W dniach 27 maja - 1 czerwca odbyło się PWA Costa Brava. Pełna stawka Pucharu Świata zawitała na hiszpańskie wybrzeże nie znane raczej z wiatrowej perfekcji, ale ze słynną Tramontaną w prognozie nadzieję na rozegranie solidnych zawodów były wysokie. Już pierwszego dnia przyszło
kilka-kilkanaście węzłów bryzy i zdołano rozegrać jedną eliminację, w której Alberto Menegatti potwierdził, że nieważne jak bardzo kontuzjowany był pod koniec zeszłego sezonu i przez całą zimę i tak będzie trzeba brać go pod uwagę przy obsadzaniu końcoworocznego podium. Wyprzedził Cyrila Moussilmaniego i Micah Buzianisa, który pojawił się z przeogromną brodą i apetytem na podium w kończącym karierę roku.
Micah Buzianis i jego broda
Następne 3 dni mimo mocno więjącej w Gruissan Tramontany, pozostawiły zawodników bez ścigania, mimo iż wielokrotnie "było blisko" i na plaży ogłaszany był stand-by.
Zwróćcie uwagę na ręce oraz nogi Alberto Menegattiego, który odp rawie roku zmaga się z kontuzjami
Wreszcie w sobotę 31 maja Tramontana wreszcie przebiła się przez Pireneje z siłą około 15-25 węzłów (na Defi Wind 100km dalej było w tym samym czasie 45).
Zawodnicy znieśli na plażę po 4-5 żagli i po 3 deski i zabawa się zaczęła. Od pierwszego heatu widać było, że 5-te miejsce Antoine'a Albeau w pierwszym finale to tylko potknięcie. Tryby maszyny zaczęły się kręcić i tylko lekko zacięły się w ostatniej eliminacji (falstart już w pierwszej rundzie), ale generalnie występ "Zwierzaka" był bardzo imponujący. W większości swoich heatów startował na zero na pełnej prędkości i na pierwszej boi robił zwrot niezagrożony.
Antoine dwoma zwycięstwami, piątym i trzecim swobodnie sięgnął po pierwsze zwycięstwo w sezonie i objął prowadzenie w rankingu.
Anotine prowadzi, Maciek goni
Alberto Menegatti z liderowania zawodów stoczył się bardzo szybko. Silniejszy wiatr nie jest raczej domeną kontuzjowanego wciąż Włocha, który momenty bardzo dobre (5-te w czwartej eliminacji) przeplatał z bardzo złymi (dwa falstarty) i ostatecznie zakończył zawody na 9. miejscu. Świetnych zawodów nie miał też inny zeszłoroczny podiumowiec Julien Quentel, który zaliczył tylko jeden finał i skończył na 19. miejscu. Bardzo
solidne zawody zaliczył natomiast Buzianis, który mimo braku oszałamiającej prędkości doświadczeniem i świetnymi startami wepchnął się do pierwszej piątki.
Czwarte miejsce przypadło Benowi van der Steenowi, który z kolei należał do najszybszych w tych zawodach, jednak dopiero w ostatniej eliminacji pozbierał wszystkie elementy do kupy i zanotował 0,7.
Ben van der Steen i jego trofeum
Trzeci był rewelacyjny w tych zawodach Pierre Mortefon.
To pierwsze podium 25-letniego Francuza, który nie ukrywa, że warunki na 7.8 zawsze należały do jego ulubionych i gdyby nie wpadka w ostatniej eliminacji (popłynął na złą boję w ćwierćfinale) mogłby nawet bić się o zwycięstwo w tych zawodach. Drugi skończył wspomniany Moussilmani. To powrót na podium po ponad dwóch latach ultra-szybkiego Francuza, który chciałby na pudle stanąć również w generalce. Także
podium całe trójkolorowe, co zdarzyło się pierwszy raz w historii.
Francuskie pudło
A co z biało-czerwonym?
Maciek Rutkowski po słabym początku (kraksa w pierwszej rundzie pierwszej eliminacji), zaczął ścigać się zdecydowanie lepiej, po drodze notując najlepszą eliminacje w życiu (6-te) i dwa finały loosersów, ostatecznie kończąc zawody na 17. miejscu. Oto co sam zainteresowany miał do powiedzenia:
Finian Maynard vs. Maciek Rutkowski - photo finish
"Na Costa Bravę przyjechałem po mega nieudanych MŚ IFCA na Azorach (miałem napisać relację, ale aż wstyd - sorry SiePlywa!!!), w których rozegraliśmy tylko jedną eliminację. Gdy i tu zostałem rozjechany już w pierwszym heacie pierwszej eliminacji a potem przez 3 dni nie było wiatru pomyśłałem sobie 'oo niee szykuje się czarna seria'. Całe szczęście wiatr przyszedł, a ja wziąłem się do kupy. Ścigałem się solidnie nie ryzykując za dużo, co odbiło się na kilku słabszych startach. Odrabiałem natomiast sporo na zwrotach. Przez chwilę nawet ostrzyłem sobie ząbki na top10, ale niestety
kilka razy zabrakło kilku centymetrów, jak przeciwko Finianowi o wejście do półfinału, czy przeciwko Rossowi, który na jednym zwrocie zepchnął nas obu z finału do loosersów. Zabrakło też troche agresji nas startach w finałach i loosersach, bo tam nie ma przecież nic do stracenia, a wygranie loosersów czy dobre miejsce w finale pojedyńczej eliminacji jest jak najbardziej w zasięgu. Generalnie jestem jednak zadowolony, bo nie muszę już stawiać wszystkiego na jedną kartę, aby wejść do półfinału, dzięki czemu moje wyniki z pojedynczych eliminacji stały się stabilniejsze. Lepiej kontroluje to co dzieje się na trasie i jak na siebie zanotowałem
mało kraks i zero falstartów. Czuje się jakby moje ściganie wreszcie dojrzewało i jestem gotowy przyjąć następny przystanek w Turkmenistanie na klatę i postarać się tam o jeszcze lepszy wynik, aby trzymać ranking w tych solidnych okolicach, w których teraz się znalazłem. Nie będzie łatwo, bo poziom znowu się podniósł i znowu wyrównał (a już myślałem, że to niemożliwe), a sezon jest cholernie długi, ale
nie przestaje katować i zobaczymy co się wydarzy!"
Maggol na pełnej kontroli
Następny przystanek PWA to freestyle w Bonaire 20-24 czerwca, a slalomowców obejrzymy (bo zapowiedziany jest live-stream) już na początku lipca w Turkmenistanie.
Maćka Rutkowskiego wspierają: Burn Energy, Patrik, Point-7, Unifiber, Sylt Brands, Quiksilver, GoPro i Multisalon AutoDiug IgmarAD