Wojtek
Źródło:
www.surfersvillage.com