02.05.2006
Drogi Kadyks

Moja przygoda zaczęła się wspólnie z Kapą i jego kolegą Trojanem w poniedziałek wcześnie rano tym razem na lotnisku w Gdańsku, później na ostatnią chwilę dojechał Jerry (Jarek Miarczyński) i mój ulubiony kolega "IDEAŁ" (Patryk Hronowski, ale o tym później).

Ku zdziwieniu wszystkich nie było żadnych problemów ze sprzętem i szczęśliwie dotarliśmy do Londynu. Tam spokojnie bez pośpiechu odebraliśmy CAŁY sprzęt (tylko Patryka pokrowiec od Formuły był pocięty, wyglądał jakby Luftwaffe do niego strzelał w czasie lotu.
Przy następnej odprawie bagaży (już ostatniej tego dnia), zrobiliśmy ładne uśmieszki do pań, oczywiście nie ma to jak dobra gadka (mieliśmy 5 grubych paczek po 50-70kg. każda - na 3 osoby), a pani wytłumaczyliśmy, że to same deski surfingowe i prawie nic nie ważą…
Oczywiście uwierzyła, i bez ważenia i sprawdzania poszło do samolotu.

furaPo całym dniu podróży, w końcu dolecieliśmy do Jerez (Z całym sprzętem!!!!! - to rzadkość). Na lotnisku mieliśmy zarezerwowany samochód, przez naszego lokalnego kolegę, żeby zawieść sprzęt do domu. Jak się okazało kolega zarezerwował nam samochód, ale Nissana MICRE (wielkie dzięki ode mnie i chłopaków), pewnie już to ktoś z was widział na drodze, generalnie ciężko byłoby w to wcisnąć kita. Po dłuższych negocjacjach udało się wynająć na wielkiego Forda Focusa Kombi. Wszyscy myśleli już tylko o jednym, gdzie jest McDonald!!!! Tak właśnie minęła nam jakże spokojna podróż.

Tak się zaczął trening w Kadyksie, gdy się obudziliśmy zobaczyliśmy piękne 20 węzełków i słoneczko. Pojechaliśmy do portu, sprawdzić sprzęt i na wodę. Od razu bez zastanowienia wyciągnęliśmy coś małego. Na ciśnieniu potrenowałem sporo freestylu. Potem zeszliśmy na Slalom na 6.0.

jerryNastępnego dnia obudziliśmy się z planem jak nie będzie wiało, żeby jechać na Tarife, jednak stał się cud, nie wiadomo skąd nagle zaczęło wiać. Dojeżdżając do portu mieliśmy już piękne słoneczko i 15 węzłów, więc bez zastanowienia otaklowaliśmy się na trening. Tego dnia przetestowaliśmy wszystkie finy, nikomu tego nie życzę, naprawdę ciężka praca.
Na kolejny dzień Windguru podawało 33 węzły na Tarife, więc wzięliśmy najmniejsze zestawy, jakie tylko posiadamy na tym wyjeździe aby zmierzyć się z tą siłą. Na miejscu, jak na złość, wiało jakieś 15 węzłów. Kapa (102kg.) na slalomówce 90 litrowej mógł tylko pomarzyć o zejściu na wodę. Ja na 5,8 Boxerze i Jerrym na 7.0 Stealth postanowiliśmy wyjść i sprawdzić, bo jak już jesteśmy to, chociaż zmoczymy sprzęt. Po wyjściu na wodę, trwało to może 5 minut, gdzie z 15 zrobiło się nagle 25 węzłów i cały czas rosło, aż po 2 godzinach było 35 węzłów. Generalnie powiem szczerze, że na 5,8 i chłopaki na 6.0 nie dało rady pływać, skleja za skleją…

idealPo powrocie, zmęczeni i zniechęceni do wszystkiego, dowiedzieliśmy się, iż nasz kolega Patryk właśnie kończy 18 lat. (Wszystkiego Najlepszego jeszcze raz). Na tym może zakończę ten dzień. Wspomnę tylko, że Patryk miał koszulkę "IDEA", każdego korciło żeby dopisać mu na końcu "Ł", no i tak się też stało. Kto zna Patryka, to wie, że ideał pasuje do niego w 100%.

Następnego dnia znowu, wspaniałe warunki na formułkę, wieczorem kolejne urodziny, tym razem Jerry świętował. Było fest na maxa, hehehe…
I tak nam wspaniale mijały dni w Kadyksie, aż trzeba było wracać.
Tak wspaniałą atmosferę mogą popsuć tylko lotniska i znienawidzona przez nas linia lotnicza Ryan Air. Lotnisko w Jerez walczy z nami odkąd pamiętam i co wyjazd zawsze tam są największe problemy. Tym razem problem był taki, że trzeba było przepakować sprzęt na mniejsze paczki, jedna mogła ważyć tylko 32kg.!!!!! Co w naszym przypadku zrobiło 10 paczek, a opłacone mieliśmy tylko 3!!!!. Czyli już było po dopłacie za paczkę po 40 euro. Jednak bez kombinacji się nie odbyło, po opracowaniu strategii z Trojanem, wybrałem się na drugą stronę lotniska (20m.), by tam opłaciłem tylko 2 paczki, poczym poszedłem do Pani, która trzymała nasze paszporty by jej pokazać, że wszystko jest opłacone (ona sama nie wiedziała ile jest paczek z za tej lady), krzyknęła do tragarzy, że wszystko jest w porządku i oddała nam Paszporty z biletami. W Samolocie znaleźliśmy się chyba w 5 sekund, żeby nas już nikt nie mógł złapać. Ale chociaż trochę zaoszczędziliśmy, w końcu trzeba sobie radzić w życiu. Dolecieliśmy do Londynu o 12.30, a samolot do Szczecina mieliśmy o 18.50!!!!! Po prostu cudownie 6 godzin siedzenia ze sprzętem.

robercikNa terminalu RaynAir rozbiliśmy mały obóz windsurfingowy i jakoś to minęło, ale jeszcze wymyśliliśmy sobie, że przepakujemy z powrotem, nasze bagaże w 5 paczek, żeby łatwiej się to ciągnęło, po godzinie kombinowania i urywania zamków udało się. Przy następnej odprawie, jak w dobrym horrorze ta samą historia od nowa, przepakowywanie paczek tym razem po 37kg. Tak zmęczyliśmy kierownika RyanAir marudzeniem, że nic nie zapłaciliśmy, hehehe….

Na lotnisku w Szczecinie, powitała mnie bardzo miła niespodzianka, ponieważ na głównym terminalu znajduje się moje zdjęcie, ciężko przeoczyć bo jest 3x3m. (zrobione przez Boga) z jakiegoś pływania nad morzem, jako reklama lotniska i Szczecina. Ludzie od razu mnie poznali i wypytywali o różne rzeczy. Następnego dnia od razu telefony do nich i od tej pory współpracuje z Portem Lotniczym Szczecin-Goleniów.

Pozdrowionka 4all
Robert Bałdyga, POL-18
(Naish, Quiksilver, Starboard, HurricanFins, Port Lotniczy Szczecin, Mojsiuk MercedesBenz)

sieFotografuje

Bogo

top