Za oknem słońce, wiatr hula, słowem sezon pełną gębą. Ilu z nas może jednak z niego w pełni korzystać, dla ilu jeszcze się nie zaczął?
Mój wystartował już chyba w lutym, kiedy dołączyłem do Maćka Rutkowskiego i Wojtka Mroczyńskiego w Cape Town. Pewnie widzieliście
film Polish SA: Vengeance i o wszystkim wiecie... No prawie. Kwestia, na którą chciałbym zwrócić szczególną uwagę to Elands Bay. Spot odkryty przez nas pod koniec wyjazdu, który okazał się być najlepszym miejscem do jazdy na fali, na którym ktokolwiek i kiedykolwiek z nas był. A trzeba zaznaczyć, że bywało się tu i tam.:)
Elands to wioska daleko na północ od Cape Town. To długa na 4-6 skrętów, łamiąca się w sporą tubę, idealna fala. To mnóstwo rekinów i bardzo zaborczy surferzy. Jeśli ktokolwiek spragniony wrażeń, ma zamiar odwiedzić RPA, gorąco polecam zajrzeć i w to miejsce.
Po powrocie z zimowego wyjazdu, plany na dalszy ciąg sezonu układają się same, trzeba pojechać tu, później tam! Wystarczy jednak kilka godzin w szarej, miejskiej rzeczywistości i człowiek zaczyna już trzeźwo myśleć. Ba, zaczyna borykać się z bardziej przyziemnymi problemami (niż krótki okres fali), a plany wyjazdowe co raz pękają jak bańki mydlane. Ale, nie ma co się przejmować, "dopiero co wróciłem". W głowie trzyma się przecież jeszcze jedna, pozornie gruba i pewnie wyglądająca bańka - zaplanowana na połowę maja, której praca, szkoła i pieniądze nie mogą zagrozić. To w końcu Mistrzostwa Europy!
Póki co, ustawowo wolna majówka, w mieście 30 stopni, wiaterek - jadę nad morze! - pomyślało wielu z nas. Jak było to, Ci co pojechali doskonale wiedzą i pewnie do dziś żałują, że nie zostali wtedy na pobliskich, śródlądowych jeziorkach. Ja jednak na wyjazd nie mogę narzekać bo główny cel - czyli
ustawienie nowego sprzętu do formuły został zrealizowany.
Jak przystało na każdy powrót i tym razem, człowiek z dobrym nastrojem, pełen kolejnych planów, podążający drogą do szczęścia musi się zatrzymać i wrócić na ścieżkę obowiązków. Do tego ja, z bólem w sercu, musiałem przebić kolejną bańkę i zamiast ścigać się na Mistrzostwach Europy FWC, piszę teraz ten tekst.
Pozostaje mi snuć kolejne surfingowe plany i trzymać kciuki za nie, i za naszych na ME - (pojechała silna ekipa) oraz za ich sprzęt, który stawi czoła światowej sławy shorebreakowi na Sylcie.
Pozdrawiam,
do zobaczenia na wodzie,
Przemek Siemiński (FOX.SKLEP.PL, VENTO)