Jesteśmy już w ponad 2/3 naszej wyprawy do Peru. 3 dni temu zaczęły się tu
Mistrzostwa Świata Formuły Windsurfing Youth & Masters. I oczywiście 3 dni temu skończył się wiatr.
W dzień rejestracji mieliśmy piękne waruneczki: 10-15 węzłów, słońce, płaska woda i zaplanowany na 16 practice race odbył się bez przeszkód. I to z całkiem niezłym dla nas skutkiem. Wprawdzie Michał zaraz po wyjściu na wodę złamał listwę i wolał odpuścić sobie wyścig, ale za to my z Mroczkiem daliśmy radę. Mieliśmy zamiar tylko wystartować, albo popłynąć 1 halsówkę (w Ancon wieje od brzegu), ale w trakcie zmieniliśmy zdanie i popłynęliśmy 1,5 kółka. Wystartowaliśmy z dobrego miejsca. Byliśmy tu 2 tygodnie przed regatami, więc doskonale znaliśmy już akwen, gdzie reszta zawodników pogubiła się i nie bardzo wiedziała jak i gdzie płynąć. Na górną boję Wojtek wszedł 2, a ja 3 - obaj za Alexem Cousin'em z Francji. Na baksztagu płynęliśmy zarówno szybciej jak i pełniej od niego, dobrze zrobiliśmy zwrot i na dolny znak wchodziliśmy już odpowiednio 1,2. Po dolnej boi Alex przełożył się w brzeg, ja pojechałem kawałek dalej, a Mroczek najdalej i to moja taktyka okazała się najbardziej skuteczna. Na drugą górną boję wszedłbym pierwszy, ale chciałem oszczędzać siły na nadchodzące dni i wycofałem się z wyścigu. Gdy płynęliśmy do brzegu w pewnym momencie przyszedł szkwał, mocniej zwiesiłem się na żaglu i
maszt strzelił mi w pół. Musiałęm się pożegnać z moim najlepszym masztem i przerzucić się na zapasy.
Kolejne dni przebiegały według następującego scenariusza. Rano nie było wiatru i była mgła jak co dzień. Tylko około 12, gdy już powinien zacząć wiać termiczny wiatr nic się nie działo. I do wieczora nic się nie działo. Pomysły na nudę były różne: basen, siatkówka, skoki do wody, poker. Drugiego dnia regat został zorganizowany wyścig wioślarski. Każdy team składał się z 6 osób, czyli 3 par. Wygrywała drużyna, która pierwsza przebyła wyznaczoną trasę, łącznie ze zmianami par. Jako takich zasad nie było, tak więc nie obyło się bez szarpania za włosy, zrzucania z desek itp. Nie obyło się też bez śładów na ciele. Gdy chciałem zrzucić Meksykanina z deski odwinął mi się z wiosła prosto pod oko (oficjalna wersja: było ich pięciu i tylko jeden mnie sięgnął. Jakbyście widzieli tamtych :) Drugi raz z kolei próbowałem powstrzymać zmiane par w przeciwnej drużynie i próbowałem jak w rugby chwycić w pół i powalić ogromnego Peruwiańczyka, ale niestety był 2 razy większy ode mnie więc odbiłem się jak od ściany.
W sylwestra musieliśmy się oszczędzać, bo z braku wiatru postanowiono, że będziemy się ścigać 1szego. Mimo to zabawa była całkiem niezła. Wszyscy zawodnicy spotkali się w jednym miejscu i wraz z całą otoczka miło spędziliśmy czas. Na koniec mieliśmy wszyscy skoczyć z pomostu do oceanu, ale z całej ekipy tylko polska trójka oraz Connor Baxter i Zane Schweitzer dotrzymała zamiaru.
Dzisiaj została postanowiona decyzja, że aby ratować Mistrzostwa przenosimy się na dziewiczą plażę 90km stąd. Zobaczymy co z tego wyniknie. Zostały jeszcze 2 dni i mam nadzieję, że w końcu się pościgamy.
Pozdro od całej ekipy! Życzcie nam szczęścia
Maciek Rutkowski
Exocet, Aerotech, Infinity, Columbus, Hydrosfera, Demeed