Ze straszliwym wręcz opożnieniem, ale udało mi się wystukać małą relację z Młodzieżowych Mistrzostw Swiata Formuły Windsurfing, które odbyły się w brazylijskiej miejscowości Praia Seca nad laguną Araruama 2 godziny jazdy od Rio de Janeiro. Miejsce, które najłatwiej nazwać
"The Middle of Nowhere". Araruama to kompleks kilku bardzo słonych lagun. Miejscowa ludność żyje więc głównie z odzyskiwania soli i trochę z turystyki, choć nie wiem kto przy zdrowych zmysłach wybrałby takie miejsce na swoje wakacje.
Laguna Araruama
Uderzyliśmy tam w dużej ekipie: Milena Rudzińska, Hania Idziak, Michał Aftowicz, Michał Bazyli, Jacek Piasecki, Paweł Szymajda, Piotr Jankowiak oraz Arek Piasecki, ojciec Jacka no i ja, czyli Maciek Rutkowski
Byliśmy tam kilka dni przed zawodami. Niestety, jedna z moich paczek, w której miałem 2 żagle, wszystkie maszty i wszystkie bomy nie doleciała, więc trenowałem na lekkiej zbieranine pożyczonego stuffu. Niemniej jednak udało się poznać trochę akwen. Woda naprawdę była słona przez co można było zakładać mniejsze finy, w granicach 67cm zamiast 70. Wiało codziennie w granicach 10-20 węzłów, więc idealne warunki na formułę.
Nie do końca czuliśmy się jak w Brazylii. 15-20 stopni w dzień, deszcz w nocy, nie mówiąc już o absolutnym braku tych słynnych Brazylijek.
Polska ekipa w Rio w prawie pełnym składzie
Ok, w końcu nie po to tam pojechaliśmy. Pojechaliśmy na Mistrzostwa Świata. No właśnie. Dla mnie w tym roku na Formule był to bardzo dziwny sezon. Po wygraniu Mistrzostw Świata w Slalomie, zobaczyłem właśnie w tej dyscyplinie jakąś szansę i przepustkę do ścigania z dużymi chłopcami. Na to nałożył się przestój w organizacji międzynarodowych regat FW i coraz bardziej wkręcałem się w slalom. Formułe trenowałem mało, nie potrafiłem ustawić pod siebie sprzętu, na zawodach mi nie szło i coraz bardziej spadała ona na boczny tor. Tak naprawdę jedyną motywacją była chęć wypadnięcia dobrze na Mistrzostwach Świata. Ale po 4tym miejscu na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski i w perspektywie nadchodzącej wave'owej jesieni i PWA na Sylcie, zupełnie mi się odechciało. Także przez ostatnie półtora miesiąca przed wyjazdem na formule stałem raz, próbując przetestować kilka różnych listew i masztów. Ale, gdy już przyjechaliśmy na miejsce przypomniałem sobie zeszły rok, gdzie tytuł przegrałem 1 punktem i powiedziałem sobie "bez przesady, przecież nie zapomniałeś jak się na tej formule pływa" i postanowiłem, że po prostu dam z siebie wszystko, a ja się nie uda to trudno.
Nie miałem nic do stracenia. Wbrew pozorom takie nastawienie bardzo mi pomogło.
I tak oto zaczęły sie zawody.
I przyszło 25-30 węzłów! W jednym wyścigu nawet średnia 28 węzłów szkwały do 35. Masakra. Na formule jest to już granica wytrzymałości. Deska jest tak duża, że odlatuje, żagiel jest tak za duży że klei do wody, a fin ma tyle mocy, że czasem ni stad ni z owąd znajdujemy się 1,5 metra nad wodą. W registration day doszło też do małych nieporozumień, bo sędzia mierniczy był na zawodach windsurfingowych pierwszy raz i nie był chyba przyzwyczajony do przeróżnych numerów na żaglach jakie preferują rózni zawodnicy. Więc zaczął wymuszać żeby wszystkie były w żeglarskim standarcie, który wprawdzie jest w przepisach, ale wcale nie gwarantuje lepszej czytelności numerów. Wystarczy popatrzeć na mój żagiel, gdzie teamowe numery Gaastry są dużo czytelniejsze niż te większe, teoretycznie poprawne ale narysowane markerem. Ale nieważne.
Co się liczy to to, że mieliśmy 15 wyścigów, czyli maksymalną ich dozwoloną liczbę.
Maciek próbuje nie odlecieć
Przez kolejne dni było już minimalnie słabiej: 12-22 węzły. Jeżeli chodzi o naszą kategorię, czyli Youth
Gabriel Browne (tak, tak zbieżność nazwisk nieprzypadkowa - Brawzinho to starszy brat mniej znanego i bardziej race'owego Biela)
absolutnie zdominował regaty. Nie ma co się tu doszukiwać dziwnych powodów - był po prostu najszybszy. Wygrał 12 z 15 wyścigów. I chyba przegraliśmy z całkiem niezłym gościem, bo w tej chwii rozgrywanych zawodach Grand Prix (oczywiście seniorów) w Fortalezie wygrał nie kto inny jak Gabriel. Przed takimi gośćmi jak Paulo Dos Reis, Steve Allen czy Wojtek Brzozowski.
Gabriel Browne
Drugi w regatach zameldował się Jacek Piasecki, który w swoim stylu pływał po prostu bezbłędnie. Gdy Gabriel popełniał błąd, Jacek go wykorzystywał, ale niestety ustępował mu w prędkości. Pomimo częstych i często udanych ataków Jacka, Brazylijczyk nie dał sobie urwać nawet jednego zwycięstwa. Tylko, że Jacek jako jedyny z pierwszej trójki nie jest ostatni rok Youthem i jak dobrze pójdzie to mamy materiał na dwa zwycięstwa z rzędu w dwóch najbliższych latach.
