Antoine Albeau jest jak niemiecka reprezentacja piłkarska - wszyscy grają, wydaje się, że kilku zawodników ma szansę, a na koniec i tak wygrywa on. Tak też stało się na trzecim przystanku slalomowego touru PWA na Fuerteventurze. Podium uzupełniło dwóch francuzów: obecny lider Pucharu Świata Cyril Moussilmani oraz zawodnik, który przez dłuższy czas prowadził te zawody i dla którego, być może, okażą się przełomowe, Pascal Toselli.
Nasz jedynak Maciek Rutkowski zajął 13. miejsce. Oddajemy mu głos:
Fuerte wśród zawodników to chyba najbardziej prestiżowy przystanek touru. Wiadomo, że będzie wiatr, wiadomo, że nie będzie słaby, wiadomo że będzie chop i wiadomo, że będzie dużo dobrego, fizycznego ścigania. W tym roku nie było inaczej i mimo tego, że nie dostaliśmy klasycznego kanaryjskiego armagedonu na najmniejsze żagle to w ruchu po równo były średnie i małe deski z żaglami od 6,3 do 7,9. Ja osobiście po utracie baardzo dużej ilości rankingowych punktów w Turkshitistanie
potrzebowałem dobrego wyniku, albo conajmniej powtórki z solidnej Costa Bravy. Pierwsza eliminacja poszła super: oprócz dzwona ze Steve'em w półfinale (nie ma to jak polska gra zespołowa) heaty szły stosunkowo gładko i po dobrym starcie w finale B dojechałem drugi, czyli
zamykałem pierwszą dziesiątkę. Długo raczej się miejscem w dychu nie nacieszyłem, gdyż w eliminacyjnym heacie drugiej eliminacji dałem się jak idiota wyciągnąć na falstart młodemu zawodnikowi z Curacao, który zdecydowanie chciał zaliczyć start życia. "Dzięki" temu błędowi w kolejnej eliminacji byłem rozstawiony z ostatniego miejsca i dostałem heat śmierci z którego niestety nie udało mi się wyjść. W tym momencie lekkie zdenerwowanie wdało się w mój jednoosobowy obóz, bo żeby zaliczyć dobry wynik w tych zawodach nie tylko nie mogłem popełnić już ani jednego błędu, ale też musiałbym liczyć na to wiatr i łączną ilość conajmniej 7-miu eliminacji w całych zawodach.
Całe szczęście udało się rozegrać nawet 8, a mnie udało się wystrzec dużych błędów rodem z drugiej eliminacji.
Na 5 kolejnych "kolejek" udało mi się zaliczyć jeszcze 2 finały B i jeden A, w którym byłem tak cholernie pewien, że będzie falstart, że zaciągnąłem ręczny na linii i mogłem wydać z siebie niezbyt politycznie poprawny okrzyk, gdy okazało się, że falstartu nie było. Na trasie udało się zyskać tylko 1 miejsce i 7 punktów zostało dodanych do moich wyników i listy nieudanych startów w finałach. Obiecuję, że kolejny będzie wyglądał zupełnie inaczej ;). Zawody zapowiadały się, że jeśli zupełnie nie wtopię będzie drugi w tym roku solidny wynik, a jeśli popłynę na max swoich możliwości, może będzie nawet top10, bo oprócz 7-mego i 10-tego miejsca zanotowałem jeszcze 11-ste i 12-ste.
Niestety do tego scenariusza zabrakło trochę szczęścia, gdy "photo-finish" z Pierrem Mortefonem w ćwierćfinale został oceniony na jego korzyść, a w ostatniej eliminacji znowu w ćwierćfinale Malte Reuscher uderzył we mnie na zwrocie wybijając mnie z balansu, i powodując że obaj pojechaliśmy szeroko i na 4-te zamiast mnie wskoczył, znów, Mortefon.
Taka już tej bestii zwanej slalomem natura, ale generalnie wydaje mi się, że pojechałem całkiem poprawne zawody. Co najważniejsze prócz wspomnianego falstartu
nie było kretyńskich błędów, a było spokojne i (czasami zbyt) bezpieczne ściganie. Mam nadzieję podobny scenariusz z ciut lepszym zakończeniem zaprezentować w Turcji, choć prawdopodobnie będzie jeszcze ciężej. Tam również powinien wyprostować się ranking, gdyż pojawi się odrzutka. Obecnie jestem 19. co wg. mnie zupełnie nie oddaje rzeczywistości, zakrzywionej przez zawody w Turkmenistanie. Jeden mały błąd tam kosztuje mnie to, że chłopaki, których w 7-eliminacyjncyh zawodach w Hiszpanii i 8-eliminacyjnej Fuercie wyprzedziłem o 5-6 miejsc są o tyle samo przede mną w rankingu, dzięki "wygranej" w kraju rozwolnienia. Ten ex-equo tryumf (równoznaczny z przejściem dwóch heatów) daje im tyle punktów co 6. miejsce w każdych innych zawodach. Nie jest to do końca fair, ale winić mogę tylko siebie i kolejny raz (jak całe życie w szkole) nadrabiać zaległości.
Póki co wszyscy rozjechali się do domów na zasłużony odpoczynek i trening przed Turcją a
ja zamieniłem deski na bardziej podgięte, a żagle na mniejsze I udałem się na Teneryfę spróbować swoich sił w mojej trzeciej dyscyplinie. Jak poszło mi w wave'owym PWA, napiszę na dniach, póki co uciekam pływać!
Pozdrowienia
Maciek Rutkowski
Burn, Patrik, Point-7, Unifiber, Quiksilver, GoPro, Sylt-Brands, Multisalon Autodiug IgmarAD