Minął już tydzień od kiedy razem z całym RS:X team'em wróciliśmy z naszych pierwszych w tym roku zawodów Pucharu Świata. Do francuskiego Hyeres polecieliśmy już 1 kwietnia, czyli ponad 3 tygodnie przed rozpoczęciem wyścigów. Miałam nadzieję, że ten czas wystarczy żebym chociaż w pewnym stopniu wróciła do formy, po miesiącu przerwy spowodowanej zapaleniem oskrzeli. Walczę ze swoim organizmem już od dłuższego czasu - każdy mocniejszy trening kończy się chorobą, loty samolotami mnie wykańczają, a całe marcowe zgrupowanie w Kadyksie przeleżałam chora w łóżku. Miałam nadzieję, że swój limit pecha już wyczerpałam i teraz musi być dobrze! W Hyeres oszczędzałam się na treningach żeby nie przesadzić i znowu się nie rozchorować, ale na parę dni przed zawodami czułam się już znacznie gorzej niż na początku wyjazdu. Przedstartowy poranek zaczęłam już niestety Aspiryną i podwójną dawką witaminy C, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że powinnam odpuścić pływanie i zostać w łóżku.
Tegoroczna edycja Pucharu Świata jest wyjątkowa - można w niej wystartować dopiero po otrzymaniu osobistego zaproszenia od organizatorów, a dostaje je tylko 40 najlepszych zawodników na świecie. Do tego doszły wysokie nagrody pieniężne, większe zainteresowanie mediów i automatycznie prestiż oraz poziom zawodów znacznie wzrósł. Każdy błąd w stawce, w której nie ma przypadkowych osób kosztuje dziesięć razy więcej niż normalnie. Pomimo nienajlepszej dyspozycji stanęłam na starcie bardzo zmotywowana i podekscytowana (w końcu mogłam się pościgać!) Na dodatek były moje ulubione warunki - wiał nierówny, graniczny wiatr.
Niestety zaraz po starcie odczułam już, że nie jestem w stanie płynąć i pompować na najwyższych obrotach, moje ulubione warunki to zarazem jedne z najcięższych - w ślizgu można płynąć tylko bardzo mocno pompując i choć dawałam z siebie wszystko to mój organizm nie był jeszcze na to gotowy. Po wyścigach czułam się jakby mnie przejechał samochód, a następnego ranka wcale nie było lepiej. Już wtedy nasz kadrowy lekarz Witold Dudziński powiedział, że powinnam rozważyć wycofanie się z dalszej rywalizacji żeby sobie bardziej nie szkodzić. Na desce ścigam się już od 11 lat i nigdy nie wycofałam się z choćby jednego wyścigu, a tu miałam odpuścić całe regaty?! Nigdy w życiu!
Wiało, w planie 3 wyścigi, a ja już przygotowując sprzęt w porcie czułam, że powinnam teraz leżeć w łóżku. Na wyścigach czułam się jakbym miała zemdleć i nie miałam siły płynąć, a co dopiero walczyć z innymi zawodniczkami. Po powrocie na brzeg i konsultacji z trenerami Pawłem Kowalskim i Cezariuszem Piórczykiem zdecydowaliśmy, że niestety, ale muszę wycofać się z regat żeby znowu nie skończyć na antybiotyku. Serce mi pękało jak widziałam cały team przygotowujący się do ścigania i ekscytujący się wyścigami. Oglądałam Medal Race i kibicowałam naszym z całych sił, ale i tak przed oczami miałam swój zeszłoroczny "medalowy", w którym dopłynęłam na 2 miejscu, kończąc ogólnie na 6 pozycji - wtedy mówiłam sobie,że w tym roku czas na medal.
Niestety, zdrowie jest najważniejsze, teraz robię przymusową dłuższą przerwę. Dam sobie więcej czasu na regenerację i powrót do zdrowia. Robię badania, a wizyty u lekarzy to już moja codzienność i wierzę, że do czerwcowych Mistrzostw Europy stanę na nogi! Trzymajcie kciuki! :)
Pozdrawiam,
Kamila Smektała
POL 104
(Gul, 36knots)