Jadąc do Chin w tym roku nie wiedziałam czego się spodziewać, ponieważ to jest na tyle duży kraj, że zawsze zaskakuje.
Pierwszy przystanek pucharu PKRA odbył się w Pingtan, który znajduje się 1,5h lotu na północ od Honk Kongu, a drugi odbył się w Haikou, który jest z drugiej strony, mniej więcej w tej samej odległości. Mój hotel znajdował się 20 metrów od plaży, gdzie rozgrywały się zawody. Spot przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Słońce, 2-3 metrowe fale i 20-25 węzłów wiatru.
Od razu wzięłam mojego pięknego 7 metrowego kite'a, żeby sprawdzić warunki. Było bardzo podobnie o pływania w Big Bay w Cape Town. Bardzo mi to pasowało. Tak bardzo spodobały mi się warunki do pływania, że nawet nie zauważyłam kiedy rozpoczęły się zawody.
[piiiiiiiipp!!] Usłyszałam syrenę rozpoczynającą pierwszy heat tego dnia. Moje przygotowania zaczęły się od napompowania trzech różnych kite'ów i czekania na moją kolej. Rozgrzewka, obczajanie warunków, oglądanie pojedynków chłopaków, założenie lycry startowej i boom! To był pierwszy heat po trzymiesięcznej przerwie, uwielbiam to uczucie. Kiedy wypływasz na wodę i czekasz przez 3 minuty na start nie można już wrócić. 3, 2, 1 i jazda!
Heaty zaczynają i kończą się bardzo szybko. Zanim się spostrzegłam skończyła się pojedyncza eliminacja, a potem podwójna i całe zawody. 7 minut to zdecydowanie za mało przy ciężkich warunkach. Zasady pozwalają tylko na 12 podejść do tricku, więc wychodzi mniej więcej 30 sekund na jeden trick, zakładając, że warunki są idealne. W Pingtan były bardzo silne prądy i duże fale, dlatego potrzeba było dużo więcej czasu, żeby wylądować dobry trick i utrzymać się w strefie zawodów.
Jestem całkiem zadowolona z moich heatów. Wygrałam pojedynczą eliminację, ale przegrałam podwójną, dlatego skończyłam zawody na drugim miejscu. Wydaję mi się, że straciłam koncentrację pod koniec eventu, przez to, że tak bardzo chciałam wygrać, zapomniałam o porządnym wykonywaniu wszystkich ewolucji.
Miałam dosyć długą przerwę przed przyjazdem do Chin przez kontuzję więzadła pobocznego w kolanie. Przez dwa miesiące pracowałam ciężko na rehabilitacji, żeby wrócić na wodę. Każdy dzień wyglądał jak trening Ironmana. Rano kriokomora, potem siłownia i na koniec fizjoterapia. Pojechałam do Chin z zamiarem obronienia tytułu Mistrzyni Świata, ale niestety nie udało się.
Kolejne zawody odbywały się w Haikou na wyspie Hainan, gdzie rok temu udało mi się wygrać. Byłam gotowa to powtórzyć. Dużo trenowałam z dużym, 13 metrowym kitem, ponieważ wiatr był naprawdę słaby, albo nie było go wcale.
W tym roku było kompletnie inaczej. Przyszedł wiatr spowodowany tajfunem i było naprawdę mocno.
W pojedynczej eliminacji, miałam całkiem łatwą drogę do finału, gdzie po raz kolejny spotkałam Giselę. Ten heat był dla mnie całkowicie na luzie, wykonywałam swoje tricki jeden za drugim, ale nie pokazałam swojego prawdziwego, mocnego stylu. Z drugiej strony Gisela cały czas napierała i wylądowała bardzo ładnego front to blind, który dał jej najwyższą notę pojedynczej eliminacji. Pozostała podwójna!
Następnego dnia wiatr był mocniejszy, a ja pojawiłam się na plaży pełna nadziei. Moja strategia była prosta - zrobić wszystko lepiej niż poprzedniego dnia, z grabami i lepszym stylem. Kiedy się rozgrzewałam, nie byłam pewna czy wziąć 7m czy 9m kite'a. Wiatr się ciągle zmieniał, co chwilę padało, więc pogoda była paskudna. Ostatecznie wzięłam 9m. Pierwszy heat przeciwko Annabel Van Westerop poszedł gładko i obroniłam swoje drugie miejsce. Na finał Gisela wzięła 7m, a ja zostałam przy mojej 9m. Było całkiem wietrznie, ale wiatr siadał co chwilę. Wzięłam większy latawiac, żeby mieć więcej mocy i lepsze noty, niestety po starcie heatu, wiatr momentalnie siadł do zera.
Ten pojedynek został anulowany i rozpoczęłyśmy ponownie po 20 minutach. Zrobiłam parę tricków, ale znowu nic specjalnego. Tak naprawdę walczyłam z nierównym wiatrem i czopem. Po zakończeniu od razu wiedziałam, że przegram, nawet nie musiałam się pytać. Adrenalina powoli schodziła mi do żołądka, sprawiając, że czułam się jakby mnie ktoś dźgnął nożem. To jest właśnie uczucie przegrania tytułu Mistrzyni Świata.
W końcu mamy koniec sezonu zawodniczego i czas na wakacje.
Karolina Winkowska