16.08.2010
Micah i Valerie wygrali zawody PWA w Alacati
W środę i czwartek nie było nawet minuty wiatru. W piątek były próby, lecz tu wiatr jest tak ciepły i rzadki, że potrzeba go naprawdę dużo, żeby z boji wyjechała cała paka i żeby nie było dziur na trasie. W sobotę wiatr pojawił się tak jak zwykle czyli koło pierwszej, ale znów było tak gorąco, że wiatr był zbyt "rzadki". Oczywiście na standardy PWA, bo w każdych innych pojechalibyśmy tego dnia ze dwie kolejki. Tu wiatr mierzą i dzielą przez 2 i dopiero podają przez mikrofon ;)
Jak nie wieje to jest imprezka
Byłem w pierwszym heacie, więc mi nerwówka udzielała się jeszcze bardziej. Do tego pech nie odstępował mnie na krok. O wcześniejszych kraksach i falstartach już pisałem. Tym razem w piątek gdy pływaliśmy sobie dla treningu, bo "nie było wiatru" wystrzelił mi topek. Okazało się że w Alacati jest dwóch żaglomistrzów. Tylko jednemu zepsuła się maszyna, a drugi właśnie bardzo ciężko zachorował. Także zostałem bez głównego żagla (8.4)
Magol i Pritchard
Oczywiście chciałem coś pożyczyć. Najlepiej Gaastre oczywiście. Nikt z teamu nie miał zapasu. Potem uruchomiłem inne kontakty, ale też nic. W końcu zupełnie zrezygnowany powiedziałem Sarze-Quicie, że będę musiał płynąc na 7.6 na co usłyszałem "ja mam 8.4 i go nie używam". Mojego zajarania nie mogło zepsuć nawet to, że była to wersja monofilmowa. Szybki ducktape'ing i ARU-91 przekstzałciło się w POL-23, jeszcze tylko 45 minut ustawiania i miałem całkiem niezły żagielek ;).
Tylko uważaj na moje 8.4 Magol!
I tak nikt nie dawał mi szans w najcięższym heacie zawodów w którego skład wchodzili m.in: Kevin Pritchard, Josh Angulo, Peter Volwater, Pierre Mortefon, Kurosh Kiani i Bora Kozanoglu. Ten pierwszy i ten ostatni wyraźnie odjechali po starcie. Na pierwszą boję wszedłem trzeci razem z Angulo i Mortefonem. Josh w swoim stylu na chama wpieprzył się w malutką lukę między Mortefonem, a boją co skończyło się glebą tego ostatniego i zupełnym wyrzuceniem mnie na zewnętrzną, żebym tylko się z nimi nie zderzył. Przez ten manewr spadłem na szóste miejsce, ale w następnej rufie wykonałem manewr życia i łyknąłem Kianiego i Volwatera. Ten ostatni ściga się dłużej niż ja żyje! Do końca nie oddałem czwartego miejsca mimo że Peter naciskał. Tym sposobem pierwszy raz w życiu przeszedłem heat w PWA. Wreszcie wszystko ułożyło się tak jakbym tego sobie życzył. Gdyby tylko tak było od początku regat...
Niesamowita była też reakcja zawodników i sędziów na plaży. Był to bardzo zacięty heat i dużo się w nim działo. Wszyscy mi gratulowali, klepali po plecach, doceniali to jak wróciłem po tej słabej pierwszej rufie i jak zrobiłem Volwatera w kolejnej. Takiej reakcji naprawdę się nie spodziewałem i to tylko powiększało moją euforię i stan podjarania.
Lepiej żeby Magola nie było tym razem w moim heat'cie
Niestety sędziowie trochę ostudzili moje bojowe nastroje przed drugą rundą i przerwali ósmy heat w którym akurat jechał Polan. Tak więc mój występ nijak nie przełożył się na wyniki, ale co tam - to akurat jest najmniej ważne. Najfajniejsze było to jak na zakończeniu podszedł do mnie Vassi czyli Peter i z uśmiechem stwierdził "Aleś mnie wyru**ał".
Teraz trochę mniej egocentrycznie. Zawody wygrał w świetnym stylu Micah Buzianis, ale dzięki drugiemu miejscu po kolejny tytuł sięgnał Antoine Albeau. Ktoś pamięta który to już? 4ty? 5ty? Najwięcej dyskusji było o niebezpiecznych sytuacjach na bojach i "nieczystych" zagraniach w stylu łapanie za żagiel i ściąganie przeciwnika do wody (Ludo Jossin) czy wpieprzanie się tam gdzie miejsca już nie ma i ściąganie rywala ciosem bomem w głowę (Josh Angulo) czy po przewróceniu się łapaniu przeciwnika za strapy żeby zbyt daleko nie odjechał (Cedric Bordes). Dyskusje toczyły się gdzie leży granica, za co powinny być kary finansowe, za co dyskwalifikacje. Jedna sytuacja była oczywista i PWA zareagowało nawet łagodnie jak na taką akcje. Mianowicie Patrik Diethelm zderzył się z Turkiem Icingirem w loosers final. Icingir minute po zakończeniu heatu nadjechał do brzegu na pełnym speedzie gdzie stał Diethelm. Widząc przeszkodę na drodzę jeszcze docisnął i na pełnej pycie wjechał w korpus i żagiel Patrika po czym rzucił się na niego z pięściami. Decyzja: kara 500 euro i dyskwa z dwóch wyścigów, co według większości i tak jest zbyt łagodne.
Ale szczerze mówiąc mimo że też straciłem kilka miejsc na kraksach to "no rules" jest najlepszą zasadą. Zawody są niesamowicie widowiskowe i kraksy są już na porządku dziennym. Trzeba być agresywnym, nigdy nie odpuszczać i liczyć, że tym razem to nie ja znajdę się w wodzie. A koniec końców i tak wygrywa najlepszy.