Oto historia bardzo udanych dla Polaków zawodów w San Francisco. Pierwsze wrażenia z miejsca zawodów w odczuciach Tomka Janiaka wyglądały następująco:
Po 2 dniach w chmurach i tułaczki po lotniskach, przybyłem na kolejne regaty czyli Mistrzostwa Ameryki Północnej, które odbywają się w San Francisco w jednym z najstarszych i najbardziej prestiżowych yacht klubów w USA. Dzięki uprzejmości dyrektora zawodów Robie Deana, zalogowalismy się (wraz z kumplem z Ukrainy) na jego jachcie zacumowanym w marinie klubowej, co jest idealnym rozwiązaniem, ponieważ do spotu mamy około 70m.
Sam akwen zawodów? ... jeden z trudniejszych jak nie najtrudniejszy z dotychczasowych w mojej karierze! - zimno, potwornie szkwali, kręci, różne cuda pływające w wodzie, cholerny czop na który dokłada się jeszcze kilwater tworzony przez dziesiątki motorówek, statków i wielkich masowców przepływajacych po akwenie zawodów. No ale jak to się mówi "dobrej baletnicy...", warunki takie same dla wszystkich. W czasie pierwszego treningu nie mogłem oczywiście odmówić sobie przepłynięcia pod legendarnym mostem Golden Gate, to taki lokalny rytuał.
Po dwóch dniach aklimatyzacji (walka z 9 h różnicą czasu, trening oraz zwiedzanie miasta), wczoraj odbyły się pierwsze wyścigi treningowe czyli tzw "practice races" - jest dobrze, polubiłem nawet to miejsce.
Ponieważ do zawodów zgłosiło się około 90 zawodników, podzieleni zostaliśmy na 2 floty eliminacyjne, żółtą i niebieską. Ja będę rywalizować w tej drugiej w bezpośrednich pojedynkach m. In. Z Riccardo Lecese i Brianem Lake, Błażej, który doleciał wczoraj, w żółtej.
Po pierwszy startach sytuacja przedstawia się zaś tak:
Wczoraj odbyły się 4 wyścigi eliminacyjne, w których zajmowałem odpowiednio 10, 3, 4, 2 miejsce. Na pierwszy wyścig spóźniłem się i wystartowałem jako ostatni 2 min po całej stawce, szkolny błąd związany z nieodpowiednim doborem rozmiaru latawca. Zdecydowałem bowiem ze wystartuje na 13m, po chwili zorientowałem się ze jednak mam za dużo mocy i zdecydowałem się zmienić latawiec na mniejszy tj 9m. W tym czasie ruszyła procedura startowa, w momencie w którym startowałem latawiec z plaży została minuta do startu, co oznaczało ze nie mogę wpłynąć w trójkąt (obszar między znakami wyznaczającymi linie startu a górna boją, strefa startu latawców zlokalizowana była w okolicy górnego znaku) bo wiązało by się to z dyskwalifikacją. Musiałem zatem poczekać na sygnał startowy, słynąć w dół i wystartować. Znalazł się jeszcze jeden taki "gamoń" jak ja, wiec raźniej nam było gonić stawkę. Nie bym był oczywiście sobą gdybym na tę okoliczność nie nauczył Komisji Regatowej kilku słów po polsku ;-), no cóż... emocje. Pisze to tak ku przestrodze dla młodszych zawodników, aby zawsze wychodzić na wodę na tyle wcześnie aby przewidzieć takie sytuacje, tyle w temacie.
Podczas kolejnych wyścigów startowałem i żeglowałem poprawnie, jedynie podczas ostatniego wyścigu zaraz po starcie miałem kolizje z Amerykaninem, który wymusił pierwszeństwo na "lewym", co dla niego skończyło się przeciętą deską, a dla mnie lekkim uszkodzeniem statecznika. O dziwo, po tym jak się pozbierałem, finiszowałem jako 2gi, tuż za liderem tego raceu Riccardo Leccese. Nadmienić również muszę, że jednak że na ostatni wyścig "przeprosiłem" się z rozmiarem 13m co pozwoliło mi płynąć bardzo szybko w dół, w tym czasie rywale używali latawców w większości 11m.
