Od dziś przez
parę najbliższych tygodni relacja będzie się rozrastała o kolejne epizody poparte komentarzem i zdjęciami. Filmiki będą montowane przez Maksa Żakowskiego, Radka Szamszura i przeze mnie.
Mamy mnóstwo materiału video po trzech tygodniach treningu w Wietnamie i byłoby stratą umieścić wszystko w jednym filmiku. Poza tym nie wiem jak bardzo musielibyśmy spłaszczyć taki materiał w paru minutach video.
Czy udało się ujechać Lotus Lake? Jak wyglądał naprawdę wave i racing?
Czy uwolniliśmy małpkę?
Kto wygrał regaty racing o puchar Malibu?
Jak dorobiłem się kilkunastu szwów na paluchu i głowie?
Czemu Junior ma tak mało ujęć freestyle?
Czemu w 15 minut zakończyło się oficjalne powitanie Chińskiego Nowego Roku?
To wszystko w nadchodzących tygodniach...
Jak to się mówi po polsku? Już wiem - zostańcie dostrojeni...
Serial "W jak Wietnam" zaczynam epizodem pokazującym zmagania rejsiarzy.
Racing był głównym celem tego zimowego wyjazdu. Założenia mieliśmy bojowe nastawiając się na testy sprzętu i "wystukanie" godzin potrzebnych do zgrania się z nowymi deskami, barami, latawcami. Niestety producenci desek, obawiając się konkurencji, "robili" wszystko, aby opóźnić premiery swoich cudów i w efekcie polecieliśmy ze starymi deskami. Jako jedyny miałem ze sobą prototyp pierwszej deski race od polskiego producenta. SU-2 nie chce zostawać w tyle widząc potencjał rozwijającej się dyscypliny.
Będąc już na spocie wstępne wrażenia obiecywały harówkę przez 3 tygodnie. Jednak po pierwszym halsie wiedzieliśmy, że mamy
poważny problem w postaci wszechobecnych rybackich sieci. Całe wybrzeże, raptem 200-300 metrów od przyboju, zostało zablokowane pajęczyną linek. Dla naszych stateczników była to zapora nie do przejścia. Przez parę dni szukaliśmy bezpiecznego przejścia przez to "pole minowe". Zjechaliśmy wybrzeże w lewo i prawo. Nici z poszukiwań. Nie mieliśmy wyjścia. Postanowiliśmy zostać mistrzami świata pływania racingu w przyboju, upwind na prawym halsie i downwind na przeciwnym :)
Jednakże przez pierwsze dni nie chcieliśmy marnować dobrych warunków wave, więc deski race czekały na swoje warunki. Chyba
piątego dnia rozciąłem sobie palucha stopy i zrobiłem małą punkcję w tylnej części czaszki. 7 szwów na stopie i 4 na głowie wykluczyły mnie na kolejne 5 dni z pływania. W tym czasie Tomek i Maks "przykładali się" na dwóch treningach dziennie. Do tego budowali materiał na GoPro, a ja kręciłem ich z brzegu.
W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że
jedynym miejscem w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nadające się do racingu jest w centrum Mui Ne między klubem żeglarskim a szkołą C2Sky. W sumie jest to pas szerokości około 1,5 km. Także jak ktoś jedzie tylko na racing do Wietnamu powinien pamiętać, że jest tam niewiele nadających się miejsc.
Do końca wyjazdu zostaliśmy lojalni naszemu spotowi i nie ruszaliśmy się ze sprzętem race sprzed hotelu. Przyzwyczailiśmy się. Ja wróciłem na wodę ale nie czułem się komfortowo ze szwami na stopie i głowie. Tym samym nie stanowiłem konkurencji dla Maksa i Tomka. Ale to się zmieni wraz z topniejącym w Polsce lodem ;)
Dla urozmaicenia codziennej rutyny zrobiliśmy
regaty o puchar Malibu dla debiutantów w racingu czyli Marka Juniora i Mirka Węgielnika.
Była andrenalina jak i zabawa po pachy. Więcej o tym za tydzień...
Podsumowując napisze, że mimo sporego ograniczenia potrzebnej nam przestrzeni zaliczamy Wietnam do rejsingowo udanych zgrupowań.
Poniżej film oraz fotki. Miłego oglądania i zostańcie dostrojeni. Ciekawy jestem jak podaba się Wam podkład muzyczny.
Kolejny epizod dotyczący wave już się renduje...