Po lekko katorżniczym maratonie formułowym zwanym Polish Triple Crown miałem jeden dzień na przepakowanie fury i jazda do Shoenberger Strand koło Kielu w Niemczech. Celem były aż 6-ścio dniowe
Mistrzostwa Europy Youth w Slalomie. Tym razem pojechałem z Gutkiem Kurczewskim i jego supportującym tatą. Ekipę uzupełniał klan Piaseckich i Agnieszka Bilska. Na miejscu przywitała nas totalna flauta i wieść o nierozegraniu ani jednego wyścigu przez 4 dni Mistrzostw Niemiec. Z kolei
prognozy na zawody były bardzo optymistyczne.
Osobiście nie za bardzo wiedziałem czego się spodziewać. Po zeszłorocznym 4tym miejscu skupiłem się głównie na formule, a slalom zszedł trochę na bok. Wprawdzie sprzęt miałem ustawiony, a rufy nigdy nie były moją słabą stroną, ale tak naprawdę nastawiałem się po prostu na walkę na 100% o jak najlepsze miejsce.
Pierwszy dzień wyścigów to warunki 12-22 węzły i bardzo duży, trudny chop. Jechaliśmy heaty eliminacyjne z których 5 najlepszych riderów przechodziło dalej do półfinału. Z półfinału znowu 5 najlepszych przechodziło do finału, w którym walczyliśmy o miejsca 1-10. W pierwszej kolejce strzeliłem lekki blowout, bo
w finale miałem idealny start, tylko że falstart - według sędziego o pół metra.
Po tym słabym początku moja motywacja wrosła jeszcze o 200%. Udało mi się wygrać kolejny finał, łykając na przedostatniej rufie Jacka Piaseckiego, który prezentował bardzo dobrą prędkość. Aby wyjśc na prowadzenie musiałem w kolejnym finale dobrze pocisnąć. Znowu udało mi się dostać do finału i po niezłym starcie wchodziłem na pierwszą boję w zbitej prowadzącej czteroosobowej grupie. Oczywiście chciałem wyjść z tej rufy już na prowadzeniu i w swoim stylu ściąłem do wewnętrznej. Przerzucając żagiel
zahaczyłem końcówką bomu o maszt "der-beste-deutsche" Sebastiana Kordela i obaj się złożyliśmy. Na proteście za bardzo się nie kłóciłem i Basti dostał zadośćuczynienie a ja dyskwalifikację.
Stłuczka Maćka (zielony żagiel) z Sebastianem Koerdelem na boi.
Oznaczało to, że po trzech eliminacjach miałem jedno zwycięstwo i dwa doły. Presja była ogromna, ale powiedziałem sobie że
odrobina mniej agresywnego pływania dobrze mi zrobi. W następnych kolejkach udało mi się za każdym razem wchodzić do finału. Wygrałem kolejne dwie eliminacje, w dwóch dojechałem na drugim miejscu i w dwóch na trzecim.
Chłopaki (Jacek i Gutek) radzili sobie bardzo dobrze. Jacek nie raz popsuł szyki wielu kolesiom w finale dopływając w pierwszej piątce, a Gutek czołowe miejsca w finałach loosersów (miejsca 11-20) przeplatał awansami do finałów głównych (miejsca 1-10). Mnie udało się wypracować minimalną przewagę na 2 dni przed końcem, ale w slalomie tak wszystko dynamicznie się zmienia, że niczego nie mogłem być pewien, a moje nerwy sumiennie mi o tym przypominały. Moi konkurenci byli bardzo szybcy, większość z nich bardzo dobrze robiła rufy i, co w slalomie najważniejsze, wiedzieli jak się zachować na startach. Każdy z pierwszej dziesiątki w tych super wymagających i nierównych warunkach był w stanie wygrać finał. Ale
czasem półfinały były tak silne, że faworyci odpadali już na tym etapie. Tak więc niczego nie byłem pewien.
Gutek i Maciek pomiedzy heatami.
Kryzysowa była kolejka, w której sędziowie zdecydowali się rozegrać "half fleet heats", czyli zamiast czterech heatów eliminacyjnych jechaliśmy w dwóch po 20 osób i połowa awansowała do finału. W heacie
na boi rozjechał mnie Jordy Vonk z Holandii i ledwo udało mi się nadgonić, żeby wejść do finału. Natomiast w finale nie miałem najlepszego startu i na pierwszej boi znowu
ściąłem do wewnętrznej i znowu źle to się skończyło. Tym razem ofiarą padł nie kto inny jak Jacek Piasecki i zarówno dla mnie jak i dla niego ta kolejka była już spisana na straty. Niestety po tej kraksie pojawiły się oskarżenia, że nie chciałem aby ktoś z Polaków był przede mną i zrobiłem to specjalnie. Oczywiście jest to totalna bzdura, bo wolałbym na podium obok siebie dwóch Polaków, a już na pewno nie patrzę na numery gdy próbuje kogoś minąć na rufie, gdzie na zastanowienie jest ułamek sekundy.
Po tych lekkich niesnaskach byłem jeszcze bardziej zmotywowany, żeby dowieźć prowadzenie do końća.
Ostatniego dnia udało nam się rozegrać tylko jedną rundę. W supersilnym wietrze udało mi się dopłynąć na drugim miejscu i w podskokach radości świętować tytuł Mistrza Europy Youth Slalomu.
Były to naprawdę wymagające i bardzo długie regaty. Mieliśmy aż 11 rund slalomu w wietrze od 10 do 30 węzłów. W prawdzie wygrałem tylko 3 finały, ale moim sukcesem był awans do każdego z nich. Ta sztuka nie udała się nikomu innemu na tych zawodach i myślę, że właśnie równa jazda dała mi tytuł. Konkurenci naciskali bardzo mocno, więc tym bardziej się cieszę, że się udało.
Ogromne gratulacje należą się reszcie ekipy, bo każdy wrócił z medalem.
Agnieszka "Goofy" Bilska dzielnie walczyła w rywalizacji dziewczyn i wraca do domu z 1. miejscem w kategorii Juniorek (poniżej 17) i 2.w kategorii Youth'ek (poniżej 20 lat).
Jacek Piasecki od początku pokazywał dobrą formę i zostało mu to nagrodzone 1. miejscem w Juniorach, a
Gutek Kurczewski w tej samej kategorii był 3.!
Polska reprezentacja (od lewej): Gutek, Jacek, Agnieszka, Maciek.
Ja natomiast nie jestem w stanie opisać jak zadowolony jestem z tego występu. Złożyło się na to wiele składowych, ze szczęściem włącznie, ale
nic nie mogło mnie tak podbudować po minimalnie przegranych Mistrzostwach Świata FW, jak tytuł Mistrza Europy w Slalomie. Teraz do zakończenia tego już udanego dla mnie sezonu została jedna edycja Pucharu Polski FW i Slalomu oraz Mistrzostwa Polski Youth w obu dyscyplinach. No i miejmy nadzieję, że kilka zapadających w pamięć sesji wave.
Pozdrawiam,
Maciek Rutkowski POL-23
(O'Neill, Aerotech, Infinity, Hydrosfera, Deemeed, Columbus)