Po pierwszym dniu regat widać już jak plasują się poszczególni zawodnicy i kto będzie groźny, widać również ze Mistrz Świata Johnny Heineken oraz Riccardo Leccese są na tę chwilę poza zasięgiem. Aktualnie (po 4 wyścigach) zajmuje dobrą 6 pozycję, którą będę starał się utrzymać i powalczyć ostro w wyścigach finałowych, no ale jak to się mówi "nie chwal dnia przed zachodem słońca", jeszcze sporo pracy przede mną i również trochę szczęścia aby walczyć w Top 10.
Następnego dnia zawodów:
Jesteśmy po kolejnych 4 wyścigach eliminacyjnych, w których przypływałem odpowiednio 4,4,4 oraz 8. Odnotowałem tym samym spadek formy, niby startowałem dobrze, nie popełniałem błędów ale jakoś nie byłem w stanie przebić się do pierwszej trójki. Kursy na wiatr bardzo dobrze, na górnym znaku meldowałem się zwykle jako 3ci, natomiast w dół zdecydowany brak mocy. W tych specyficznych panujących tutaj warunkach cholernie ważny jest odpowiedni dobór rozmiaru kajta. Ja miotam się cały czas pomiędzy 9m a 13m, a jak się okazuje idealnym rozmiarem jak do tej pory tutaj byłby latawiec 11 metrowy, którego oczywiście nie zarejestrowałem :-\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\. Pretensje mogę mieć jedynie do siebie, no i może trochę do wprowadzonych w tym sezonie przepisów które regulują rejestrację latawców.
Amerykanie umocnili się na swoich pozycjach, widać że są u siebie, znajomość akwenu oraz opływanie w tych warunkach procentuje w ich przypadku. Po wczorajszym dniu i w sumie 8 wyścigach eliminacyjnych Błażej dzięki dobrej żegludze "wskoczył" na 7 pozycję, ja przesunąłem się natomiast na 8 miejsce. Dziś zaczynamy serię finałową, która wyłoni zawodników którzy będą rywalizować jutro w tzw flocie platynowej (top 10), złotej i srebrnej. Swoją drogą co regaty to nowe formaty rozgrywania finałów, czyli ciągłe poszukiwania idealnego rozwiązania mającego na celu uatrakcyjnienie "medialne" żeglarstwa, przy jednoczesnym nie wypaczaniu wyników rywalizacji sportowej. No cóż... ważny dzień, trzymajcie kciuki za nas!
I na prawie na sam koniec, tuż przed finałami:
Donoszę, iż plan minimum zrealizowany, czyli dwóch Polaków w platynowej flocie (TOP 10)!. Nie było łatwo bo większość zawodników była na tzw dużym "ciśnieniu" co przełożyło się na nerwowe manewry podczas startu, czego konsekwencją było kilka splątań.
Osobiście zaliczyłem bardzo dobre starty, co umożliwiło mi "wejście" na górną boję jako 3, 4ty. Jeden z wyścigów (startując z lewego) przez połowę dystansu nawet prowadziłem, ale niestety po raz kolejny kurs z wiatrem okazał się moją "piętą achillesową". O jednym z wyścigów, gdzie przypłynąłem jako 11ty, chciałbym jak najszybciej zapomnieć ;-). Chciałoby się napisać, że nastroje bojowe, natomiast na wczorajszej wieczornej imprezie z udziałem m.in. komandora tutejszego jacht klubu oraz załóg Pucharu Ameryki (Oracle i New Zealand), dało się odczuć, że wszyscy podchodzą to finałów z dystansem, luzem i uśmiechem.
Błażej i ja nie mamy nic do stracenia, więc walka zapowiada się naprawdę ciekawie. Oby tylko trafić z odpowiednim doborem rozmiaru latawca... :-)
I ostatecznie wyniki końcowe wyglądają następująco, a kilka słów o samym wyścigach finałowych za kilka dni:
1. Johny Heineken (Ozone)
2. Bryan Lake (Cabrinha)
3. Ricardo Leccese (Ozone)
4. Brian Kender (Cabrinha)
5. Adam Koch (ASV)
6. Błażej Ożóg (North)
7. Joey Pasquali (ASV)
8. Tomek Janiak (RRD)
9. Sky Solbach (North)
10. Tybur Reed (Cabrinha)
Pozdrawiam, Tomek Janiak (RRD.it, BLUECASH.pl, ABCSURF.pl)