No i skończyły się Mistrzostwa Polski Juniorów i Mastersów. Nie będę was trzymał w niepewności i na samym wstępie nieskromnie powiem, że udało mi się wygrać najcenniejszy medal w Formule Windsurfing. Nie było jednak łatwo. W większości wyścigów w czołówce pojawiało się więcej juniorów niż seniorów a walka na trasie była zacięta za każdym razem a zwycięstwo to się przybliżało to uciekało.
Po 3 dniu byłem na prowadzeniu ze złudnie dużą przewagą, ponieważ w przeciwieństwie do moich najgroźniejszych rywali (Roberta Bałdygi, Patryka Hronowskiego, Michała Pietrasika) miałem bardzo równe miejsca. Prognozy były słabiutkie, więc czułem się już zwycięzcą. I było tak aż do rana, kiedy to wstałem i okazało się, że to jeszcze nie koniec. Wyszliśmy na wodę i walka rozpoczęła się od nowa. W pierwszych 2 wyścigach byłem 3 i 4 (w juniorach), więc spadłem straszliwie i było nieciekawie. W 3 wyścigu wmówiłem sobie przed startem, że właśnie w tej chwili są moje idealne warunki i jestem najlepszy, najszybszy itd. - to właśnie jest ta osławiona wizualizacja.
Chyba pomogło, bo dojechałem 2, czyli lepiej. Dalej jednak nie odzyskałem prowadzenia i decydujący miał być ostatni wyścig tego dnia i zarazem tych regat. Tym razem przed startem myślałem o tym, że ostatnio mam dobre końcówki i że poprzedniego dnia te ostatnie wyścigi były najlepsze - znajdowanie swojej pozytywnej myśli.
Gorąco zrobiło się już od początku procedury, kiedy to okazało się, że wiatr się trochę skręcił i ewidentnie korzystniej jest startować spod samej motorówki sędziów. Oznaczało to, że będzie straszliwy tłok i start może okazać się decydujący. Podczas ostatniej minuty przed startem łódka komisji przeżywała prawdziwe oblężenie. Było maksymalnie ciasno i wystarczyłoby jedno zachwianie a przewróciliby się wszyscy. Na 10 sekund do startu stałem koło motorówki zaraz za Robercikiem - jednym z głównych rywali. Na 5 sekund, przed dziobem Roberta zrobiło się 2 metry miejsca. Tego właśnie potrzebowałem. Nie myśląc dużo, ominąłem Roberta dołem i na maksymalnej pompie wyjechałem mu tuż przed dziobem idealnie trafiając w moment startu. Potem kluczowym momentem była dolna boja, kiedy jadąc na czele stawki razem z Kubą Guzdkiem walczyliśmy o wpompowanie się na ten znak. Wykorzystałem chyba wszystkie możliwe rezerwy i udało mi się. Gucio stanął. Objąłem prowadzenie. Niby fajnie ale z drugiej strony też bardzo trudno bo to ja musiałem zadecydować kiedy zrobić zwrot. Robercik jechał 3 tuż za Guciem i wiedziałem, że każdy mój błąd będzie tragiczny w skutkach. Udało się. Przełożyłem się idealnie. Wprawdzie Kuba mnie wyprzedził, ale to Robert był ważniejszy a temu już nie odpuściłem. W trakcie wyścigu powtarzałem sobie, że to walka o złoto żeby dodać sobie sił. Potem na brzegu okazało się, iż faktycznie to ostatnie zwycięstwo pozwoliło mi stanąć na szczycie podium.
Jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ poziom był niewyobrażalnie wysoki. To była najostrzejsza walka, jaką do tej pory stoczyłem. Jestem Mistrzem Polski już po raz drugi. Teraz mam chwilę odpoczynku (ok. 12 godzin) a od poniedziałku zaczynam trening na RS:X ? nowej klasie olimpijskiej. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Serdecznie Pozdrawiam
Leszek Rutkowski, Pol 220
(Starboard, Severne Sails, Deemeed)