Wyjazd zaplanowaliśmy już w zasadzie w Marcu i wszystko było dopięte na ostatni guzik..... Wrrrrrróć!!
Dzwonię z pracy w poniedziałek do "Big Z" z pytaniem czy coś wieje w tym tygodniu na co dostaje odpowiedź : tak jest prognoza na Portugalię lecimy w czwartek ale nie chciałem ci tego rano mówić żeby ci się ręce w pracy nie trzęsły. No to od razu włosy na tyłku stanęły dęba i zaczęło się ogarnianie wszystkiego. Z tej strony wielkie podziękowanie dla
Aero Boards za przesłanie deseczki w błyskawicznym tempie no i w ogóle dzięki za deseczkę ale o tym później. Ekipa w zasadzie zmontowała się sama bo wiadomo jak koryto pełne (czytaj dobra prognoza) to knury same się zlatują. Tak o to w środę w nocy lecimy już spakowani busem do Hamburga na lotnisko.
Guincho
Na lotnisku klasyczek czyli pani Helga a.k.a. quiver musi ważyć dokładnie 20 kg wlepiła nam dopłatę do bagażu i już za chwilę byliśmy w drodze do Lizbony. Kilka godzin później po wylądowaniu i ogarnięciu samochodu zapakowani po sufit lecieliśmy na pewniaka do Guincho, gdzie jak tylko jest bezchmurnie i w miarę ciepło to wiatr mamy na 600%. Przy schodzącej wodzie, swellu ok 2m i na małych latawcach, w tym wypadku 7m piękna sesyjka na powitanie. Warto wspomnieć o wodzie która jak na czerwiec i temperaturę powietrza jest dość zimna ale dzięki XCEL Polska w niczym mi to nie przeszkadzało bo pianeczka Infinity Windseries 4/3 zrobiła robotę! W drodze do Peniche gdzie mieliśmy mieć bazę wypadową u sympatycznego Joao który ogarnia wiosną surfcampy z Polakami zaliczyliśmy jeszcze popołudniówkę w Praia D'Areia Branca gdzie wiatr już lekko siadał ale swell cały czas pompował z tym że w porównaniu z Guincho wiaterek side shore zamiast side on co sprawiało że fala o wiele ładniej się budowała.
Po dotarciu do Peniche i szybkiej wymianie poglądów w ekipie doszliśmy do wniosku że bez sensu uwiązywać się z jednym miejscem i będziemy kimać tam gdzie nas poniesie prognoza i zawitaliśmy na camping. Tu bardzo istotną sprawą okazało się że w Portugalii jest bardzo dużo campingów jakby to nazwać sieciowych co sprawia że po wyrobieniu karty rabatowej w jednym można spać codziennie gdzie indziej najbliżej miejsca gdzie prognoza, najlepiej wchodzi co pozwala zaoszczędzić czasu na jazdę oraz benzynę i opłaty drogowe. Warto dodać też że już zwykły bus jest pojazdem kategorii 2 co wiąże się z wyższą opłatą za autostradę.
Costa da Caparicas
Kolejne dni mijały na zwiedzaniu wybrzeża i poznawaniu warunków panujących na poszczególnych spotach przeplatane z odwiedzinami w shaperowniach gdzie można bardzo dużo dowiedzieć się o budowie desek i różnicami między np. single a double concave i pogłaskać deske John Johna Florenca które notabene są tam też robione i którą miał na ostatnim tripie po Europie.
Na pewno kluczowym elementem wyjazdu było spotkanie Pedro Henrique na spocie, który to nie tylko dał nam cynk gdzie i kiedy najlepiej się udać na pływanie ale też uświadomił nas w jak głębokiej dupie jesteśmy pod względem pływania na falach z kajtem i dotyczy się to chyba dużej części riderów na całym świecie. Koleś za małolata wygrał WCT World Tour na surfie, a od paru lat śmiga na kajcie i surfowy styl po prostu wylewa się z niego tak że
kopara drętwieje jak ręka po walnięciu łokciem o kant stołu.
Sao Juliao
Po takim gwoździu ciśnienie na pływanie i progres wzrosło jeszcze bardziej, a cowieczorne modły i ofiary w postaci morskich żyjątek spożywanych na kilogramy sprawiły że w pakiecie prognoza podkręciła się i swell wzrósł do 4 metrów i zaowocowało to piękną sesją na Praia do Sao Joao z wiatrem side off i czystym swellem łamiącym się 2 metrowymi falami. Tu chciałbym wspomnieć o deseczce Aero, która pomimo granicznego wiatru przy wyjściu przez niekiedy spory przybój i pełnym speedzie down the line na powrocie z falą po prostu nie chciała odkleić się od nóg, super stabilna przy bottom turnie nawet podczas naprawdę dużych prędkości i pozwalająca zaciąć wtedy kiedy chcesz, a rocker nigdy nie pozwoli na to żebyś zarył nosem w wodę i spaść prosto w paszczę fali. Do tego wykonanie i wytrzymałość przy wadze rozkładającej na łopatki deski topowych firm!
Sao Juliao
Podsumowując na 9 na 10 dni można było pływać na mniejszych bądź większych latawcach. Mówiąc większy mam na myśli 9 choć niekiedy wiatr był graniczny i dla mniej zaawansowanych riderów 12 byłaby dobrym wyborem. Ogólnie rzecz biorąc polecam Portugalię wszystkim z zajawką na wave niezależnie czy to surfing czy surfing z kajtem czy windsurfing. Niezliczona ilość point breaków i zatoczek z termicznym wiatrem to super alternatywa na letnie bezwietrzne dni, a do tego super jedzenie, sympatyczni ludzie i stolica z niepowtarzalnym klimatem. Sto na sto!
Grzesiek Cieślak a.k.a. Dżordż
(Xcell wetsuits, Aero Boards, Surfvista CaboVerde)
Costa da Caparicas