Poza reprezentacją naszego kraju w slalomie, mamy na tych zawodach wolnostylowca. Kuba Kosmowski dotarł na Sylt z lekkim opóźnieniem, w związku z awarią samochodu. Na wyspie był na chwilę przed swoim startem, a może i krócej. W każdym mąć razie w piankę przebrał się już będąc na pociągu samochodowym na wyspę i jednocześnie przygotował sobie deskę. Na miejscu zostało mu otaklować żagiel. Tego już nie zdążył zrobić i musiał pożyczyć od innego zawodnika. Zielona flaga do jego heat'u poszła w górę więc ruszył do pojedynku z Quincy Offringa. Na drodze do wygrania tego heat'u stanęły mu dwie rzeczy - zmęczenie po przejechaniu 1200km z Krakowa oraz przybój z jakiego Sylt słynie. Na szczęście Kosmo dostał drugą szansę - Quincy również nie poradził sobie z przybojem :) Sędziowie postanowili powtórzyć heat. Kosmo w biegu otaklował swój żagiel, bo podczas pierwszej próby skasował pożyczony pędnik.
Wszystko otaklowane, no to należało by wydostać się za przybój aby być w dobrym miejscu jak zielona flaga pójdzie w górę. Niestety wtedy dopadł Kubę brak wymaganych naklejek sponsorów na żaglu. Finalnie był gotowy do startu w momencie jak zielona flaga poszła w górę. Kilka minut na wyjście przez przybój, kilka minut na złapanie wiatru, którego było jak na lekarstwo, jedna gleba, jeden trick i po heat'cie. Quincy wykorzystał ten czas lepiej, choć w kolejnym heat'cie czekał na niego już Brownzinio.
Tak pokrótce wyglądał scenariusz wolnostylowej tragi komedii naszego reprezentanta. Miejmy nadzieje że odkuje się w podwójnej eliminacji, bo arsenał trick'ów ma odpowiedni aby powalczyć, tylko wszystko na około mu się zgrać.
Jeżeli chodzi o czołówkę freestyle'u to o wejście do finału walczył Tonky Frans, jego kolega z Bonair Kiri Thode, oraz Antxon Otaegui i Jose "Gollito" Estrado. Dwaj ostatni spotkali się w finale, w walce o pierwsze miejsce. Mimo tego że Gollito prowadzi w rankingu freestyle'u PWA i w pojedynku na Gran Canarii wygrał z Anton to tym razem Hiszpan odgryzł się i pokonał Wenezuelczyka. W heat'cie o trzecie miejsce wygrał Kiri.
Po freestyle'u przyszła wielka ulewa po której wiatr przysiadł. O godzinie 17:00 postanowiono wygonić wave'owców na wodę. Niestety wiatr tylko na chwilę się nasilił i było to za mało aby cokolwiek rozegrać. Tym akcentem zakończył się czwarty dzień zawodów.
Piąty dzień zawodów (środa) zaczął się nie ustającą ulewą, padało do 12:00 kiedy słońce przebiło się na niebie i znowu było przyjemnie. Tego dnia z powrotem w ruch poszedł slalom. Dopiero o 16:00 wiatr ustabilizował się na tyle aby można było puścić wyścigi. Ciężko tu mówić o stabilizacji, jak zawodnicy wychodzili na wodę to było 15 węzłów, jak poszła zielona flaga w górę to było 20 węzłów, a jak kończyli wyścig to było już w porywach 25 kts. Ofiarom narastającej siły wiatry był Leszek Rutkowski, którego heat był jako pierwszy tego dnia - ledwie skończył wyścig na 8.4
W finale drugiej rundy slalomu, z czołówki zabrakło jedynie Bjorna, którego na ostatniej boji wyprzedził Joshe Angulo, w pół finałowym heat'cie i tym samym Dunki skończył w finale B - jak zszedł na brzeg po tym heat'cie to mało mu zaworek nie strzelił takiego miał nerwa.
Finał drugiej serii slalomu to wspaniały triumf Josha Angulo, który po starcie był trzeci, mając przed sobą Antonie Albeau i Ross Williams. Antonie upadł na zwrocie, Josh to szybko wykorzystał wyprzedzając jednoczenie Ross i nie oddał prowadzenia do końca wyścigu.
Po slalomowych emocjach na poważnie zabrano się za wave. Udało się rozegrać prawie wszystkie heat eliminacyjne, poza ostatnim, który został odwołany w związku z zapadającym zmrokiem. Hitem eliminacji był podwójny front loop w wykonaniu Danny Bruch.
Na noc meteorolodzy zapowiadali wiatr do 10B i stan wody wyższy o 2m od normalnego więc rano w czwartek Morze Północne miało być rozbujane, idealnie na kontynuacje wave'u. Niestety poranek okazał się słoneczny, morze stosunkowo płaskie, a wiatr nie wystarczający do rywalizacji.
Wyniki, video i więcej zdjęć znajdziecie na stronie www.pwaworldtour.com. Poza tym zobaczcie video podcast Kuby Kosmowskiego i filmik MauiSails, z finału slalomu z emocjonalnym komentarzem Phila McGaina.
Bogo