Wczoraj kiedy większość z nas była na Nitro Circus Live, a potem imprezowała gdzieś na mieście, po drugiej stronie świata odbywały się ostatniej pojedynki surfingowe w tym roku. ASP World Tour dobiegł końca przy 3-4 metrowych falach, wraz zakończeniem zawodów Billabong Pipe Masters na Oahu. Wielką zagadką tych zawodów było pytanie czy Kelly da radę wygrać i czy zdobędzie swój 12 tytuł. Z drugiej strony był jednak Mick Fanning, który aby zgarnąć swój 3 tytuł potrzebował dotrzeć do półfinału. Kelly od samego początku był bardzo skupiony i od pierwszych heatów pokazywał niesamowite przejazdy, wygrywając bezproblemowo i przechodząc do kolejnych rund. Nikt w niego nie wątpił i uważało się, że jeśli ktokolwiek miałby w takiej sytuacji wygrać to tylko on. Pierwsza nadzieja pojawiła się w rundzie czwartej, kiedy to Mick Fanning przegrał swój heat, co oznaczało, że będzie musiał wygrać kolejny, żeby wejść do ćwierćfinału.
To jednak była ostatnia chwila słabości Australijczyka, który następnie bezbłędnie dotarł do półfinału, w którym przyszło mu się zmierzyć z ulubieńcem lokalnej publiczności - John John Florencem. Młody Hawajczyk był bardzo zdeterminowany, żeby wygrać i nie dał żadnych szans Mickowi, który i tak już zapewnił sobie tytuł. W finale John John stanął do walki z Kellym, który mógł pływać bez żadnej presji. Pojedynek dwóch zawodników, których dzieli aż dwadzieścia lat był bardzo bliski i zakończył się zwycięstwem bardziej doświadczonego surfera o jedyne 0,47 punkta. Kelly tym samym wygrał zawody Pipe Masters po raz siódmy. John John swoim wynikiem zapewnił sobie drugi raz wygraną w mini tourze Vans Triple Crown rozgrywanym wyłącznie na hawajskich spotach. Po zawodach Kelly przyznał, że czekał na taki idealny dzień na tym spocie i bardzo się cieszy, że mógł zwyciężyć właśnie w takich warunkach. Rozwiał też wątpliwości co do obecności w tourze w przyszłym roku, mówiąc, że sposób w jaki Mick zwinął mu tytuł z przed nosa, wystarczająco go wkurzył, żeby powalczyć za rok o dwunastą wygraną w karierze.