Pomału się zawijamy. Z ciężkim sercem pakujemy walizki i załatwiamy formalności. Wciąż jednak, poświęcamy trochę czasu na surfing. No właśnie, na desce bez żagla spędziliśmy tu najwięcej czasu. Ostatnio odwiedziliśmy Rottnest Island , najlepszą miejscówkę na surf jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Spoty są dookoła wyspy, na każdą stronę, pogodę i umiejętności (od zaawansowanych do kamikaze:).
Oprócz Rottnest miejscami godnymi polecenia w pobliżu Perth są: Triggs Point w Perth, The Spot w Yanchep, oraz cały region Margaret River.
Na windsurfingu dość regularnie ciosaliśmy przez cały grudzień, styczeń aż do połowy lutego. Zrobiliśmy duży progres w jeździe na fali i trochę mniejszy w skokach.
Jest to głownie wynik charakterystyki spotów na jakich pływaliśmy. Super jumping był przez tydzień w Geraldton + Green Head, oraz kilka dni w Lancelin. W Scarborough nie zawsze jest wiatr w przyboju żeby sie rozpędzić, a w Margaret zazwyczaj wieje od brzegu i poza tym jest po prostu hardcorowo. Nie jest to nawet kwestia psychy, tylko zdrowego rozsądku i budżetu na sprzęt.
No właśnie, nasz bilans po 7 miesiącach to: złamana w pół deska surfingowa, windsurfingowa, statecznik, przedłużka, połamane 2 maszty, pęknięte 4 linki trapezowe i porwane wszystkie żagle, po kilka razy. Jednym słowem było na co wydawać flote.
Mimo wielu bezwietrznych dni, nudziliśmy się rzadko. Przez cały okres pobytu odwiedziło nas sporo Polaków. W grudniu moi rodzice, w styczniu Kapa z Robercikiem, a w lutym Justyna Śniady z Tomkiem Gierejem. Oprócz tego od początku towarzyszył nam, już prawie lokales - Przemek Jacniacki (Primo).
Generalnie Perth i zachodnia Australia to wymarzona miejscówka dla każdego windsurfera, kiteciarza, surfera czy bodysurfera. Gigantyczny plus stanowi to, że nie jest tu jeszcze bardzo tłoczno. Każdy złapie swoją falę. My mamy nadzieje tu jeszcze wrócić, a tym czasem do zobaczenia na Bałtyku!