Z ukraińskiego Kerch przez cieśninę łączącą Morze Azowskie z Morzem Czarnym przedostaliśmy się promem do Rosji. Kontrola na granicy trwała długo i była dość dokładna, ale nie mieliśmy żadnych trudności z jej przekroczeniem.
W sierpniu tego roku Maciek był już w Rosji na zawodach wakestylowych Kite Rail Masters. Wiedzeni roztaczanymi przez niego relacjami upalnego spotu z płaską, płytką wodą oraz równym wiatrem udaliśmy się w stronę Blagoszczenki. Blaga - jak nazywają ją miejscowi - przywitała nas 10°C i ulewnym deszczem. Po chłodnej nocy spędzonej na klifie z pięknym widokiem na Golicypel obudził nas mocny wiatr i dalej padający deszcz.
Miejscówka na klifie
Poranna herbata nas rozgrzała, a jajka na bekonie dodały odwagi i tak przygotowani wyszliśmy na wodę. Ze względu na tę nieprzyjemną, jesienną aurę system był taki: 2 osoby pływają, a kolejne 2 grzeją furę, robią foty oraz wyręczają tych zmarzniętych, schodzących z wody w składaniu sprzętu. Tym sposobem, mimo braku czucia w kończynach każdy z nas zaliczył przyjemną, około 45 minutową kite sesyjkę.
Golicypel
Po pływaniu udaliśmy się do miejscowej knajpki, gdzie (jak twierdził Młody) w sezonie letnim ciężko o stolik, a tego dnia oprócz nas była jedna osoba. Sympatyczny, nastoletni, rosyjski Chińczyk podał nam "mantis" i "bliny", czyli duże pierogi z mięsem i naleśniki ze słodkim sosem, smakującym jak nieco rozcieńczone karmelizowane mleczko z tubki.
Wciąż padający, ulewny deszcz zmusił nas do wynajęcia pokoju na jedną noc, bo inaczej wysuszenie mokrych pianek i całego sprzętu kite nie byłoby możliwe. Pokój ten zapewnił nam jeszcze jedną, jakże pożądaną tego chłodnego, mokrego dnia możliwość - ciepły prysznic! Dla niektórych była to pierwsza kąpiel od początku tripu ( tymczasowy rekord, czyli 8 dni przypadł Gosi)! Reszta zaliczyła wcześniej kąpiele z myjącymi detergentami w lagunce kilka dni temu;)
Dnia kolejnego rozpadało się jeszcze mocniej... i zrobiło jeszcze zimniej... Opuściliśmy ponurą Blagę i ruszyliśmy w stronę Krasnodaru.
Aleksander 'Olek' Lewandowski