Adam Strybe Pol-3'styler |
8 marca 2006 przejdzie z pewnością do tych dni, których się nie zapomina. Jednak nie za sprawą, że poznałem tego dnia świetną dziewczynę lub coś w tym stylu jak można by wywnioskować z daty (Dzień Kobiet, a pro pos wszystkiego najlepszego ;) ), ale za sprawą pierwszego dnia i za razem pierwszej sesji wave’owo-freestyle’owej, o której mogę powiedzieć tylko jedno: rewelacja !!!
Dzień zaczął się jak każdy inny, mimo że z prognozy miało wiać już wcześnie rano. Ale dla odmiany windguru i inne internetowe przepowiadacze zawiodły i wiatr przyszedł po godzinie dziesiątej. Najpierw zrobiło się przyjemnie na kajty 12m dla przeciętnych ludzi. Jednak to nie zaspokiło większości kajciarzy i pary windsurferów znajdujących się w Red Sea Zone. Wszyscy czekali na coś lepszego niż „marna” piątka (w skali Beaufort’a) i jak zapewne większość się domyśla…coś się wydarzyło ;) Wiatr stopniowo się nasilał aż zatrzymało się na „siódemce”, a dokładniej wiatr w ciągu dnia wahał się pomiędzy 25 (najsłabsze podmuchy na brzegu) do około 35 (najlepsze powiewy na morzu) węzłów. Zapomniałem dodać, że wiało ze standardowego dla El Gouny kierunku, tzn. z Północy czyli był idealny side-shore !
Przechodząc do windsurfingu, optymistycznie otaklowałem swojego Pryde’a 4,4 z nadzieją że będę mógł go jeszcze wybrać po bomie…Deskę wziąłem ze sobą jedną więc nie miałem z pośród czego wybierać (czytaj „wybrzydzać”), mianowicie Mistral Syncro 82 litry. Gdy już koło 11 udałem się na wodę, wiatr na początku jeszcze nie pozwalał na super skoki, ale na ćwiczenia freestyle’u było idealnie: nie za duży chop, dobry (równy) wiatr oraz słońce ;)
Loop |
Po jakimś czasie się rozwiało więc wybrałem się w morze w poszukiwaniu fal ! Największe fale tego dnia miały około 1 metra wysokości, ale loty i tak były satysfakcjonujące biorąc pod uwagę że nośność był czasami aż za dobra ;)
Jednak w dzień człowiek musi odpocząć, więc z resztą ekipy spłynąłem na brzeg, aby odpocząć i wymienić się cennymi uwagami „z wody”. W końcu przerwa się przedłużyła, przyszedł czas na obiad, itd…
Aczkolwiek wiatr był tego dnia wyjątkowo łaskawy i nie spuszczał z tonu. Właściwie gdy znowu wybierałem się na wodę około 16 to nawet przywiało, przez co naniosłem poprawkę na trym żagla i z falbaną prawie do bomu i żaglem napiętym „na blachę” po bomie poszedłem na afternoon session …
Od tej pory mogę nazywać środę moim szczęśliwym dniem ponieważ oprócz tego, że zaliczyłem bardzo dobre pływanie, to rano znalazł się mój aparat fotograficzny, który poprzedniego wieczora zaginął w akcji ;)
Pozdrawiam
Adam Strybe
POL-3’styler
Eska