Pogoda na Kanarach ostatnio rozpieszcza windsurferów, oprócz świetnych warunków podczas PWA Pozo (podsumowanie już wkrótce), na Lanzarote odbyły się nie mniej udane zawody cyklu EFPT, w których startował nasz reprezentant Piotr Majcher. Przed Wami jego relacja.
W niedzielę 12 lipca zakończył się drugi przystanek touru EFPT, który miał miejsce na Lanzarote. W przeciwieństwie do nieudanych zawodów z zeszłego roku, tym razem zarówno wiatr, jak i fala dopisały. Można śmiało powiedzieć, że były to jedne z najbardziej udanych i widowiskowych zawodów freestylowych ostatnich lat, dlatego tym bardziej cieszę się z pierwszego startu w tourze akurat tutaj na Lanzarote. Czuję, że zdobyłem tam dużo doświadczenia i opływania w trudnych warunkach, a do tego dużą porcję świeżej motywacji do treningu.
Swój pierwszy występ w EFPT mogę chyba zaliczyć do udanych. Przed zawodami bałem się presji 7-minutowego heat'u i trudnych warunków oraz stresu związanego z pierwszym startem. Na szczęście obecność wielu znajomych i pozytywne nastawienie wszystkich do nowych twarzy w tourze pomogły dobrze się zmotywować i skoncentrować przed heat'ami. Oczywiście z większością zawodników nie miałem jeszcze szans w starciu, ale udało mi się popłynąć solidnie w pierwszej pojedynczej i podwójnej eliminacji, gdzie zmierzyłem się z braćmi Jacopo i Matteo Testą.
Kryzys przyszedł klasycznie w trzeci dzień zawodów i swój heat z Adrienem Bossonem w drugiej pojedynczej wolałbym zapomnieć. Popłynąłem zdecydowanie poniżej moich możliwości i zszedłem z wody zdołowany. Tak czy siak nie miałem szans wygrać z Bossonem, który lądował pushloopy i double culo w heacie, ale całe zawody traktowałem jako rywalizację z samym sobą i chciałem każde 7 min popłynąć na maxa.
Następnego dnia w podwójnej eliminacji miałem trafić na Paula Simmerla z Austrii, który również był jednym z "rookie", tak samo jak ja. Dlatego też popołudnie poświęciłem na zebranie z podłogi swojej pewności siebie i motywacji. Obejrzałem zatem finał między Tonkym i Antonym, a później poszedłem wyżyć się nieco na wodzie.
Rankiem czwartego dnia, na plaży przywitała nas pochmurna pogoda i szkwalisty wiatr na 4,8. Miałem płynąć w pierwszym heacie, także ucieszyła mnie wiadomość o przesunięciu startu o godzinę. Dzięki temu miałem okazję obudzić się na wodzie i rozpływać. Pech chciał, że wcześniej każdą sesję treningową pływałem full power na 4,4, a później na heat musiałem schodzić na 4,8. Dlatego też godzinna sesja na wpływanie się w żagiel była jak znalazł. W końcu zielona flaga poszła w górę i musiałem zebrać się na popłynięcie najlepszych siedmiu minut w zawodach. Zacząłem od gleby forward loop'a przez niekontrolowane wpięcie się w linki, ale chyba miało to raczej pozytywny, orzeźwiający skutek. Resztę heat'u popłynąłem całkiem dobrze, a później okazało się, że lepiej od Paul'a. Podjarany pierwszym wygranym w życiu heat'em poza Polską, prawie przegapiłem następny, w którym miałem znowu zmierzyć się z Jacopo Testą. Niestety wtedy już odpadłem i zawody się dla mnie skończyły.
Jestem jednak bardzo zadowolony z całego wyjazdu na Lanzarote. Miałem okazję popływać przez prawie tydzień w zupełnie nowych dla mnie warunkach, mogłem zmierzyć się z presją startu w zawodach, nauczyć się koncentrować wtedy, kiedy najbardziej trzeba. Na pewno chcę wrócić do Costa Teguise za rok, a co do EFPT, to mam nadzieję, że uda mi się jeszcze spróbować swoich sił w Brouwersdam i Six-Fours Les Plages.
Zawsze marzyłem o startowaniu w zawodach EFPT czy PWA i cieszę się, że mam już pierwsze wydarzenie za sobą. Chciałbym w tym miejscu podziękować rodzicom, bez których nigdy bym się tam nie znalazł ;) Wielkie dzięki również dla Dakine Polska, Mauisails Polska oraz CAAS Masts za wsparcie, bez którego byłoby mi o wiele ciężej trenować! Na koniec wielkie podziękowania należą się Antxon'owi Otaegui, który zorganizował całe wydarzenie i zapewnił nam świetne zakwaterowanie, jedzenie w trakcie zawodów i wszystko czego potrzebowaliśmy. Jeśli planujecie wybrać się poskakać na falach na Playa de Las Cucharas, odwiedźcie koniecznie Pro Center Antxon'a!
Chciałbym napisać jeszcze kilka słów relacji z tego co działo się na wodzie, ponieważ akcja była po prostu kosmiczna. Od początku do końca zdecydowanie dominowali Antony Ruenes i Tonky, między którymi rozegrała się ostateczna rywalizacja. Słowa uznania należą się też na pewno Amado Vrieswijk'owi za niesamowitą próbę Shifty 720, Philowi Soltysiakowi za idealną skuteczność tricków w tych trudnych warunkach, Davy'emu Scheffers'owi i Adrienowi Bosson'owi za szalone Double Forwardy oraz Yentelowi Caeres'owi za Double Burnera i Air Kabi w stratosferze. Pasko, które jeszcze niedawno było nowym trickiem, oglądaliśmy praktycznie w każdym heacie, a zdecydowanym mistrzem tego manewru był Antony - tak szybkich i wysokich rotacji nie widziałem jeszcze nigdzie. Do tego wielu zawodników próbowało Shifty, które robione z fali wygląda naprawdę imponująco, jednak w heacie udało się je ustać jedynie Ruenes'owi. Tonky zachwycał czystością i powtarzalnością backloop'ów, najlepszym Spock Culo jakie widziałem i meeeeega wysokimi Stalled Forwardami w trakcie Super Session, w ostatni dzień zawodów.
Całą rywalizację wygrał ostatecznie Antony po bardzo zaciętym finale z Tonky'm. Chłopaki musieli płynąć aż dwa heaty pod rząd aby wyłonić zwycięzcę, finał drugiej podwójnej eliminacji oraz superfinał. Myślę, że gdyby decyzja należała do publiczności, to płynęliby jeszcze przynajmniej kolejne 2. Widowisko było niesamowite, reakcje tłumu na plaży głośne i entuzjastyczne. Wszystko zostało sfilmowane oczywiście przez Kuma Movie (video znajdziecie poniżej). Wszystkie zdjęcia z zawodów można zobaczyć na stronie EFPT na facebook'u.
Podsumowując, dokładnie takich event'ów potrzebuje nasz sport, tłumy ludzi na plaży, super akcja na wodzie, świetna organizacja. Przyjemnie było patrzeć na dzieciaki zbierające autografy a potem skaczące backloop'y, shaki i pasko na piasku na plaży. Może jednak jest jeszcze nadzieja na rozwój windsurfingu! ;)