Do El Tur zawitaliśmy 13-go lutego (Wiktor 6-go) w składzie: Paweł i Mateusz Kaźmierczak, Piotrek Staszczyński, Robert Sosnowski, Wiktor Kitzman oraz Szymon Ścięgosz. Lecieliśmy lotem czarterowym więc nie mieliśmy żadnych problemów z transportem sprzętu. Mimo godzinnego opóźnienia dotarliśmy do Sharm El Sheik na czas. Po wylądowaniu pilot oznajmił nam, że lecieliśmy z prędkością ponad 900 km/h! Jak zwykle spędziliśmy trochę czasu na lotnisku zanim wydali nam nasz ponad wymiarowy bagaż... A było tego sporo.
Do El Tur przybyliśmy pod wieczór i od razu zaliczyliśmy godzinną sesję pływania na dużym ciśnieniu. Koleje dni aż do weekendu spędziliśmy w całości na wodzie. Wiktor próbował gozzade clock, Mati ogarniał double punete, Szymon i Paweł ostro cisnęli switcha, a Piotrek i Robert przypominali sobie tricki... Wieczory mijały nam spokojnie najczęściej w naszym ulubionym sheesha barze na rogu, gdzie graliśmy w backgammona, piliśmy herbatę z miętą i oczywiście jaraliśmy sheeshe... W weekend niestety nie wiało, mieliśmy więc dwa dni na złapanie oddechu, bo na poniedziałek szykowało się grube pływanie...
W tym czasie z nudów robiliśmy różne dziwne rzeczy... Między innymi budowaliśmy wieże z połamanych masztów, którą planowaliśmy wstawić do wody, żeby uatrakcyjnić ujęcia do filmu. Niestety plan nie wypalił, ale zapał był bardzo duży. W miedzy czasie ekipa z Boards’a i nasz reprezentant z Magazynu Windsurfing Mariusz Goliński, z niewiarygodnym zacięciem testowali najnowszy sprzęt na 2008 rok. Nie można oczywiście zapomnieć o Andrzeju Jóźwiku, który z aparatem w ręku robił tysiące zdjęć! Pogoda była dobra... nie padało :) za to temperatury nas nie rozpieszczały. Pływaliśmy w długich piankach, a w nocy było 7 stopni! Przez bezwietrzny weekend uświadomiliśmy sobie jak zimny jest wiatr w El Tur, temperatura odczuwalna była znacznie wyższa bez niego. W poniedziałek mimo atomowej prognozy wiatr nie był aż tak silny jak się spodziewaliśmy, ale pływanie mogliśmy zaliczyć do udanych. Ten dzień okazał się felerny dla Piotrka, który nabawił się kontuzji barku i przez dwa dni był wyłączony z pływania. Wtorek przywitał nas silnym i równym wiatrem. Pływaliśmy cały dzień na żaglach od 4,7-4,0. Niestety było to ostatnie pływanie dla Kazia i Gwizdka, którzy przyjechali tylko na tydzień i wieczorem opuścili El Tur.
W środę wiatr wiał z podobną siłą jak poprzedniego dnia. W nocy była pełnia więc w zatoczce przy swellu tworzyły się metrowe falki, przy wietrze offshore, czyli idealne na poncha! Zaliczyliśmy udane ponch session... Natomiast Boardsy w tym samym czasie połamali dwa maszty na rafie. Przez kolejne trzy dni nie wiało... Ale za to było o wiele cieplej (25 stopni!) Nie robiliśmy kompletnie nic, już dawno nie było okazji poleżeć do góry brzuchem, poczytać książek i posurfować... po necie :) Nudziliśmy się okropnie, ale cóż obowiązki wzywały, więc paliliśmy sheeshe całymi dniami... Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na niedziele wieczór...
W niedziele znowu wiatr zawitał w El Tur więc mieliśmy trochę czasu, żeby się rozpływać po trzydniowej przerwie. W poniedziałek i wtorek wiatr wiał na żagle 4,7-4,2 i właśnie z tych dwóch dni możecie zobaczyć najwięcej ujęć w naszych filmach. Zaliczyliśmy mega sesje na super płaskiej wodzie przy swellu. Wiktor ustał kilka shak w pełnym ślizgu i grubbiego, Piotrek double spocka i pełno innych tricków na powerze, Szymon eslidera sw chacho i punete, a Robert ładne funnelle jedną ręką... Niestety we wtorek wieczorem musieliśmy się zwijać, bo samolot mieliśmy o zabójczej porze (4:30) I tym pozytywnym akcentem zakończyliśmy nasz zimowy wypad do egipskiego El Tur. Na pewno tu wrócimy! Należy jeszcze wspomnieć że wyjazd został perfekcyjnie zorganizowany przez firmę Surftravel.pl
Poniżej obiecany filmik w 5 częściach.
Szymon Ścięgosz (ABC surf)
Wiktor Kitzman (Easy Windsurfing)
Robert Sosnowski (Surftravel.pl)
Piotrek Staszczyński (hydrosfera)
Kaziu i Paweł Kaźmierczak (Maui Sails)
Patronat Surf Or Die.