Niedawno przejrzałem materiał foto/video z minionego sezonu i stwierdziłem, że warto się nim podzielić z innymi. Wypada jednak, oprócz "suchego" zamieszczenia filmu i zdjęć w sieci, napisać kilka słów od siebie o lecie 2012. Podsumowanie sezonu piszę nie tylko jako windsurfer i miłośnik pływania wave, ale również jako coach i organizator wyjazdów szkoleniowych Wavecamp.
Mój sezon rozpoczął się od majowego wavecampu w legendarnej miejscowości Pozo Izquierdo na Gran Canarii. Byłem tutaj już czwarty raz i jak zawsze wyjechałem zachwycony. Do szkolenia dorosłych, pragnących nauczyć się skakać, potrzebowałem silnego wiatru, dobrych ramp i zamkniętej, bezpiecznej zatoki. Pozo słynie z tych trzech elementów, więc postępy, przy pomocy drugiego coacha, Leszka, były widoczne z godziny na godzinę. Na lądzie też nie mogliśmy się nudzić, głównie dzięki wariactwom naszego gospodarza. Momentami czuliśmy się jak na kolonii, np. wtedy, gdy próbował zabronić nam pływać, dopóki nie sprzątniemy dwóch kubków ze stołu po śniadaniu. Cóż, przynajmniej jest o czym opowiadać po powrocie.
Przed kolejnym, czerwcowym wyjazdem, musiałem się nieźle spiąć, żeby oddać na czas moją pracę magisterską. Niestety, odpuściłem przez to dwie świetne prognozy w Łebie, czego nie omieszkali mi wypomnieć moi "życzliwi" koledzy. Koniec czerwca spędziłem w "polskim" Prasonisi na Rodos. Tym razem szkoliłem głównie na płaskiej wodzie, od startu z wody, poprzez rufę w ślizgu, na speed loopach i vulcanach skończywszy.
Na początku lipca udało mi się obronić magisterkę. Świętowanie było najlepsze z możliwych, czyli w Łebie, która przywitała mnie dwoma dniami z niezłymi falami i wiatrem na 4,7. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaczynałem tak późno pływanie na polskim morzu.
Szczyt sezonu miał jednak dopiero nadejść. W miejscowości El Medano na Teneryfie spędziłem cały miesiąc ze świetnie pływającą młodzieżą. Fale dopisywały przez cały wyjazd. Nawet w dni z najsłabszym wiatrem (na 5,0-5,3) fala na tzw. bunkrze potrafiła dochodzić do 1,5 metra. W przyszłym sezonie, oprócz mojego największego żagla (4,7), zamierzam wziąć większą deskę (96l), co na sąsiedniej wyspie Gran Canaria byłoby w środku lata abstrakcją. Wiatr w El Medano jest bowiem dużo słabszy, co nie oznacza, że nie można tam poszaleć - i tak przez większość dni w lipcu wieje 25-30 węzłów.
Tak jak królem Pozo jest Philip Koster, tak tutaj rządził Alex Mussolini, aktualnie nr. 3 w Pucharze Świata na falach. Pewnego dnia, gdy wiatr był słabszy, zobaczyłem kogoś pływającego na żaglu Mussoliniego. Jego bottom turny i cutbacki były jednak powolne, niepasujące do stylu Alexa. Tym bardziej mnie zdziwiło, gdy ten "ktoś" wykręcił na fali czystego autorotator-a. Na brzegu prawda wyszła na jaw - Mussolini pływał na desce typu SUP z żaglem! Jak sam mówił, udało mu się również ustać takę i, gdyby nie brak strapów, z przyjemnością spróbowałby wave 360...
Sporych emocji na Teneryfie dostarczyli nam nasi olimpijczycy w klasie RS-X. Śledziliśmy ich zmagania od początku do końca. Radocha po ostatnich, niesamowicie emocjonujących wyścigach była ogromna!
Po powrocie z Teneryfy miałem jeden dzień na przepakowanie i kolejną podróż. Tym razem był to największy tegoroczny wyjazd spod znaku Wavecamp, czyli dwutygodniowe szkolenie dla młodzieży na Rodos. Bardzo mi pomógł Karol, jeden z najlepszych polskich waveriderów i świetny instruktor. Jego artykuły szkoleniowe możecie znaleźć pod adresem www.karolpolitanski.pl. Sierpień na Rodos z młodzieżą staje się już tradycją. Był to trzeci tego typu wyjazd i, patrząc na to w jakim tempie się rozrasta, w przyszłym sezonie ma szansę stać się polską wersją Young Guns Camp.
Wróciłem do kraju 1 września i rozpocząłem jesienne polowanie na prognozy. Wraz z grupką przyjaciół udało nam się wyskoczyć na dwie 3-dniówki do Łeby. Niestety, na tym się skończyło. Planowaliśmy wyjechać do Danii czy Holandii na prognozę, lecz nie zgraliśmy terminów.
Nie udało nam się też w tym roku zorganizować zawodów Diss Wave. Coraz częściej jesteśmy w rozjazdach, coraz więcej pracujemy. Poza tym, po całym sezonie szkoleniowym, gdy pojawia się możliwość poskakania dla siebie, dużo bardziej kuszący jest dla nas (organizatorów) cały dzień dobrego wave'u od siedzenia na plaży, oceniania i pływania zaledwie kilkudziesięciu minut podczas naszych heatów. Wydaje mi się, że w Polsce można przeprowadzić zawody wave według dwóch formatów. Pierwszy to w pełni sponsorowana impreza, z opłaconymi sędziami, atrakcyjnymi nagrodami i zarobkiem dla organizatorów. Drugi to zawody organizowane wspólnie przez wszystkich zgłoszonych zawodników. Każdy pomaga tyle samo w organizacji i sędziowaniu. Nagrodą jest wtedy przysłowiowy uścisk ręki prezesa, ale za to wiemy, kto jest najlepszy!
To, że nie udało się zorganizować zawodów Dissa w tym sezonie, nie oznacza, że nie spróbujemy w przyszłym. Jeżeli jesteś zainteresowany wsparciem zawodów wave w przyszłym sezonie to napisz maila do mnie na kapusta@wavecamp.pl lub do Leszka na leszek@snoob.com.pl.
Poniżej znajdziecie kilka fotek i dwa krótkie filmiki. Pierwszy dokumentuje sierpniowy wyjazd dla młodzieży, drugi zaś jest zbitką kilku moich manewrów w sezonie 2012. W tym drugim w większości scen "występują" żagle Simmer Icon (3,4 i 4,0) oraz Simmer Iron (4,7), w które zaopatrzył mnie sklep Hydrosfera.
Pozdrawiam i do zobaczenia na wodzie,
Maciej "Kapusta" Kapuściński (www.wavecamp.pl, www.hydrosfera.pl)
Fot. Ela, Marcin, Basia, Maciek