Srebrny medal - Jacek Piasecki
Ja osobiście skończyłem regaty 3ci. Nie udało mi się wygrać ani jednego wyścigu z Gabrielem ani Jackiem. Moja rywalizacja z tym ostatnim wyglądała podobnie jak jego z tym pierwszym ;). Mianowicie kilka razy udało mi się zameldować na którejś boi przed nim, ale ostateczny rozrachunek był zawsze na jego korzyść. Również z tyłu miałem całkiem gorąco. Dopiero 2 wyścigi przed końcem zagwarantowałem sobie miejsce na podium. Przez kilka swoich błędów dałem się dojsć w klasyfikacji na małą liczbę punktów Brazylijczykowi Mateusowi Isaacowi. Całe szczęscie pozycje udało się obronić, bez konieczności wygrywania jej w ostatnim wyścigu i akcji w stylu "nóż na gardle".
Michał Aftowicz - 5te miejsce
Isaac również przez chwilę był zagrożony, bo
Michał Aftowicz z wyścigu na wyścig pływał coraz coraz lepiej. Przed zawodami był chory, potem przyszedł nuklearny wiatr, czyli chyba nie do konca warunki "Loopka", ale widać było że się odradza i poskutkowało to kilkoma trzecimi miejscami w paru wyścigach. Pech nie przestał go prześladować i strzelił mu maszt oraz rozerwał żagiel, co nei zmieniało faktu że na pożyczonym sprzęcie też piął się w górę.
Michał Bazyli i Jacek Piasecki
Kolejne miejsce, czyli
6te zajął Michał Bazyli. Jak zwykle był szybki, ale jak zwykle popełniał trochę za dużo błędów, żeby znaleźć się w walce o podium. Choć z drugiej strony 4 polaków w pierwszej 6tce - źle nie jest ;)
W kategorii dziewczyn, bezkonkurencyjne okazały się Polki i
ostatecznie Milena Rudzińska sięgnęła po złoto, Hania Idziak po srebro.
Mistrzyni Świata Milena Rudzińska
Podsumowując stronę sportową, zawody bardzo udane. Od siebie mogę powiedzieć, że jest to dla mnie sukces. Wprawdzie przed sezonem zakładałem walkę o zwycięstwo, ale w zaistniałych, wcześniej opisanych okolicznościach jest to zdecydowanie sukces. Po całym sezonie totalnego dostawania w dupe w jednej dyscyplinie, a dobrych występów w drugiej, tej pierwszej się po prostu odechciewa. Ale taki sukces, daje nadzieję i motywację do tego, żeby w przyszłym roku nie popełnić błędów z tego i naprawdę dobrze przygotować się również do sezonu Formuły. Szczególnie że chodzą słuchy o nowych imprezach w międzynarodowym kalendarzu FW. Formule zawdzięczam bardzo dużo i to tak naprawdę na niej po raz pierwszy wypłynąłem i niezmiernie mnie cieszy, że mogłem pokazać, przede wszystkim sobie, że nie zapomniałem jak to się robi.
Brązowy medal - Maciek Rutkowski
Jeśli chodzi o stronę pozasportową wyjazdu to zdecydowanie fajnym punktem był trip do Rio de Janeiro. Przede wszystkim widok z góry z "Jezuska" robi naprawdę zapierające dech w piersiach wrażenie. Maracana też mała nie jest, a zagęszczenie życia w dzielnicy Copacabana (400 000 ludzi) jest nawet, powiedziałbym, przytłaczające ;). Oczywiście zakończenie regat nie może zostać pominięte. Wszyscy świetnie się bawili, a ja spełniłem jedno ze swoich marzeń czyli
stage dive. Wprawdzie był to raczej podium dive i to z niezbyt dużej wysokości, ale już sam fakt że mnie złapali był miłym zaskoczeniem. Afterparty było super. Bawiliśmy się naprawdę dobrze, do tego stopnia, że Leonardo, czyli organizator całego zamieszania zażartowal (a może nie? ;) że w przyszłym roku nie wynajmuje, żadnych artystów, szkól samby ani nic takiego, tylko nas, bo robimy dużo lepsze show, hehe.
W Polskim stylu!;)
Teraz pora na powrót, a raczej pierwsze pojawienie się, na uczelnię. Od tego roku
Akademia Leona Koźmińskiego jest naszym (Michał, Aftowicz, Michał Bazyli, Maciek Rutkowski) partnerem/sponsorem, co umożliwi nam dalszy rozwój windsurfingowy i trochę czasu na pisanie relacji na SiePlywa.pl
Następnym punktem mojego kalendarza są
targi Boat Show, na których będą zawody rollboardowe w hali z wiatrakami. Świetne show, dużo ludzi, fajna atmosfera - bardzo się cieszę na tą akcję. W zeszłym roku udało mi się wygrać tam Freestyle. Postaram się raz jeszcze, ale bardziej chyba jadę się tam dobrze bawić ;). Również w tym roku będzie tam
konferencja z moim udziałem na temat "Droga na szczyt Pucharu Świata PWA". Postaram się zrobić niezłe show, więc zapraszam serdecznie.
Pozdrawiam
Maciek Rutkowski POL-23
(Gaastra, Tabou, Akademia Leona Koźmińskiego, Easy SurfShop)